Ciąża Clarice - Demoniczne Anioły

88 2 1
                                    

Tęgi, niski mężczyzna pod pięćdziesiątkę zasiadł przed telewizorem z wielką porcją makaronu. Ugo był wyczerpany i głodny, dlatego bez zastanowienia wbił wzrok w kolorowy ekran telewizora i łapczywie zaczął pochłaniać jedzenie. W jego głowie powoli zaczęły kłębić się myśli o dzisiejszym spotkaniu z tą jakże wyrafinowaną i elegancką parą...
Czy to naprawdę mogą być oni? Lecter i... no jak jej tam było... Sparkling? Ste... Starling!
A co jeśli to on jest idiotą, a to piękne małżeństwo, majestatyczne, wręcz jak z renesansowego dzieła...to tylko para zwykłych, szczęśliwych ze sobą ludzi, szukających nowego domu? Może bez sensu wypaplał koledze bzdury, że to poszukiwane twarze, które co jakiś czas widać w telewizji...
Dobra, zostawi to tak, jak jest. Potraktuje ich jak normalnych klientów, a później o nich zapomni, zarobi i będzie dalej żył. Matko, jaki pyszny ten makaron! Przecież nawet nie widać uderzającego podobieństwa, ani nic... No i po co on tak gadał...
Wtem rozległ się dziwnie głośny dzwonek jego telefonu. Odłożył makaron, oblizał się i wstając, beknął. Poszedł do spowitego w ciemności przedpokoju i odebrał.
- Tak słucham?
- Ciao, signore! Z tej strony Pavio Murray.
Pośrednika mimowolnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nie miał pojęcia, że w tym samym momencie po drugiej stronie słuchawki, Lecter posyła Clarice znaczący, lekko zamyślony uśmiech.
- Tak... Tak, witam szanownego pana - odchrząknął nerwowo Ugo.
Clarice stłumiła śmiech, opierając głowę o ramię doktora, który z trochę szerszym i swobodniejszym uśmiechem przystawił palec do ust, na znak milczenia.
- Moja żona czuje się już całkowicie dobrze, dziękuję za pamięć - kontynuował ironicznie Hannibal - W takim razie chcielibyśmy spotkać się ponownie, aby obejrzeć cały dom. Jesteśmy już prawie całkowicie zdecydowani na zakup. Czy jutro rano panu pasuje, signore?
- Wie pan...
- Najlepiej wcześnie rano, na przykład...która godzina kochanie? Tak, idealna byłaby 7:00. Jesteśmy umówieni?
- Naturalnie, tak jest...
- Buona notte - Lecter zakończył rozmowę swoim charakterystycznym, magnetycznym, złowrogim półszeptem i odłożył słuchawkę, nie przytrzymując na niej ani jednego palca...
Skupił swoją uwagę na Clarice, która uniosła głowę z jego ramienia i w milczeniu przyglądała się Lecterowi, błądząc opuszkami palców po jego szyi i dość umięśnionych, nadzwyczajnie silnych ramionach. Oboje wyczuwali ogromny magnetyzm i łączącą ich energię. W takich chwilach Starling przepełniała radość, ekscytacja oraz pożądanie, czające się za jej błękitnymi oczami, rumieńcami i rozchylonymi, pełnymi ustami. Lecter był dla niej istnym dziełem sztuki, ideałem, ale także trucizną wypełniającą jej serce, której nie miała zamiaru się pozbyć. Z kolei ta nieopisana troska, podziw i pożądanie w magnetycznych oczach doktora, malowały się tylko i wyłącznie, gdy wpatrywały się one w Clarice. Dla Hannibala była ona całym światem i choć sam w to czasami nie wierzył, była nim już od wielu lat. Sensem, prawdą, odpowiedzią, siłą i arcydziełem, które należy chronić. Patrząc na jej piękną, ukochaną twarz czuł przepełniający go spokój i wdzięczność...
Kobieta błądziła opuszkami palców po jego twarzy, skupiając się najbardziej na wargach.
- Wiesz, Clarice... Gdy zadzwoniłem do ciebie niedługo po ucieczce z tej jakże nudnej klatki... Czułem, że to nie koniec naszej historii. Rozłączyłem się i... pamiętam, że przytrzymałem chwilę palec na słuchawce. Tak jakbym pozostawiał znak lub ślad mówiący „Do zobaczenia"... - wyszeptał i powoli zassał palec wskazujący Starling, utrzymując z nią intensywny kontakt wzrokowy.
- Czy to także uznasz za znak? - zapytała, lekko drżącym od narastającej żądzy i przyjemności głosem.
Lecter złapał ją w nadgarstku i stanowczo się pochylił, sprowadzając tym samym Starling do pozycji leżącej. Dzisiaj dominował. Plan poczeka.
- Tu i teraz - wyszeptał i oboje popłynęli na falach dość brutalnej, lecz pełnej pasji i miłości namiętności...
......................................................................................
W Waszyngtonie nastała śnieżna i mroźna, aczkolwiek spokojna noc. Ardelia Mapp leżała na podłodze w przedpokoju, w głuchej ciszy, której akompaniowały odległe odgłosy ruchliwych ulic. Wpatrywała się w sufit, a cały jej dom był spowity w ciemności. Nie mogła spać. Nie umiała. Zapomniała...
Skierowała wzrok na komodę, na której leżała karteczka z numerem telefonu i nazwiskiem Cordella Doemlinga. Byli umówieni na jutro. Mężczyzna prosił o ogromną dyskrecję, dlatego Mapp bez wahania zaproponowała, aby Doemling pojawił się u niej w domu. Telefon od niego spadł na nią jak grom z jasnego nieba i poraził silnym, energetycznym dreszczem.
- On... Powiedział, że nawiązał kontakt z Lecterem, że...że ma informacje, jakiś dowód... O Boże, Jack! Nie wierzę, że to dzieje się naprawdę... Jadę do domu - obracała się w różne strony, jakby próbowała coś znaleźć.
- Jadę z tobą. Muszę być na tym spotkaniu, nawet jeśli nic ono nie przyniesie - Crowford znacznie lepiej opanowywał emocje.
Ardelia odtwarzała w głowie wydarzenia wczorajszej nocy. Nie była w swoim domu od miesięcy. Nocowała w podziemnym miejscu pracy i dopiero promyk nadziei w postaci Cordella, dał jej siłę, żeby tu wrócić. Nie miała pojęcia co tak naprawdę kryje się za jego wieściami...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 11, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Hannibal - Dalsze Losy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz