14. 𝑌𝑜𝑢 𝐴𝑙𝑤𝑎𝑦𝑠 𝑊𝑖𝑛!

872 37 7
                                    

-Jak dobrze, że Dumbledore był w pobliżu... - mówiła Hermiona Granger, kiedy siedzieliśmy w skrzydle szpitalnym, po tym jak wybraniec spadł z miotły. Na niebie pojawił się dementor, lecz dyrektor ma refleks lepszy od niejednego szukającego i uratował go od rychłej śmierci.

- Cicho! Budzi się. - powiedziała Katie Bell. Była tam cała drużyna Gryffindoru, a ja szczerze nie wiem co tam robiłam. Chciałam wiedzieć co z Harry'm, pomimo tego, że nie byliśmy jakimiś bliskimi przyjaciółmi. Po zatem, gdybym uciekła z miejsca zbrodni, mogliby pomyśleć, że to przez moje zaklęcie się to stało. Nie zniosłabym kolejnych oskarżeń od strony rozjuszonych gryfonów, więc wolałabym wyjaśnić to na bieżąco.

-Gdzie jestem? - zapytał zdezorientowany, mrużąc oczy, od oślepiającego światła.

-O nic się nie martw. Żyjesz, a to najważniejsze. - oznajmiła Granger ocierając łzy, które zebrały się jej podczas całego zamieszania.

-Co z meczem? Gdzie moja miotła? - wciąż pytał wybraniec. No to się zawiedzie...

- Diggory złapał znicz... Przegraliśmy. A twoja miotła... - tłumaczył mu Fred.
Podszedł do niego młody Weasley i wręczył mu szczątki jego nimbusa. Nie było szans, aby udało się go uratować. Będzie musiał poświęcić ogromną sumę galeonów na zakup nowej.

- Naprawdę mi przykro, Harry... - wybełkotał rudzielec. Potter patrzył na swoją miotłę, a raczej na jej pozostałości , ze łzami w oczach. Może zaproponować mu, aby zrobić jej pogrzeb? W mojej głowie toczył się spór, czy powinna byłabym postawić na miejscu jej spoczynku lilie, czy gerbery. Dobra, lilie byłyby niestosowne... Stop!

- Gdzie jest Wood? - wypytywał wybraniec, nie odrywając wzorku od pozostałości nimbusa.

-Wciąż pod prysznicem. - westchnął George i spojrzał krzywo na Harry'ego.

-Chyba próbuje się tam utopić. - dodał Fred, a ja starałam się powstrzymać śmiech. Wdech, wydech, wdech...
Przestałam, dopiero gdy uświadomiłam sobie jak niestosowne byłoby zacząć rechotać w tak poważnej sytuacji. Cóż, taka moja natura.
Zastanawiałam się jak dziwnie wyglądałoby gdybym po prostu wyszła ze skrzydła szpitalnego, ponieważ czułam się trochę jak piąte koło u wozu. Gdy Pani Pomfrey przemówiła:

-Ile błota! - biadoliła łapiąc się za głowę. - Wychodźcie mi z tąd. On potrzebuje odpoczynku. - rozkazała nam, choć doskonale wiedziałam , że wcale nie chodziło jej o zdrowie pacjenta, tylko swoje psychiczne, po zobaczeniu takiej warstwy brudu w jej śnieżnobiałej sali.
Grzecznie posłuchaliśmy się jej poleceń i całą grupą wyszliśmy z pomieszczenia.

~~~

-Z tego Diggory'ego to całkiem w porządku gość, nie? - zagaił Chris, gdy siedzieliśmy w dormitorium moim i Ester. Ledwo się wszyscy pomieściliśmy w tak małym pokoju. Nie bez powodu siedziałam teraz na podłodze, opierając się o moje łóżko, na którym wylegiwał się Zabini.

-Dlaczego? Wygrali tylko dlatego, że Potter spadł z miotły. Niby uczciwie, lecz ja bym to powtórzyła. - zastanawiała się Alice, poprawiając swoje włosy przed lustrem.
Westchnęłam i zaczęłam jej tłumaczyć:

-Diggory kłócił się z panią Hooch na końcu meczu, że wygrali nieuczciwie i chce powtórzyć mecz. - patrzyłam przez okno, na zachodzące już słońce. - To było naprawdę w porządku.-dodałam ciszej

-Dokładnie, mógł się po prostu cieszyć z wygranej, ale chciał powtórki. Widać, że puchon. - dodał Theo.

-A Jak Potter? Żyje? - zapytał Matt, który przeglądał moje książki, leżące na biurku.

-Nie jest z nim źle, nawet okulary mu się nie potłukły. - tłumaczyłam i usłyszałam ciche Niestety, z drugiej strony pokoju. Był to Draco. Spojrzałam na niego wymownie i powróciłam do przekazywania informacji. - Gorzej z jego miotłą, cała rozwalona.

- Teraz mamy większe szanse na wygranie pucharu Quidditch'a. - podsumował Nott.

-Już nie mogę doczekać się naszego meczu z krukonami. - rozmarzyłam się, lecz po chwili dodałam. - Chyba, że ktoś znowu będzie miał wypadek i będzie odwołany. - spojrzałam na blondyna marszcząc brwi, a on prychnął w odpowiedzi i rozsiadł się wygodniej na łóżku Ester.

-Gramy w coś? - zapytała, aby rozluźnić atmosferę Noel. - W śmierciożerców?
Śmierciożercy to była nasza ulubiona gra. Była to mugolska mafia, której nauczylam się w sierocińcu, lecz przemieniłam nią w bardziej magiczną. Ochroniarz to był auror, mafią byli Śmierciożercy, komisarz to minister, a mieszkańcy to poprostu czarodzieje.

Pomysł Slorah odniósł się w wielką aprobatą i już po chwili każdy miał w ręku kartkę, ze swoją funkcją. Grę prowadził, jak zawsze, Theo. Ja byłam śmierciożercą

-Proszę , aby oczy otworzyli śmierciożercy. - przemówił klimatycznym głosem prowadzący, a ja rozejrzałam się po pomieszczeniu, aby zobaczyć kto jest moim kompanem. Na szczęście był to Matt, z którym byliśmy najlepsi, w tej grze. Uśmiechnęliśmy się konspiracyjnie i zabiliśmy Chris'a. Potem obudził się minister, następnie auror...

~
-Yea! - wykrzyknęliśmy równocześnie z Damon'em i przybiliśmy piątkę. Wygraliśmy, jak zawsze. Reszta wydała z siebie jęki niezadowolenia.

-To nie fair! Wy zawsze wygrywacie! - wykrzyknęła zrozpaczona Ester, rzucając się na łóżko.

-Już się nie fochaj. Nie nasza wina, że Twoje iq, w tej grze, jest na poziomie nierozumnego dziecka. - wzruszyłam ramionami, za co dostałam poduszką w twarz od zdenerwowanej blondynki. Uniosłam  ręce w geście obronnym i roześmiałam się. Wciąż z Matt'em naśmiewaliśmy się z ich przegranej.

-Wynocha, wszyscy! Idę spać. - nakazała reszcie i przykryła się kocem. Wszyscy grzecznie się posłuchali i opuścili dormitorium rzucając jej teksty na dobranoc.

Ja ruszyłam do łazienki, aby przyszykować się do snu i rozmyślałam o Cedric'u Diggory'm. Naprawdę było w porządku z jego strony, że nie chciał uznać tej wygranej.

~Porządny gość.~ Pomyślałam ostatni raz, gdy już leżałam w łóżku i udałam się w krainę Morfeusz'a.

---------------

07.04.2021

•ᴘʀᴢᴇᴋʟᴇ̨ᴛᴀ ʙʟᴀᴄᴋ•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz