Antonio patrzy mi w oczy, jakby szukając czegoś jeszcze w moich słowach oprócz tego faktu, że zniszczył mi życie, składając parafkę. Żal znowu puka do jego oczu, zbijając go całkowicie duchowo i fizycznie, ponieważ siada, jakby popchnięty przez niewidzialną istotę, jakby nie był w swoim ciele. Ukłucie sumienia? Czy to było możliwe? Czy ten człowiek może coś takiego w ogóle posiadać? Nie mnie to oceniać, byłam zapewne sto razy gorsza niż on, jednak jestem owocem tego, że ich chory męski sabat podpisał na mnie wyrok.
— Maura... — mówi cicho i przeciera twarz dłońmi, wzdychając ciężko.
W tej chwili, nagi, zgarbiony, załamany, wygląda jakby miał lat trzydzieści nie dwadzieścia i jakby ktoś mu właśnie odebrał coś najcenniejszego w życiu. Wygląda tak, jakby właśnie do niego dotarło to co zrobił. Może dotarło? Może nie był aż tak nieczuły, jak zakładałam? Potrafił być dobrym człowiekiem? Nie, i nie wiem jak w ogóle mogłam tak pomyśleć, skoro zrobił mi tak okropną rzecz.
— Nie Maura. Ty mi zniszczyłeś wszystko. Wszedłeś z butami, zadrwiłeś ze mnie, co więcej, ja pozwalam, żebyś mną dyrygował jak ci tylko pasuje! — szepczę, co nie zmienia faktu, że i ten szept jest potężny, ale i rozedrgany.
— Wiem. Kurwa, wiem. Zaślepiło mnie, okej? Chciałem władzy, u brata co najwyżej bym mógł być podszefem. A tak? Mogłem być donem, do tego mnie przecież uczyli. A ty... ty byłaś malutka, niewinna, ale posiadałaś stronę psychopatki i masochistki. Idealny obraz ukazujący jak bardzo mnie potrzebowałaś, bo dałbym ci absolutnie wszystko, chciałaś ulegać w łóżku, bo potrzebowałaś tego w życiu, jeszcze tego nie dostrzegłaś? Jesteś silną kobietą, ale nigdy nie dostałaś ulgi, odpoczynku, wakacji, możliwości bycia pasywną stroną. Księżniczką mafii, a nie szefową. Kimś, kogo będzie się trzeba słuchać i liczyć z zdaniem, ale nie wysyłając na pierdolone niebezpieczne wojenne pole, jak to robił Henry.
— Mydlisz mi oczy...
— Nie. — kręci głową i unosi ponownie ten wyczerpany wzrok. — Nie mydlę ci oczu, nie wspominam o braku władzy, ale bez poparcia... Jesteśmy swoimi kluczami, do drzwi. Ty jako mój do niebycia pomiotem brata, a ja jako twój, będącym rozwiązaniem problemu akceptacji, podważania twojego zdania.
— Próbujesz mną manipulować...
— Nie do kurwy! — unosi głos, ale nie krzyczy. — Możesz mnie słuchać? To Vittorio powiedział, że ja mam być szefem, ale nie będzie miał nic do powiedzenia, gdy nie będę pracować dla niego, a nie zabije mnie, bo nie będzie to zdrada...
— Proponujesz...
— Wspólny stołek. — kończy za mnie.
— Nie jestem naiwna. Wykorzystasz mnie, zrobisz to co było w umowie.
— Kurwa, jak uważasz że te wszystkie umowy mają takie znaczenie, to możemy spisać nową! — warczy, a ja biorę głębszy wdech, bo ta sytuacja, jego słowa, dają mi dużo do myślenia.
Nie jest to zły pomysł. Nawet przeciwnie, jeśli zmuszę go do podpisania takiego papierka, z marszu będzie to brał na poważnie, a ja zyskam chociaż trochę spokoju ducha, chociaż czułam, że na czas do ślubu będę się jedynie przyglądała temu jak Bastian – prawa ręka zmarłego dziadka, będzie tym wszystkim zarządzać, muszę się wyciszyć i nie wiem jak, ale doprowadzić się do stanu umysłowego w jakim był Henry, żeby nie dać się tak łatwo pożerać emocjom, a właśnie tak się nieustannie dzieje, one mnie przeciągają na swoją stronę niemalże cały czas, zanim pojawił się Antonio, sporadycznie byłam tak szczęśliwa bądź tak wkurwiona, jak odkąd go poznałam, od wtedy jest tak cały czas, z początku byłam przekonana, że jest to coś dobrego, że zaczynam żyć, jednak od chwili gdy Dean próbował mnie zgwałcić, a Coletti wtargnął do mojego życia, zapomniałam o najważniejszym czego uczył mnie dziadek, o zachowaniu zimnej krwi, posiadaniu w spokojny sposób pozytywnych uczuć, lub tych obojętnych, zawsze.
CZYTASZ
Hades
Romance''Prawda jest taka, że jedna kobieta należąca do mafii będzie jak stu mężczyzn. Ta kobieta będzie siać postrach, będzie manipulować i rządzić jak Pablo Escobar, Mayer Lansky, El Chapo, Asłan Usojan, jak oni wszyscy razem, ale z pewnością brutalniej...