𝟐𝟕. 𝐍𝐨 𝐎𝐧𝐞 𝐄𝐯𝐞𝐫 𝐋𝐢𝐤𝐞𝐝 𝐌𝐞.

694 40 1
                                    

Jestem mile zaskoczona.
Impreza u Gryfonów była całkiem niezła. Wybawiłam się jak nigdy, a uczestnicy balangi zdawali się nie zwracać na mnie uwagi, co jak najbardziej mi odpowiadało.
Gryfoni cieszyli się tak, jakby już zdobyli Puchar Quidditcha. Zabawa trwała przez cały dzień do późnej nocy. Na jej początku wymknęłam się razem z Georgem i Fredem do Miodowego Królestwa po butelki kremowego piwa i dyniowego musu. Kiedy wróciliśmy, a George zaczął rzucać w tłum miętowymi żabami, Angelina Johnson zapiszczała:

- Jak to zrobiliście?

Nienawidziłam jej, jak tylko było to możliwe.
Idealna członkini domu lwa, z perfekcyjną urodą, stopniami, a nawet charakterem. Wszyscy nią uwielbiali, a w szczególności chłopcy... Niestety wśród jej ,,wielbicieli" znajdowali się Fred i George. Często widywałam nią przesiadującą obok nich, opowiadającą coś BARDZO zabawnego, bo bliźniacy głupio się uśmiechali, nie odwracając od niej wzroku. Może przesadzam...A może jestem, po prostu zazdrosna? Jednak Noel również podzielała moją nienawiść do niej, bo gdy tylko wzrok Gryfonki skierował się na Freda, ta podbiegła do niego i szybko cmoknęła w usta.

- Z niewielką pomocą Lunatyka, Glizdogona, Łapy i Rogacza.- szepnął do mnie George.
Tylko jedna osoba nie brała udziału w zabawie. Aż trudno w to uwierzyć, ale Hermiona siedziała w kącie, próbując czytać olbrzymią księgę pod tytułem,, Życie domowe i zwyczaje brytyjskich mugoli". Odeszłam na chwilę od stołu, przy którym Fred i George zaczęli żonglować butlami kremowego piwa, i podeszłam do niej.

- Nie mów, że będziesz tak siedzieć całą imprezę. - jęknęłam.- Byłaś, chociaż na meczu?

- No pewnie. - Odpowiedziała Hermiona dziwnie piskliwym głosem, ale nawet nie uniosła głowy. - Cieszę się, że Gryffindor wygrał, naprawdę świetnie, ale słuchaj, muszę, to przeczytać do poniedziałku.

-Hermiono... Nie daj się prosić. - zerknęłam kątem oka na stojących niedaleko nas Rona i Harrego, którzy wyraźnie słuchali naszej rozmowy.

-Nie mogę, mam jeszcze czterysta dwadzieścia dwie strony do przeczytania! - odpowiedziała lekko histerycznym głosem. - Zresztą...- teraz i ona zerknęła na Rona i Harrego. - Ron na pewno nie ma na to ochoty.
Przypomniałam sobie, jak Fred i George powiedzieli mi o tym, jak rzekomo kot Hermiony zjadł szczura Weasleya. Chciałam coś, powiedzieć, lecz Ron wybrał sobię idealny moment, aby rzec donośnym głosem:

-Gdyby Parszywek sam nie został zjedzony, zjadłby sobie parę tych karmelowych muszek, bardzo je lubił...
Hermiona się rozpłakała. Wsadziła olbrzymią księgę pod pachę i, wciąż łkając, pobiegła ku schodom prowadzącym do sypialni dziewcząt.

- Coś ty narobił? - krzyknęłam do niego i pobiegłam za gryfonką. Zatrzymałam się przed drzwiami, zza których usłyszałam szloch i zapukałam. Odczekałam chwilę, a przede mną stanęła Hermiona z całą załzawioną twarzą. Przestała na chwilę płakać, a ja już otwierałam buzię, by coś powiedzieć, lecz ona znienacka mnie przytuliła. Lekko zaskoczona oddałam uścisk. Weszłyśmy do pokoju. Nikogo tam nie było, choć znajdowało się tam jeszcze jedno łóżko. Pokój był urządzony w czerwonych barwach i był bardzo czysty. Hermiona usiadła na skraju łóżka i, pomiędzy napadami płaczu, opowiadała szczegółowo, o co się pokłócili.
Po wyrzuceniu z siebie wszystkich emocji, dotyczących tej sprzeczki, temat zszedł na coś zupełnie innego.

-Nigdy nikt mnie nie lubił.- rzekła wysokim, płaczliwym głosem, a jej buzia była czerwona i mokra od łez. - Byłam tą dziewczynką z dużymi zębami i szopą na głowie. -Przypomniałam sobie, ile razy żartowałam z jej wiecznie potarganych włosów.- Do tej pory Lavender nie rozmawia ze mną, tylko obgaduje mnie z Parvati, gdy tylko tu przychodzi!
Mam tylko Harrego i Rona, a teraz oni mnie też nie lubią. Nie mam nikogo!- w tym momencie autentycznie zrobiło mi się jej okropnie szkoda.
-Robiłam wszystko, aby im pomóc. Myślałam, że jesteśmy nierozłącznym trio.-głos jej się załamał.- A oni mnie zostawili. Przez jakiegoś durnego szczura. Najwyraźniej Parszywek był wart więcej ode mnie.

- Hej, hej! Nie waż się tak więcej mówić. Jesteś śliczną, mądrą i odważną dziewczyną. Nawet nie wiesz, ile osób oddałoby wszystko, aby być tobą. A jeśli Harry i Ron tego nie widzą, to chyba nie są Ciebie warci. A uwierz mi, długo to oni bez Ciebie nie wytrzymają.- uśmiechnęła się przez łzy.- Więc nie warto się nimi przejmować, bo wrócą. Przyjaciele zawsze wracają. Uwierz mi, jak ma się dużą grupę przyjaciół, jest jeszcze gorzej! Kłócę się z nimi jakieś dziesięć razy dziennie! - obydwie się roześmiałyśmy.- Ale i tak do siebie wracamy. Bo na tym polega przyjaźń. To JEST droga usłana różami, ale należy pamiętać, że róże mają kolce...

- To miało sens...- zamyśliła się na chwilę.

- To świetnie, bo myślałam, że palnęłam jakąś głupotę! - odetchnęłam z ulgą, a ona się zaśmiała.

- Myliłam się, co do Ciebie. Jesteś przemiła! Nie sądziłam, że kiedykolwiek powiem, tak o jakiejś ślizgonce.

- Naprawdę nie jesteśmy tacy straszni. - mrugnęłam do niej.

-Chociaż Noel również ma ogromne serce.

- Ta dziewczyna zdecydowanie powinna być puchonką!- dodałam, a ona się ze mną zgodziła.
Siedziałyśmy, tak jeszcze dłuższą chwilę, a kiedy Lavender wciąż się nie zjawiała, uznałyśmy, że nocuje u Parvati i kontynuowałyśmy rozmowę.
Było już bardzo późno, a my śmiałyśmy się w najlepsze, obgadując Lavender i Parvati, które ślepo wierzyły we wszystko, co powie Trelawney, gdy nagle:

-AAAAAAAAACH! NIEEEEEE!- usłyszałyśmy krzyk dochodzący gdzieś daleko z dormitorium chłopców. Szybko zeszłyśmy do pokoju wspólnego, gdzie zebrało się spore towarzystwo, ale zważając na to, że wszyscy mieli piżamy, impreza musiała się już dawno skończyć, a ich także doprowadził tu donośny wrzask.

-Ekstra, bawimy się dalej?- zapytał uradowany Fred.

-Wszyscy z powrotem na górę! - krzyknął Percy (prefekt nadęty), wpadając do pokoju wspólnego.

-Percy... To był Syriusz Black!- wydyszał Ron. - W naszym dormitorium! Z nożem!
Zrobiło się cicho. A mi słabo.

-Bzdury! - powiedział Percy, ale widać było, że jest przestraszony.- Musiałeś mieć jakiś koszmar...

- Mówię Ci...

Weszła Profesor McGonagall. Trzasnęła portretem i potoczyła po pokoju wspólnym wściekłym wzrokiem.

-Jestem zachwycona z wygranej Gryffindoru, ale to już przestaje być zabawa!

-To tylko mój brat miał jakiś koszmar, pani profesor!

- TO WCALE NIE BYŁ SEN! PANI PROFESOR, OBUDZIŁEM SIĘ, A NADE MNĄ STAŁ SYRIUSZ BLACK Z NOŻEM W RĘKU!
Profesor McGonagall przyglądała mu się badawczo.

- Nie bądź śmieszny Weasley!

- Niech pani zapyta Sir Cadogana. Niech Pani go zapyta, czy kogoś wpuścił!

Mcszczotka pchnęła portret, a wszyscy nasłuchiwali, wstrzymując oddech.

-Sir Cadoganie, czy niedawno wpuścił pan do wieży jakiegoś mężczyznę?

-Tak jest, łaskawa pani! - zawołał ochoczo Sir Cadogan.

- Co? A...a hasło? - zapytała profesor McGonagall.

-Znał je!- odrzekł z dumą.- Miał listę z hasłami na cały tydzień!

McGonagall stanęła przed tłumem, biała jak kreda.
- Który z was...- zaczęła rozdygotanym głosem.- Kto zostawił listę z hasłami na wierzchu? Co za bałwan...- urwała w pół zdania.- Panno Black? Co panna tu robi?

Wzrok wszystkich skupił się na mnie, a ja już czułam, jak mdleję.

- Ja tylko... Byłam tu na imprezie, z okazji wygranej... Ale poszłam z Hermioną i było późno... Nawet nie wiedziałam, że już się skończyła...- mamrotałam, niezbyt przekonująco, wciąż biała jak ściana.

-Za mną! Do Dumbledora! - złapała mnie za ramie i wyprowadziła z pokoju wspólnego Gryffindoru.
No teraz to czuję się jak przestępca.

-------------------------

04.08.2021

•ᴘʀᴢᴇᴋʟᴇ̨ᴛᴀ ʙʟᴀᴄᴋ•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz