Rozdział siódmy

5.4K 231 10
                                    

Nie potrafiłam pogodzić się ze swoją obecną sytuacją. Nie mogłam uwierzyć w to, że wszystko nad czym ostatnio pracowałam, runęło jak domek z kart. Moja pewność siebie, obronny mur i twarda skorupa, które zdawała się całkowicie ze mnie wyparować w chwili, gdy usłyszałam, co mnie czeka. To wszystko zostało mi brutalnie i gwałtownie odebrane.

Czułam się obco sama ze sobą.

I właśnie to bolało mnie najbardziej. Świadomość, że z każdą chwilą traciłam siebie.

Otarłam łzy, które wypłynęły z moich oczu, mocząc po chwili prześcieradło. Znajdowałam się sama, dlatego mogłam pozwolić sobie na chwilę rozpaczy. Nie byłam z kamienia i nie potrafiłam tak obojętnie przyjąć do siebie wiadomości, że lada chwila stanę się czyjąś marionetką, nie mając żadnego prawa głosu i wyboru. Byłam skazana na łaskę okrutnego człowieka, który pogrywał sobie mną, jak chciał.

Zacisnęłam pięść, kręcąc głową z dezaprobatą. Gdyby tu był, chyba oberwałby ode mnie porządnie w twarz.

Nie do końca wierzyłam w jego dobroć. Właściwie, to wcale w nią nie wierzyłam. Ludzie jego pokroju nie pomagali byle komu, bez żadnej przyczyny. Wiedziałam, że prędzej czy później będzie chciał czegoś w zamian.

I gdzieś w środku czułam, że to również mi się nie spodoba. Wiedział o mnie już niemalże wszystko, dlatego miałam świadomość, że będzie mnie karał za wszystkie błędy popełnione przeze mnie w przeszłości.

***

Uśmiechnęłam się szczerze, obejmując ciaśniej blondyna. Miałam nadzieję, że gdy wszystko się uspokoi i wróci do normy, wciąż będziemy mogli się kolegować. Naprawdę bardzo go lubiłam i nie chciałam rezygnować z tej znajomości.

— Carlo... — zaczął ciężko. — Udusisz mnie zaraz. Nie miałem pojęcia, że aż tak bardzo za mną tęskniłaś. Nie mogłaś zadzwonić?

Odkleiłam się od niego, unosząc głowę do góry, by skrzyżować z nim swój wzrok.

Ostatnie dni były dla mnie męczarnią. Nie byłam w stanie wstać i doprowadzić się do porządku, dlatego nie było nawet mowy o kontakcie z kimkolwiek. Chciałam samotności i chwili oddechu od świata. Potrzebowałam odcięcia się oraz przemyślenia pewnych spraw. I dzięki temu, poczułam się stabilniej.

— Diego...

— Coś się stało? — zapytał, przeczesując dłonią swoją jasną czuprynę, przez co wyglądał niemalże jak Johnny Bravo.

— Odchodzę z pracy — przyznałam szczerze, bez owijania w bawełnę. Nie chciałam go dłużej zwodzić, nie zasługiwał na te wszystkie kłamstwa, którymi go obsypywałam.

Zamrugał kilkukrotnie, po chwili lekko przytakując. Wydawał się skołowany i zaskoczony, czego się doskonale spodziewałam.

— Zostawiasz mnie samego... Z Azzurrą? — nachylił się, by dodać cichym tonem.

Roześmiałam się na jego słowa, klepiąc jego lekko umięśnione ramię.

— Zaproś ją gdzieś wreszcie. Wiem, że podoba ci się tak samo, jak ty jej. Nie możesz się wiecznie chować i uciekać, gdy ona próbuję wziąć sprawy w swoje ręce.

Chłopak westchnął, po chwili przyznając mi rację.

Wiedziałam, że między nimi było coś na rzeczy i z całego serca pragnęłam, by wreszcie odważyli się zrobić krok do przodu. Lubiłam ich, idealnie do siebie pasowali.

— W porządku. Spróbuję do niej zagadać.

— I masz koniecznie dać mi znać! Masz zadzwonić! — powiedziałam stanowczym tonem, celując w niego palcem.

Pod maską |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz