Rozdział IV- Madeline

28 4 7
                                    

Spotkałam się z Loren w drodze do szkoły. Zaczynamy o 9:00 geografią. Usiadłyśmy w ostatniej ławce, a przed nami siedziało dwóch chłopaków. Dwaj blondyni z niebieskimi oczami. Nie są w moim typie, ale bardzo mili.

Nie lubię blondynów. Mam słabość do ciemnych oczu i włosów.

Na pierwszych lekcjach wszyscy siedzą, jak trusie. Trzeba wyczuć nauczycieli. Pani od geografii to starsza, bardzo starsza drobna kobietka, nosząca garsonki. Wydaje się w porządku- mam nadzieję, bo nie lubię geografii.

W południe nasza wychowawczyni rozdała nam kluczyki do szafek. Poszłyśmy z Loren je znaleźć. Ja miała numer 341, a Loren 400.

-Trochę daleko- powiedziała Loren
-Czekaj, zaraz to załatwię- powiedziałam

Podeszłam do blondynów, którzy siedzieli przed nam na pierwszej lekcji.

-Hej chłopaki, mam pytanko. Jakie macie numery?
-Ja mam 342, a Colin 450. A ty?- powiedział jeden z nich, chyba Max
-Ja 341 i szukam kogoś, kto by się ze mną wymienił.
-Ja może ci nie pomogę, ale bym się wymienił, bo znam tylko Maxa- powiedział Colin, utwierdzając mnie, że ten pierwszy to Max
-No dobra- wymieniliśmy się kluczykami

Zrezygnowana z numerem 450 podeszłam do Loren.

-Ej! Jedna z dziewczyn mogłaby się ze mną wymienić na 340- będziemy obok siebie.- krzyknęła zadowolona, a ja spojrzałam na nią przygaszona
-Ale ja teraz mam 450.- powiedziałam
-Dobra, szafki nie są najważniejsze- pocieszyła mnie
-Racja, zachowujemy się, jak dzieciaki- zaśmiałyśmy się

Ruszyłyśmy na poszukiwanie szafek. Jest ich dość dużo, w szkole jest około 700 uczniów. Nie jest to największa szkoła, ale wszyscy ludzie z pobliskich miast tu startują.

Loren znalazła swoją szafkę.

-Patrz!- znowu krzyknęła ucieszona, wskazując na szafkę, która była pod jej szafką

Pod 400 była 450

-Ale super, czyli szafki obok siebie na korytarzu, jak z filmów na Netflixie zaliczone- puściłam oczko do Loren
-Tak- zaśmiała się
-Myślałaś już jak możemy je urządzić? Na Pintereście jest pełno pinów z szafkami szkolnymi
-Takk! Lustra, lampki i zdjęcia z Instaxa
-Dokładnie, musimy dzisiaj wybrać się na zakupy, kupić lustra samoprzylepne
-Koniecznie i jeszcze strzelić sobie jakieś foty
-Dobra, będę musiała się lepiej ubrać- zaśmiałyśmy się i poszłyśmy na kolejną lekcję

Cel na dzisiejsze popołudnie- urządzenie szafek

Po lekcjach poszłyśmy szybko do kawiarni wziąć czekoladę na wynos. Dzisiaj nie miałyśmy czasu na siedzenie przy stoliku.

Spotkałyśmy uroczego bruneta, z którym zeswatam Loren, ale jeszcze nie teraz. Teraz czas na zakupy.

Popijając czekoladę poszłyśmy do domu Loren. Dość szybko, jak na to, że znam ją 2 dni. Nie chciałam wchodzić do środka, ale nalegała. Usiadłam na pufie w przedpokoju, a ona poszła do swojego taty.

Poprosiła o zawiezienie nas do galerii. Nie chciałam być nachalna, mogłyśmy przecież zamówić ubera, ale Loren mówiła, że nie ma problemu, a jej tata i tak musi jechać na pocztę.

-Dzień dobry- powiedziałam do taty Loren
-Dzień dobry, tata Loren, ale mów mi Mike- przedstawił się i podał mi rękę
-Madeline- uśmiechnęłam się

Jeny, ale Loren jest do niego podobna. Nie widziałam jeszcze jej mamy, ale ma oczy swojego taty.

Ja nie wiem do kogo jestem podobna. Niby do mamy, ale ja nie widzę podobieństwa. Może jestem adoptowana?

Wsiadłyśmy do auta.

-To gdzie Panie podwieźć?- zażartował tata Loren
-Pomyślmy, gdzie proponujesz Madeline?- zażartowała Loren
-Może galeria?- zachowałam poważny wyraz twarzy
-Jak sobie panie życzą- powiedział Pan Bridge wyjeżdżając z podjazdu

Zazdroszczę Loren. Ma fajnego tatę. Nie narzekam na swoich rodziców, dbają o mnie, dają mi jeść, pamiętają o moich urodzinach, ale nigdy nie czułam się przy nich swobodnie. Nie mamy złych relacji, nie kłócimy się, ale nie mogę ich uznać za moich dorosłych przyajciół, z którymi mogę porozmawiać, zwierzyć się im. Nasza relacja jest neutralna. Rodzice dużo pracują i nie mają dla mnie czasu, ale zawsze marzyłam o przyjaźni z mamą, z którą razem bym chodziła na zakupy, oglądała tiktoki i gadała o chłopakach. Nie raz próbowałam zagadać coś do nich, ale oni są wiecznie zajęci i chyba też nie są przy mnie swobodni. Rzadko żartują, są spięci i wszędzie się spieszą. Jak będę miała dzieci, to będę im poświęcała każdą wolną chwilę. Nie popełnię tego samego błędu, co moi rodzice. Nie chciałabym, aby miały bliższą relację z nianią, niż ze mną.

Dotarliśmy do galerii. Tata Loren wysadził nas przed samym wejściem i pojechał „pozałatwiać sprawy na mieście".

Byłyśmy w kilku sklepach . Najpierw papierniczy, gdzie dostałyśmy samoprzylepne lutra, taśmy i kolorowe pudełka.

Potem poszłyśmy do Sephory po miniaturki.

-O miałam ten tusz, świetny jest- powiedziałam widząc małą wersję Lancôme
-Bierzemy! A wiesz może jaki wciąć korektor? Mam straszne cienie pod oczami- powiedziała Loren

Podałam jej mocno kryjący jasny tester Tarte.

-Ej, rzeczywiście. Świetny jest- powiedziała po nałożeniu
-Wiem, zobacz jeszcze ten rozświetlacz- podałam jej genialny od Fenty
-Jeny rzeczywiście, dobra jesteś. Ja bym tu tydzień spędziła, zanim bym coś znalazła. Nie znam się tak.
-Dlatego masz mnie. Zobacz jeszcze ten róż, będzie ci pasował- powiedziałam
-Jeny, zbankrutuję przez ciebie- zaśmiała się

Potem jeszcze poszłyśmy kupić jakieś fajne ciuchy. Wzięłyśmy sobie takie same jeansy. Ja znalazłam Loren idealny błękitny top, w którym wyglada nieziemsko. Wyhaczyłam sobie jeszcze wielką złotą spinkę i koronkową sukienkę.

-Jestem głodnaa- zaczęłam narzekać
-Ja też, ale nie mamy czasu, za 10 minut tata będzie na dole- powiedziała Loren
-Może chociaż coś wypijemy
-Tu jest kawiarnia. Czekolada na wynos?
-Chcesz zdradzić swojego kelnera?- oburzyłam się, a Loren rzuciła mi zażenowane spojrzenie
-Nie jest jeszcze mój- odpowiedziała
-Jeszcze?- spytałam podekscytowana
-No tak mi się powiedziało- zaczerwieniła się
-No dobra, możemy raz go zdradzić, nie dowie się- zaśmiałam się, a Loren znów zawróciła oczami

Zamówiłyśmy i ruszyłyśmy do wyjścia.

Już po pierwszym łyku wiedziałyśmy, że to nie to. Nic nie przebije czekolady Pana Ridleya.

-Już więcej nie zdradzamy naszej kawiarni- powiedziała Loren
-Od początku wiedziałam, że będziemy żałować

Wyszłyśmy z galerii. Była już 17.15. Tata Loren powinien być tu już 10 minut temu. Loren zadzwoniła do niego. Jest korek. Trochę na niego poczekamy.

Usiadłyśmy na ławce przed budynkiem, bo nie miałyśmy już siły na zakupy.

Kończyłyśmy nasze czekolady, kiedy przed nami zaparkował granatowy Jeep.
Drzwi otworzyły się, a z samochodu wyszedł przystojny kelner z naszej kawiarni.

Chłopak od razu nas dostrzegł.
-Kogo ja tu widzę?- krzyknął radośnie
-Oo nasz ulubiony kelner- powiedziałam, a chłopak się uśmiechnął
-Ostatnio chyba nawet się nie przedstawiłem, jestem William, ale mówcie mi Will- powiedział podając nam rękę. Ma mocny ucisk.

Przedstawiłyśmy mu się. Kiedy Loren powiedziała swoje imię oczy Willa się zaświeciły. Jestem pewna, że coś z tego będzie. Nie ukrywam, jest bardzo przystojny, ale on jest Loren. Naprawdę by do siebie pasowali.

Hot chocolateWhere stories live. Discover now