Zbliżała się godzina 22.
To czas abym ruszył na spotkanie z Jane !
Wyszedłem przez okno. Szybko wędrowałem na ul. SanStreet. Gdy już dotarłem, usiadłem na ławce w parku. Czekałem.
Nagle zobaczyłem czarną postać.
To Jane ! Postanowiłem ją śledzić. Szedłem za nią aż doszła do pewnego domu. Był to dom mojego przyjaciela. O nie ! Ona nie może go zabić !
- Hej ! Stój ! - krzyknęłem.
Ona się odwróciła i podeszła. Wyjeła nóż.
- Nie bałeś się za mną iść ? Haha. Jesteś tak słodki. - śmiała się i zaczęła zbliżać nóż do mojego gardła.
- Nie, nie bałem się. Bo mi się podobasz, jesteś piękna. Podnieca mi to co robisz. Chciałem zobaczyć jak zabijasz. Jednak to dom mojego przyjaciela i nie pozwolę Ci go zabić. - przełknęłem śline.
- Haha, nie wiesz co mówisz. Chcesz zobaczyć to chodz, pokaże Ci co z Tobą zrobię.
Złapała mnie za rękę. Weszliśmy do jednego domu. Spał sobie tam chłopiec. Ona wyjeła nóż, uśmiechnęła się i powiedziała.
- Nie bój się malutki, już z chwilę będziesz w lepszym świecie.
I tak po prostu go zabiła, po czym posmakowała jego krew.
- Chodź - powiedziała.
Byłem zaskoczony z jaką łatwością jej to przychodzi.
- Widzisz co z Tobą zrobię ? Lepiej uciekaj. Przyjdę w nocy.
- Nie boję się. - oznajmiłem.
- Naprawdę ? Jesteś jakiś inny. Większość dzieciaków już by ucieka przede mną, a Ty chciałeś mnie poznać. Haha. To takie zabawne.
Zaciągneła mnie do parku.
- Wiesz, zabije Cię teraz. Jestem ciekawa smaku Twojej krwi.
Zbliżyła się i wyciągnęła nóż. Przyłożyła go do mojego gardła.
- Zamknij oczka słoneczko.