Prolog

8.1K 420 42
                                    

Widać było, że się mną zainteresował. To bardzo dobrze. Pomogła mi w tym między innymi krótkawa spódniczka ledwo zakrywające moje pośladki. Widziałm jak mówi coś szeptem do swoich kumpli. Znając facetów, to na wykładzie usiądzie obok mnie. Profesor otworzył drzwi sali i gestem nakazał żebyśmy do niej weszli. Stukałam moimi czarnymi szpilkami o wypolerowaną kamienną posadzkę. Oczywiście blondyn szedł za mną co z kolei znaczyło, że nie odpuści. Usiadłam na końcu sali, a on obok mnie. Posłałam mu delikatny uśmiech i doskonale wiedziałam, że poczół się jakby miał mnie w garści. Odrzuciłam hebanowe włosy na plecy i wyciągneła zeszyt. Gdy wszyscy weszli do sali, a nauczyciel zaczął mówić na mój notatnik została położona mała karteczka.

Cześć. Jak masz na imię?
Mery-Kate Anabeth Jackson , ale wystarczy samo Mary. A ty?
Clark McKourtney. Jak sięznalazłaś w naszej szkole w środku roku szkolnego?
Moi rodzice się przeprowadzili. Nadal z nimi mieszkam.
Ja też mieszkam z rodzicami, ale jak skończe szkołe to się wyprowadze.
Fajnie.
Dziś jest dyskoteka szkolna, przyjdziesz?
Nie wiem. Nikogo jeszcze nie znam.
Poszłabyś ze mną.
Jesteś bardzo śmiały.

Podniosłam wzrok na Clarka. Uśmniechał się do mnie krzywo. Chwile udawałam, że się zastanawiam i po chwili odpisuje.

Niech ci będzie. Pójde z tobą.
Dzięki;)

Po dwugodzinnym wykładzie wyszliśmy na korytarz. Chłopak oprowadził mnie po szkole po drodze przedstawiając wszystkim swoim znajomym. Wiedziałam, że miał ponad połowe dziewczyn w szkole i uważa mnie za kolejną zdobycz, a jest zupełnie inaczej. Zdążyliśmy jeszcze zjeść coś na stołówce zanim udaliśmy się na kolejne zajęcia. Po krótkim porzegnaniu z blondynem wróciłam do mojego pokoju hoteowego. Gdy tylko zamknełam drzwi zadzwonił mój telefon.

-Witaj, Mary-Kate. Jak tam, masz ich?

-Witaj Lauren. Ale kogo? Jakbyś zapomniała prowadze kilka spraw na raz.

-Tego dilera. McKourtney'go i jego kolesi.

-Ich mam. Pozbęde się ich jeszcze dziś.

-Bądź ostrożna. Działasz sama. Kieszonkowy rewolwer sześciostrzałowy 32-go kalibru. Eric będzie na ciebie przed wyjściem z kuchni. Czarny mercedes.

-Dzięki za przypomnienie. Papatki.

-Powodzenia Mary-Kate.

Włorzyłam telefon do małej torebki w kolorze nocnego nieba. Moja sukienka do połowy ud, która miała mi dotrzymać toważystwa przez reszte wieczoru była w identycznym kolorze jak torebka. Do tego wysokie czarne szpilki. Mimo lutego w Maiami jest za 30 stopni. Podjechałam taksówką pod uczelnie. Clark czekał przed wejściem, a to znaczyło, że impreza się zaczeła. Po krótkim przywitaniu weszliśmy do szkoły. Buchneła głośna muzyka. Skierowaliśmy się na stołówke ,a po otworzeniu do niej drzwi od razu wmieszaliśmy się w mase ciał. Tańczyłam obok Clarka, Nicka i Jockobsa. Dyskretnie wyjełam i załadowałam rewolwer. 1..2..3

BANG!BANG!BANG!

Na ziemie upadły martwe ciała blondyna i jego kolesi. Wszyscy uciekali w popłochu z miejsca zbrodni. A ja? Ja spokojnie wyszłam przez kuchnie i siedziałam w czarnym mercedesie prowadzonym przez Erica.

Misja wykonana.

********************************

********************************

Mam nadzieje, że się podobało

Za wszystkie błędy przepraszam!

Komentarze mile widziane∩__∩

Dziewczyna o wielu imionachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz