Pozytywka nie zmieniła się w ciągu tych dziesięciu lat spoczywania pod podłogą apartamentu w Sankt Petersburgu nawet odrobinę, panująca w starej kamienicy wilgoć jej nie zniszczyła. Światła Opéra Garnier tańczyły w złocie, z którego ją wykonano, kiedy siedząc na zimnych stopniach eleganckiego gmachu Dean obracał nią w dłoni, bezwiednie. Cas miał się przebrać i dołączyć do niego i Sama z Gabrielem, przez cały dzień unikał go jak ognia, nie chciał z nim rozmawiać. Nie chciał kolejny raz odpowiadać na pytania, na które tak czy inaczej nie był w stanie udzielić zadowalającej odpowiedzi.
Spojrzał na zegarek, wskazówki wskazywały kwadrans po szóstej. Przedstawienie zaczynało się o siódmej.
Właśnie tak wyglądało zawsze całe jego życie, jednego dnia przerzucał worki z cukrem w cukrowni pod Dublinem, zbijał drewniane skrzynki w Bristolu – drugiego miał zobaczyć balet w największym budynku operowym w Paryżu, w garniturze za który można by kupić samochód... w towarzystwie carewicza Romanowa. Zobaczył, jak wysiada z Gabe'm z auta, podjechało pod operę, czarno-czerwony rolls-royce.
Schował pozytywkę z powrotem do kieszeni, Sam minął go na schodach.
– Jest, mój wielkolud – Gabe uchwycił się go pod rękę.
Wokół nich do opery zmierzały pary, piękne panie w wytwornych sukniach, futrach, kapeluszach wspinały się do wejścia prowadzone przez eleganckich panów. Cas stanął naprzeciw Deana, zrobiło się niezręcznie; wszystko, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru, wydarzyło się przez nikogo innego jak Winchestera i dlatego to on pierwszy lekko machnął na Casa ręką, wskazując na jego schludny smoking.
– Ładnie wyglądasz.
Castiel chyba odczuł ulgę, bo pierś opadła mu nagle luźno, jakby wcześniej wstrzymywał w niej powietrze. Uśmiechnął się, delikatnie, czyżby spodziewał się, iż Dean mógłby się do niego wcale nie odezwać, odwrócić się i wejść do opery samemu? Widać brał taką możliwość pod uwagę.
– Dziękuję. Ty też. Na co dokładnie idziemy? – wsunął dłoń blondynowi pod ramię, ruszyli po stopniach w górę, Cas pachniał cholernie dobrze, sexy, męsko, do bólu pociągająco.
– Nie pamiętam. Chyba na „Kopciuszka". Sam ma bilety.
– Nie pamiętasz, na co idziemy? – brunet zaśmiał się cicho. – Dean – zatrzymał go, nim zdążyli do budynku wejść. – Co do tego, co stało się wczoraj... Przepraszam. Nie chciałem tak na ciebie napierać, ani niczego na tobie wymuszać-
– Cas, wiem – przerwał mu. – Nie musisz się tłumaczyć. Nie gadajmy o tym.
– Nie chciałbym, żeby to coś między nami zmieniło – Cas przytrzymał go za rękaw płaszcza.
– Nie zmienia. Wszystko gra.
– Omijasz mnie dzisiaj od samego rana. Nie wydaje mi się, żeby to oznaczało, że „wszystko gra".
– Cas – westchnięcie. Para poszła mu na zimnie z ust. – Dzisiaj mamy na głowie ważniejsze rzeczy, okej? Skupmy się na nich. Skupmy się na rozmowie z cesarzową. Nie rozkojarzaj się pierdołami.
– Nie traktuję cię jak pierdołę.
– Cas – powtórzył, przewracając oczami. Bądź co bądź, ten kretyński upór był dla księcia, którego zapamiętał z pałacu w dawnej stolicy Rosji, bardzo charakterystyczny. – Serio, zostawmy to sobie na później. Nie przejmuj się tym teraz. W porządku? – w geście pojednania objął jego dłoń swoimi, obiema, zamknął ją w nich, trochę próbując to załagodzić. Znowu na niego naskakiwał, odkąd tu przyjechali, do Paryża, zachowywał się względem niego jak skurwiel, a Cas nie wiedział nawet dlaczego. W drodze przez Europę dokuczali sobie, ale jest różnica między przekomarzaniem się z kimś, a byciem dla niego zimnym. – Chodźmy obejrzeć tego Kopciuszka, czy cokolwiek czym ma to przedstawienie być. A potem poszukamy Marii.
CZYTASZ
Anastasia (DESTIEL AU) - UKOŃCZONE
FanfictionOd czasu rewolucji po Sankt Petersburgu krąży plotka, że syn straconego cara Mikołaja przeżył noc zagłady rodziny Romanowów, a jego babka, Maria Romanowa, w zamian za odnalezienie go oferuje wysoką nagrodę. Polując na ten łup do Rosji wracają po lat...