Rozdział 17

4K 279 72
                                    

Isabel

Łzy zamazały mi pole widzenia, kiedy opuściłam mieszkanie Matta. Tym razem na dobre. Nie było odwrotu. Nie po słowach, które padły, które musiałam powiedzieć. Nie wiem, w jaki sposób wydostałam się na zewnątrz. Rozejrzałam się dookoła. Czułam się, jakbym była obłąkana. Zlokalizowałam ławkę i na niej usiadłam. Nie miałam sił, by się ruszyć, by dojść
do samochodu i stąd odjechać. Łzy w końcu potoczyły się po policzkach, a ja nie potrafiłam ich zatrzymać.

Za czym płakałam? Za szansą, której nigdy nie mogłam mieć. Za tym, że tak bardzo bałam się komuś zaufać w obawie przed cierpieniem. Za tym, że sparaliżował mnie strach, nie pozwalający cieszyć się uczuciem, którym Matt mnie obdarzył. Nie byłam ślepa, dobrze wiedziałam, co się stało. Zakochał się we mnie wbrew temu, co ustaliśmy na początku. Mało tego, ja też coś do niego poczułam. Wczoraj spędziliśmy ze sobą cudowne chwile.

A kiedy obudziłam się rano... Cała magia zniknęła, za to pojawił się strach.

Odchodząc od Lukasa kilka lat temu, przyrzekłam sobie, że drugi raz nie pozwolę wystawić się na takie cierpienie. I chociaż podświadomie czułam, że z Mattem mogłoby być inaczej, obawy okazały się silniejsze.

- Isabel? – Usłyszałam nad sobą znajomy głos.

Boże, ile ja czasu spędziłam przed blokiem? Kiedy uniosłam głowę do góry, zobaczyłam Matta pochylającego się nade mną.

- Co się stało? Gdzie mój brat? – spytał, a ja uświadomiłam sobie, że to Jake.

Naprawdę byłam w kiepskim stanie, do tego zostałam nakryta przez irytującego braciszka detektywa. Czy ten wieczór mógł się okazać jeszcze gorszy, niż już był? Najwidoczniej tak.

- Czy możecie dać mi święty spokój? – wrzasnęłam, wyprowadzona z równowagi troską widoczną na twarzy Jake'a.

Nie chciałam, żeby mi współczuł. Wstałam gwałtownie z ławki. Mężczyzna spoglądał na mnie zaniepokojony.

- Po prostu zejdźcie mi obaj z oczu! – Ominęłam go i ruszyłam przed siebie.

Działałam jak robot. Cudem nie zabiłam nikogo po drodze, kiedy wjechałam na ulicę. Czułam się fatalnie. Dodatkowo cichy głos w mojej głowie podpowiadał, że na wszystko sobie zasłużyłam. Nie potrafiłam pozbyć się widoku Matta, gdy powiedziałam, że jest żałosny. Zdawałam sobie sprawę, że go ranię, ale nie potrafiłam inaczej.

To ja byłam żałosna. Stchórzyłam. Nie mogłam się przemóc, podjąć walki, chociaż w każdej innej dziedzinie życia walczyłam do upadłego. Tylko w tej jednej zawsze przegrywałam.
Aż w końcu podjęłam decyzję, by więcej nie próbować. Teraz też nie chciałam.

Zatrzymałam się na jednym z parkingów kilka mil od mieszkania Russo. Powinnam zapomnieć o nim jak najszybciej, tak byłoby najlepiej i dla mnie, i dla niego. Dlaczego więc czułam się tak fatalnie? Dostałam to, czego sobie życzyłam. Matt z pewnością nie zechce mnie więcej widzieć. Powinien ułożyć sobie życie beze mnie. Ze mną nigdy nie byłby szczęśliwy.

Spojrzałam w lusterko w samochodzie. Wyglądałam, jakbym straciła kogoś bliskiego. Otarłam łzy i kilka razy zamrugałam powiekami. Nie wiedziałam, co powinnam teraz zrobić.
Nie chciałam wracać do mieszkania. Spojrzałam przez szybę. W dali zamigotał neon jakiegoś klubu. Kiepski pomysł. Nawet kiedy chwyciłam za klamkę w aucie, uważałam to za niezbyt dobrą koncepcję, ale i tak ruszyłam w tamtym kierunku.

W środku lokalu panował tłok. W końcu był weekend. Przedostałam się przez tłum ludzi
do baru. Miałam szczęście, bo zwolniło się jedno miejsce. Zajęłam je, a po chwili stanął przede mną barman. Poprosiłam o kieliszek wina.

Zacznijmy od nowa ( BRACIA RUSSO #1) -ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz