cztery

2K 65 15
                                        

Enjoy!
________________

Nancy

Krzyk.

Słyszałam go wyraźnie i całą sobą. Przeraźliwy krzyk rozpaczy, rozdzierający serce i uszy. Bolał, ranił i powodował ogarnianie smutku. Jednak czemu był niesłyszalny?

Płacz.

Słyszałam każde uderzenie pojedynczej łzy o materac. Było tak głośne, a jednak tak ciche.

Bicie serca.

Początkowo bolało. Biło szybko. Czułam, jak się zapada. A potem zwolniło, jakby zrozumiało, że nie czeka go żaden ratunek.

Aż wreszcie pojawiła się nadzieja.

Nadzieja, kiedy drzwi otworzyły się z hukiem, a ja jak przez mgłę widziałam zwolnione ruchy moich przyjaciół i światło, które docierało do mnie z korytarza.

Nadzieja, kiedy poczułam pod nogami i na plecach, znajome dłonie, które podniosły mnie z łóżka i niewyraźne słowa, wymawiane przez mojego wybawiciela.

Gabriel, pomóż mi.

Zabierz ją do domu.

Już jesteś bezpieczna.

Gwałtownie otworzyłam oczy, czując ból w całym ciele. Zerwałam się z łóżka, patrząc na zegarek. Czwarta.

— Kurwa — przeklnęłam.

Przetarłam twarz dłońmi, chodząc powoli po pokoju. Stanęłam przed lustrem, patrząc na moje mizerne i zmęczone odbicie. Wory pod oczami były ogromne. Jasne włosy odstawały na wszystkie strony z warkocza, w którym spałam. Blada twarz była matowa i ściągnięta. Zielone oczy straciły swój blask. Stały się zwykłe. Wyglądałam jak duch, nie tylko na zewnątrz.

Ruszyłam w stronę szafy, wyciągając dresy i jakąś koszulkę. W szybkim tempie nałożyłam ciuchy i wyszłam z pokoju. Schodząc na dół, robiłam wszystko żeby nie obudzić Thomasa, ponieważ nie chciałam, żeby wiedział, że znów przyśnił mi się ten sam koszmar.

Wyszłam z domu najciszej jak potrafiłam. Zaciągnęłam się świeżym powietrzem. Ruszyłam przed siebie. Chciałam oczyścić myśli, ochłonąć.

Człowiek potrafi wiele znieść. Zawsze mnie to intrygowało. Tyle rzeczy w życiu potrafi się walić, a mimo wszystko idziemy do przodu. Jednak ile może znieść jedna osoba? Ile zła musi się przydarzyć, aby w końcu pęknąć?

Ja pękłam. Tego dnia, kiedy zdałam sobie sprawę jak namieszałam, co zrobiłam i co mogło się stać, wszystko puściło. Dokładnie pamiętam widok z klifu, który miał być ostatnim, co miałam zobaczyć.

Idąc przez puste ulice, myślałam, jak wiele wydarzyło się przez rok od odejścia Willa. Tak naprawdę nie było lepiej bez niego. Więcej zła przyniosło jego zniknięcie.

Nie pamiętam dokąd szłam. Skręcałam na oślep, a w myślach miałam tylko burzę. W końcu zatrzymałam się, czując jak wszystko co dusiłam, potrzebowało ogromnego ujścia. Stałam na pustej ulicy, oświetlonej pojedynczymi latarniami, wybuchając płaczem. Czułam, że dłużej nie wytrzymam. Płakałam żałośnie, ale nie byłam w stanie przestać. Wnętrze paliło mnie niesamowicie, gardło bolało, a twarz była morka. Widziałam mroczki przed oczami, kiedy kolejne żenujące łzy wydostawały się z moich zmęczonych oczu. Dusiłam się. Czułam jak upadłam na kolana, zaciskając na nich moje suche dłonie. Mijały minuty, a ja nie potrafiłam się uspokoić. Emocje z całego roku skumulowały się we mnie i chciały znaleźć ujście. To nie był atak paniki. To był żałosny akt desperackiego smutku. Bo pozwoliłam emocjom na dopływ, co złamało mnie na tysiąc kawałków.

YOU NEVER EXISTED [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz