𝟑𝟐. 𝐈 𝐃𝐨 𝐍𝐨𝐭 𝐍𝐞𝐞𝐝 𝐀𝐧𝐲 𝐇𝐞𝐥𝐩.

781 43 7
                                    

Nareszcie mogłam wyjść ze skrzydła szpitalnego. Do tej pory nie mam pojęcia, jak rano, Pani Pomfrey nie zauważyła schowanej pod moim łóżkiem Ester.

- Przykro mi, że nie pozwoliłam Ci wyjść wczoraj, ale wiesz jakie są zasady, dziecko. Wszystko w nocy było w porządku?

- Tak, bez żadnych problemów.

Chichotanie Ester.

- Na pewno? Nie miałaś problemów z oddychaniem?

Uderzyłam dyskretnie w łóżku, aby dać sygnał blondynce, że jeśli Pomfrey ją odkryje, to wsadzi nią na oddział dla osób chorych psychicznie.
Zresztą, przydałoby się jej.
W sumie mi też.

-Wszystko było w porządku.

- To dobrze, dziecko. Możesz już zmykać.

Więc tak opuściłam skrzydło szpitalne.
Gdy parę minut po szóstej rano kierowałyśmy się do pokoju wspólnego, po drugiej stronie natknęłyśmy się na McSzczotkę, która patrzyła na nas conajmniej podejrzliwym wzrokiem.

- Dzień dobry, Pani profesor McGonagall! - rzuciła Ester i ruszyłyśmy szybkim krokiem w kierunku naszej wyprawy.

Gdy otwierałyśmy drzwi do dormitorium, usłyszałyśmy ten potwornie irytujący głos...

- Gdzie was wywiało? Tak późno wracacie do dormitorium? - Alice założyła ręce na piersi i zmierzyła nas przenikliwym wzrokiem.

- Co cię to obchodzi? Możesz nie wtykać nosa w nieswoje sprawy? - Shallow przygotowała się na ostrą wymianę zdań, jednak przerwałam jej...

- Twoja przyjaciółka wysłała mnie do skrzydła szpitalnego, a Ester przyszła rano, aby odprowadzić mnie do dormitorium, prawda?

Blondynka uniosła kącik ust do góry.

- Ciekawe, jakim cudem, skoro nie było jej całą noc w dormitorium. - syknęła Alice.

- BYŁAŚ U NAS W POKOJU?! - wybuchłam, zdając sobie sprawę, że mogła przeszukać nasze prywatne rzeczy.
I mój dziwny dziennik.

- Ja też mam ochotę jej przywalić, ale lepiej dajmy sobie spokój. - Ester zwróciła się do mnie, tak aby Alice nie słyszała. - Tą kretynką zajmiemy się potem. - specjalnie powiedziała to głośniej.

- Kłamanie do niczego was nie zaprowadzi. - zmrużyła oczy.

- Kto to mówi. - syknęłam

- Ciebie w szczególności, Rose. Nie ukrywa się niczego przed przyjaciółmi...

Mam przechlapane.
Jedyne wyjście to zamordowanie jej.
No trudno.

- O czym ty, na Merlina gadasz? - Ester patrzyła to na mnie, to na Alice.

Na twarzy brunetki zagościł diabelski uśmiech.

- O niczym. - wzruszyła niewinnie ramionami. - Miłego dnia.
Odeszła jak gdyby nigdy nic.
Nie, nie, nie.... Coś jest nie tak. Wszystko jest nie tak! Była w naszym pokoju, grzebała w naszych rzeczach, widziała mój... DZIENNIK!

- Podła jędza. Jak można tak bezczelnie kłamać? - Ester chodziła zdenerwowana po naszym pokoju. - Jeszcze próbuje nas skłócić! Bezczelna szlama. Nieważne. Idę się przespać, tobie również to radzę. Wyglądasz okropnie.

-Dzięki. - powiedziałam sarkastycznie. - Jak tylko dorwę Willyn, to jej powyrywam wszystkie kudły z głowy.

- Spokojnie, agresorko. - Ester zaśmiała się krótko. To było aż do niej niepodobne, sądziłam, że będzie bardziej przejęta przyjściem Alice, niż ja.
Planowałam poświęcić czas, gdy Shallow będzie spała na naukę, lecz kiedy tylko zobaczyłam własne łóżko - rzuciłam się na nie i zasnęłam w mgnieniu oka.

•ᴘʀᴢᴇᴋʟᴇ̨ᴛᴀ ʙʟᴀᴄᴋ•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz