Rozdział 1

5.3K 315 24
                                    

Prywatny samolot przebijał się przez lodowate himalajskie powietrze. Przeciągnełam się w skórzanym fotelu. Zaraz powinniśmy lądować w naszej tajnej bazie pośród gór. Pilot (Eric) ogłosił, że zaraz będziemy lądować więc muszę zapiąć pasy. Lądowania w wykonaniu Erica są bardzo hmm..gwałtowne i sprawiają mu dużo frajdy. Jak małemu dziecku lizak. Samolot nagle przechylił się dziobem w dół, pędząc z prątkością znacznie przewyrzszającą norme. Zacisnełam powieki by nie patrzeć w okno. Lecieliśmy tak kilka sekund, a dla mnie godzinami, by zachwie wrócić do normalnej pozycji i wylądować gładko na lotnisku. Otworzyłam oczy szczęśliwa, że jeszcze żyje. Eric potrzedł do mnie z uśmiechem.

-Podobało się?- zapytał z uśmiechem.

-Och, bardzo.- odpowiedziałam sarkazmem.

-Oj tylko tak mówisz.-zaśmiał się i pchną drzwi samolotu które też były schodkami. Wyszliśmy na pas startowy, a tam czekało tam kilkoro naszych znajomych z fachu. Olaf , czarnowłosy męszczyzna średniego wzrostu około trzydziestki. Zajmował się ,,wychwytywaniem niezbędnych informacji z komputerów" cz. haker. Margaret, szatynka ledwo po dwudziestce. Najczęściej zajmowała się przygotowywaniem broni do misji. Testowała też nowe. Według mnie troszeczke nietypowe zajęcie. Agnes sektetarka po czterdziestce, uwielbiająca wszystkim matkować. Colin, blondyn z wielkomi okularami siedzący przy koputerze. Nigdy nie wiem czym on się zajmuje.

Derek, ciemno włosy paker po piędziesiądce. Niekiedy wydaje się troche hmm... nie doklepany. Obok oczywiście kręcili się ochroniarze w czarnych garniturach i okularach przeciw słonecznych.

-Mery!- naskoczyła na mnie Agnes.- Nic ci się nie stało?

- Nie, jestem cała.- odparłam. Byłam przyzwyczajona do takich zachowań z jej strony.- Co u ciebie?

- Bardzo dobrze.- odparła nadal lustrując mnie swoim badawczym spojżeniem. Margaret wciągneła mnie w rozmowe na temat jakiejś tam broni, wymyślonej przez jakiegoś tam gościa. W ten oto sposób dotarliśmy do kańciastego budynku naszej agęcji. Po przekroczeniu szklanych drzwi zostaliśmy otoczeni przez tłumek trajkoczących znajomych.

- Może impreza?- zawołał prawdopodobnie Eric.

- Może później.- rozległ się aksamitny głos Lauren. -Mary-Kate, musimy porozmawiać.

*****************************

*****************************

No to narazie tyle. Mam nadzieje, że się podobało.

Komcie mile widziane≧﹏≦

Dziewczyna o wielu imionachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz