Colton:
Minęły dwa lata, odkąd ostatni raz tutaj byłem. Dwa pieprzone lata. Przekraczam próg domu i jedyne co w tej chwili czuję to niepohamowaną ulgę. Nie mówiłem kiedy wracam, nie chciałem, aby dziadkowie na mnie czekali. Już wystarczająco dużo zmartwień z mojego powodu mieli. Sprawdzam dom, ale nikogo nie zastaję, więc od razu kieruję się na górę do swojego pokoju.
Rozglądam się wokół i szczerze muszę przyznać, że nic się tu nie zmieniło. Wszystko stoi na swoim miejscu, tak jak wtedy, kiedy opuszczałem to miejsce po raz ostatni. Nie widzę grama kurzu, więc domyślam się, że to sprawka babci.
Kładę się na łóżku i wpatruję się tępo w sufit z dobrą godzinę, ale uczucie, jakie mi towarzyszy jest nie do opisania. Ulga, szczęście, stres, a nawet strach. Wszystko to pomieszane w jedno.
Kiedy w końcu słyszę na dole dźwięk zamka, a następnie kroki, schodzę po cichu, by przywitać się z dziadkami, jednocześnie nie chcąc ich wystraszyć.
— Witaj Babciu.
Zaczynam, ale kobieta na mój widok doznaje szoku, stojąc i się tylko wpatrując.
— O mój Boże, dziecko drogie — mówi po chwili, gdy podchodzę, by ją przytulić. Jej oczy momentalnie zachodzą łzami, a moje serce na ten widok, rozdziera się na tysiąc kawałków. Nigdy nie znosiłem widoku jej łez, jednak wiem, że tym razem są to łzy szczęścia — tak się cieszę, że już tu jesteś. Martin chodź tutaj! Szybko! — woła.
Mężczyzna wchodzi do domu, niosąc siatkę z zakupami, ale widząc mnie tuż obok babci. Ta od razu ląduje na podłodze, rozsypując swoją zawartość na wszystkie strony.
— Cześć Dziadek.
— Dobry Boże, nareszcie. — rozkłada ręce, chcąc mnie przytulić, a ja bez wahania odwzajemniam ten gest.
Po chwili do uścisku dołącza babcia, wciąż zanosząc się cichym płaczem. Nie wiem, ile tak stoimy, ściskając się wszyscy razem, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Dobrze jest mieć ich znowu przy sobie.
Cały dzisiejszy dzień spędzę z nimi w domu. Nikomu nie mówiłem o moim powrocie. Chciałem najpierw wynagrodzić moją nieobecność właśnie im. Osobom, które były przy mnie od dziecka. Niezależnie co zrobiłem, zawsze byli po mojej stronie.
Kiedy kończyny ten rodzinny uścisk, podchodzę i zbieram z podłogi zakupy, które kilka chwil wcześniej upuścił dziadek i wszyscy ruszamy do kuchni. Pomagam w przygotowywaniu kolacji, a po zjedzonym posiłku siadamy w salonie, pijąc gorącą herbatę.
Babcia wciąż obchodzi się ze mną jak z jajkiem. Ciągle pyta, czy czegoś mi nie trzeba, czy nie jestem głodny, czy nie chcę kolejnego kubka herbaty. Chyba dalej nie dowierza, że tu jestem, ale cóż się dziwić, mam zupełnie tak samo.
Dziadek z kolei ma nieco inne podejście. Siedzi po prostu w fotelu i prowadzi rozmowę, jakby nic się nie zmieniło. On rzadko kiedy okazywał nadmiernie emocje. To od niego się tego nauczyłem. Za to babcia odkąd pamiętam, okazywała je chyba za całą naszą trójkę.
Cały wieczór rozmawiamy o wszystkim, co się działo, kiedy mnie nie było, z wyjątkiem jednego — mojego pobytu w więzieniu.
Przez ten czas odwiedzili mnie dwa razy. Kiedy przyszli za drugim razem, miałem serdecznie dość. Nie mogłem patrzeć na ich twarze, na których malowało się cierpienie oraz zawiedzenie. To moja jedyna rodzina, a ja nie miałem serca widzieć za każdym razem płaczącej babci i dziadka w tamtym miejscu, więc postąpiłem bardzo samolubnie. Może to dziwne, ale ja naprawdę najzwyczajniej w świecie bałem się o ich zdrowie, więc poprosiłem, aby więcej nie przychodzili.
CZYTASZ
Chłopak ze słonecznikiem
Roman d'amourOlivia Lockwood to dziewczyna z planem na przyszłość. Rok w zupełnie obcym miejscu zaowocował sukcesem. Zaklimatyzowała się w nowym mieście, znalazła przyjaciół i kłopoty w postaci ciemnowłosego chłopaka. Colton Morgan w wieku dwudziestu pięciu lat...