𝕽𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 𝟏

167 13 0
                                    

- Szybciej! - zawołał Gandalf do kompanii, która uciekała przed orkami. - Tutaj jest zejście.

- Ostatnim razem jak zaprowadziłeś nas do zejścia, trafiliśmy do elfów - powiedział Thorin, a na jego twarzy pojawił się grymas.

- Tym razem będzie inaczej - zapewnił czarodziej. - Nie mamy innego wyjścia.

- Niech będzie - westchnął krasnolud. - Do zejścia! 

Kompania posłusznie wykonała rozkaz dowódcy. Każdy z nich po kolei wskakiwał do dziury i upadał parę metrów niżej. Pierwszy wskoczył Bofur, który nie miał za wiele szczęścia, ponieważ upadł na twardą ziemię, a zaraz po nim zaczęli wlatywać następni, którzy coraz to bardziej miażdżyli biednego krasnoluda. Na końcu zszedł do nich Gandalf, który zatrzymał się obok sterty złożonej z ciał członków kompanii i przyglądał im się z niemałym uśmiechem na twarzy. 

- Ruszajmy dalej - powiedział, idąc wzdłuż podziemnego korytarza.


Tym czasem w Tarithilu nie działo się najlepiej. Król zasiadał na swoich tronie, ale od czasu wojny bardzo się zestarzał. Jednak nie tylko to wpłynęło na jego osłabienie. Dawno temu, gdy rzucił klątwę na las, ciemne siły zaczęły opanowywać jego organizm. Niewiele z dawnego Okeana pozostało w jego ciele. Władca zdawał się nie rozumieć, co dzieje się wokół niego, więc faktyczną władzę sprawował jego rzecznik - Fuin. 

Mężczyzna od dawna pragnął władzy, jedynie po to, aby pogrążyć królestwo. Zgodnie z prawem obowiązującym w Tarithilu na tronie nie mógł zasiąść nikt inny, oprócz potomków Mezophey, jednak w razie bezdzietności władcy, lub śmierci potomków, królem może zostać najbliższy królowi poddany. 

Na drodze planów Fuina stał książę Orakean oraz jego siostra, księżniczka Olimmaniel. Mężczyzna sprytnie zaplanował jak się ich pozbyć. Otóż zapłacił jednemu z oddziałów, aby zaprowadzili księcia na starcie z orkami, kręcącymi się w okolicy, a w razie gdyby Orakean nie zginął z ręki orka,  sami mieli go uśmiercić. Z księżniczką sprawy miały się inaczej, bowiem na początku miał zamiar ją poślubić, ale gdy dowiedział się o tym, że to ona jest strażniczką bramy, postanowił ją uśmiercić, czym ściągnąłby potwory na ich stolicę. Sam przeczekałby atak w lochach i wyszedł na powierzchnię dopiero, gdy liczne wojska rozprawiłyby się ze stworzeniami.

Fuin bardzo dobrze się przygotował, gdy opłacony oddział odjechał z księciem, mężczyzna podał królowi śniadanie z zatrutym winem, jednak nie był przy swoim władcy, gdy ten spożywał posiłek, była przy nim jego jedyna córka. Olimmaniel podeszła do ojca i starała się go karmić, ale starzec odwracał głowę i nie dopuszczał do siebie jedzenia. 

- Musisz jeść, inaczej będzie z tobą źle - zachęcała go księżniczka. Przyglądała się oczom króla, które nic nie wyrażały, jakby całe życie z nich uszło. - Jak nie chcesz, to przynajmniej napij się czegoś.

Podniosła kielich do jego ust, mężczyzna tym razem nie protestował. Ostrożnie przechyliła naczynie, pozwalając ojcu skosztować wina. Gdy płyn dotarł do żołądka, władca odczuł potworny ból, jego serce nagle się zatrzymało, a głowa bezwładnie opadła na ramię. Tym razem jego oczy były bardziej puste niż wcześniej. 

- Ojcze? Ojcze! - dziewczyna potrząsała jego ramieniem. Po jej policzku spłynęły słone łzy. Usiadła bezradnie obok tronu i schowała twarz w rękach.

Do sali nagle wszedł oddział strażników, na czele z Fuinem. Mężczyzna udał zdziwienie i wściekłość.

- Zdrajczyni! - krzyknął, a w sali odbiło się echo. - Aresztować ją! Otruła naszego króla!

deals with the dwarves || thorin oakenshieldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz