𝟒. 𝐖𝐞 𝐇𝐚𝐯𝐞 𝐍𝐨𝐭𝐡𝐢𝐧𝐠 𝐢𝐧 𝐂𝐨𝐦𝐦𝐨𝐧.

1.1K 53 5
                                    


- Gotowy, George?

- Gotowy, Rose! Gotowy, Fred?

-Gotowy, George!

- Do dzieła! - wykrzyknęliśmy jednocześnie, a bliźniacy wrzucili łajnobombę do biura Filcha, natomiast ja zamknęłam drzwi.

Będzie miał niezłą niespodziankę, gdy przyjdzie.

- Szybciej! - krzyknął Fred.

Zaczęliśmy biec przez korytarze, śmiejąc się głośno. Po drodze minęliśmy Irytka, który zaklejał dziurę od klucza w sali od transmutacji. Uwielbiałam tego poltergeist'a. Uprzykrzał życie Filchowi, nauczycielom, uczniom, Filchowi, wszystkim dookoła i Filchowi... Natomiast mnie i bliźniaków nigdy nie zaczepiał. Polemizowałam, że to dlatego, że sami robiliśmy niezliczoną liczbę żartów i skromnie mówiąc, byliśmy w tym nieźli.

- George, sprawdź na mapie, gdzie jest Filch.- poinstruowałam chłopaka, biegnąc, a ten wyciągnął pogięty, pożółkły pergamin, będący Mapą Huncwotów.

Ta mapa była cudem jakich mało. Bliźniacy pokazali mi ją rok temu. Na ich pierwszym roku znaleźli nią w biurze Filcha, w dziale rzeczy zabranych uczniom. Ten niepozorny kawałek pergaminu pokazywał, gdzie się znajduje każdy w zamku. O jej historii wiedzieliśmy tyle, że została stworzona przez czworo uczniów z zabawnymi pseudonimami...

Lunatyk
Glizdogon
Rogacz
i Łapa

Geniusze.

- Spokojnie, jest daleko.

Pomimo mojego zamiłowania do quidditcha i ciągłych treningów, moja kondycja była gorsza od tej dwóch rudych pałkarzy Gryffindoru. Ze względu na to, że byliśmy wystarczająco daleko od naszego punktu ataku, zatrzymałam się i łapczywie łapałam oddech.

- Ooo, nasz maluszek się zmęczył? - zapytał z udawaną troską Fred.

- Czy musimy naszego maluszka zanieść na rękach? - pochwycił grę jego brat.

- Dam. Sobie. Radę. - mówiłam z przerwami, aby nabrać oddech.

- Myślimy o tym samym, Fred?

- Dokładnie, George. - uśmiechnęli się konspiracyjnie.

O nie...

- Nie, nie, nie... - zaczęłam się cofać, ale nic mi to nie dało, gdy George przerzucił mnie przez ramię i udał się w kierunku wieży Gryffindoru.

- Hej! Potrafię sama chodzić. - krzyczałam oburzona, uderzając piąstkami plecy mojego oprawcy.
Ani drgnął.

- Tak, tak wiemy... - mówił przeciągle Fred. - Tylko, dlaczego masz się męczyć, skoro masz tak wygodny transport? - spojrzał na brata. - Poczuj się jak królewna!

- Chyba jak worek ziemniaków... - odburknęłam i zrobiłam minę obrażonej pięciolatki.

Rzeczywiście byłoby wygodnie, gdyby bark tego rudzielca nie wbijał mi się w brzuch.

Po chwili dotarliśmy do obrazu grubej damy, a bliźniacy wypowiedzieli szeptem hasło.

- Hej, czemu nie chcecie mi podać hasła do waszego pokoju wspólnego? Nawet nie wiecie jak ułatwilibyście mi tym życie.

- Bo jesteś ślizgonką, a to pokój gryffindoru, proste. - powiedział Fred i wszedł do wąskiego, kamiennego korytarza.

- Noel na pewno zna hasło... - wymamrotałam, a Fred prychnął.

- Bo jest moją dziewczyną. Może wiedzieć takie rzeczy. - zamyślił się chwilę. - Poza tym, jest prawie puchonką.

- Racja.

- Wiesz, gdybyś bardzo chciała zostać dziewczyną jakiegoś Gryfona, to ja... - zaczął, śmiejąc się George.

- NIE KOŃCZ. - również się roześmiałam. - Auć! - krzyknęłam, gdy przechodząc przez niski tunel, uderzyłam głową w sufit.

- Przepraszam! - George, wciąż dźwigając mnie, schylił się odrobinę.

Pokój gryfonów był przyjemniejszy od naszego. Była tam masa kanap, foteli, dywanów i wszystkiego, czego tylko się dało. Pokój ślizgonów był dostojny i wszystko tam miało swoje miejsce, a tu było wręcz odwrotnie.
Wszędzie dookoła wszystko było w ciepłych odcieniach, głównie czerwonym. Może to przez ten otaczający ich ognisty kolor, byli tak porywczy.

- Nareszcie. - odetchnęłam, gdy płomiennowłosy odstawił mnie na ziemię.

- Ja się tak dla Ciebie poświęcam, a nawet nie usłyszę ,,dziękuję"?

Wywróciłam oczami i udałam się w stronę jednego z czerwonych foteli.
Odkąd weszłam do ich pokoju wspólnego, zapanowała tam nienaturalna cisza. Oczy wszystkich były zwrócone dyskretnie lub mniej dyskretnie w moją stronę.

Przeklęta reputacja.

Obstawiałam, że kreowali teorie spiskowe o tym, którego z nich pierwszego podeślę tatusiowi.

Gryfoni.

Gdy chciałam coś powiedzieć do bliźniaków, usłyszałam kąśliwy głos.

- Nie masz, czego tu szukać, Black - powiedział Seamus Finnigan.
Powoli odwróciłam się w jego stronę.

- Rozwiń.

- Wszyscy wiemy, po co tu jesteś. - powiedział głosem dowódcy, którym nie był. - Myślisz, że ktokolwiek ci wierzy, że ty i Black nie jesteście podobni?

- Nie mieszaj się w nie swoje sprawy, Finnigan. - powiedział najbardziej ślizgońskim tonem, na jaki było mnie stać.

- To pokój Gryffindoru, nie chcemy Cię tutaj Black! - krzyknął jakiś dzieciak.
George i Fred wstali, ale przerwałam im.

- Oczywiście, - powiedziałam delikatnym tonem. - i pamiętaj, że jeśli jeszcze raz będziesz rozmawiał ze mną takim tonem... - spojrzałam na Seamusa i powróciłam do nienawistnego głosu. - to pokaże Ci, że wcale nie różnię się od rodziny Black' ów.

Jeszcze raz obdarzyłam wszystkich spojrzeniem godnym samego Salazara i ruszyłam w stronę wyjścia.

Dlaczego akurat Black? Gdybym tylko posiadała inne naziwsko, nie musiałabym wstydzić się chodzić po korytarzach. Nie powstrzymywałabym się przed odwiedzeniem przyjaciół w wakacje, bez obawy, że ich rodzina będzie rzucała mi kąśliwe spojrzenia.

- Nie jesteś moim ojcem, Black. - szepnęłam, opierając się o framugę okna, na korytarzu.

- Nic nas nie łączy...

_-_-_-_-_-_-_
25.03.2021

•ᴘʀᴢᴇᴋʟᴇ̨ᴛᴀ ʙʟᴀᴄᴋ•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz