Rozdział IX- Loren

6 4 5
                                    

Weekend zamierzałam spędzić głównie ucząc się do kartkówek. Robiłam zadania z matematyki i powtarzałam zadane słówka z języka hiszpańskiego.

W sobotę po południu zadzwoniła do mnie Madeline, żeby jeszcze raz obgadać sprawę Willa i tego, co dowiedziałyśmy się na imprezie.

Wszystko dzieje się tak szybko. Jeszcze dwa tygodnie temu nie miałam prawie znajomych, dziś siedzę na lunchu z chłopakami z drugiej klasy. Kolejną rzeczą, która się zmieniła jest to, że podoba mi się chłopak. Dawno mi się nikt tak nie podobał. Chłopcy w gimnazjum nie grzeszyli urodą. Jeszcze bardziej zaskakujące jest to, że ja podobam się jemu.

Znam Willa za krótko, żeby mógł zostać kimś więcej niż tylko kolegą, ale wiem, że to dobry chłopak. Może kiedyś, gdy lepiej się poznamy coś z tego będzie.

Cieszę się też, że Madeline zaczęła kręcić z Archiem. Ona mu się podoba- to widać, a Madeline się przekonuje. Kiedy coś o nim wspominam, Madeline mówi, że to tylko kolega i że całkowicie nie jest w jej typie. Ona woli wyższych, bardziej zbudowanych, ciemnookich brunetów. Moim zdaniem jednak „typy" się zmieniają, a najważniejszy jest charakter. Tym bardziej, że Archie jest bardzo przystojny i wiele dziewczyn do niego podbija.

W niedzielę około 14 dostałam telefon od Madeline.
-Masz rower?- spytała
-Mam, ale ma nienapompowane opony
-To nieważne, będę u ciebie za 20 minut z pompką. Ubierz coś wygodnego- odpowiedziała, po czym się rozłączyła

Nie jeździłam na rowerze od dwóch lat. Nie wiem nawet czy pamiętam, jak to się robi. Ludzie mówią, że tego się nie zapomina, ale z uwagi na moje zdolności sportowe, to nie byłabym tego taka pewna.

Madeline już zdecydowała, więc posłusznie ubrałam kremowe dresy i biały top. Nałożyłam moje trampki, związałam włosy w luźnego koka i poszłam do kuchni. Nie wiem, na jaką przejażdżkę zamierza wybrać się dziewczyna, więc wyciągam z kuchennej szafki ciastka, na wypadek gdybyśmy zgłodniały.

Następnie udałam się do garażu, w poszukiwaniu mojego roweru. Nie zajęło mi to długo. Rower był trochę zakurzony, więc znowu wróciłam do kuchni po ścierkę, żeby go przetrzeć.

Umyłam z grubsza rower, po czym na moje podwórko wjechała Madeline, trzymając w ręku dość sporą pompkę. Wyglądała zabawnie.

-Szybko pompujemy i jedziemy- stwierdziła

Ogarnęłyśmy moje koła i ruszyłyśmy na wycieczkę. Dziewczyna nie chce mi powiedzieć, gdzie się wybieramy. Założę się, że pewnie sama nie wie gdzie.

Rzeczywiście jazdy na rowerze się nie zapomina, co było dla mnie ulgą, bo 17 latka nie potrafiąca jeździć na rowerze nie brzmi najlepiej.

Jechałyśmy znaną mi trasą. Pierwszym przystankiem Madeline była nasza kawiarnia. Zostawiłyśmy rowery przed wejściem.

-To co zawsze?- spytał Will, kiedy my nawet nie zdążyłyśmy wejść
-Tak- odpowiedziałyśmy obie niemal jednocześnie
-Na wynos czy na miejscu?- spytał chłopak
-Na wynos- odpowiedziała Madeline

Will od razu zajął się naszą czekoladą. Jak zwykle nie żałował bitej śmietany. Po kilku minutach napoje były gotowe. Podziękowałyśmy i udałyśmy się do wyjścia. Will pewnie chciał z nami jeszcze porozmawiać, ale Madeline wyjątkowo się spieszyła.

-Gdzie my jedziemy?- spytałam chyba po raz czwarty dziewczynę
-Sama nie wiem, może nad jezioro?- zaproponowała
-Wiedziałam, że nie wiesz gdzie jedziemy
-Wiedziałam, że chcę iść do kawiarni
-Dobra, jedźmy nad jezioro. Przy wodzie jest chłodniej

Jest połowa września, a jest gorąco, jak w lipcu. Przejażdżka rowerem w prawie 30 stopniach nie była najlepszym pomysłem.

Jechałyśmy z 20 minut, po czym dojechałyśmy do plaży. Jak zwykle w pogodne niedziele całe Kent również postanowiło wybrać się nad jezioro. Plaża i wszystkie pomosty były zapełnione. Było głośno i pachniało grillowanym mięsem.

-Co robimy?- spytałam dziewczynę
-Idziemy na kładkę Willa- powiedziała
-Ale to kładka jego rodziny, nie można wchodzić komuś na pomost
-A kto tak powiedział?
-Nikt nie musiał mówić. Nie możemy od tak tam sobie pójść
-Byłyśmy już tam
-Tak, ale z Willem. Co jak spotkamy tam jakiegoś wujka chłopaka? Będzie głupio
-Will na pewno tobie wybaczy. Ja sobie poradzę- nie odpuszczała- poza tym, nikt się nie dowie. Idziemy- powiedziała dziewczyna i pociągnęła mnie za rękę.

Zostawiłyśmy rowery na parkingu przy głównej plaży i ruszyłyśmy leśną ścieżką.

Nie chciało mi się dalej jej przekonywać. Prawdę mówiąc, to dobry pomysł. Nie mam ochoty opalać się, kiedy nade mną biegają dzieci z wiaderkami. Nie chcę tylko, żeby ktoś nas „przyłapał". Will nam pokazał kładkę w sekrecie, a my to wykorzystujemy. Będzie trochę niezręcznie, kiedy my będziemy na niej siedzieć, a nagle wejdzie jakaś jego rodzina.
Może za dużo myślę i to niby nic szczególnego. Ludzie robią gorsze rzeczy, ale nie chcę wyjść na niewychowaną.

Madeline nie wyglądała na przejętą. Ja się trochę stresowałam, ale ja zawsze jestem przewrażliwiona na wszystko.

Doszłyśmy do kładki. Dziewczyna bez zastanowienia na nią weszła. Poszłam więc za nią. Zdjęłyśmy buty, usiadłyśmy na pomostku i zamoczyłyśmy stopy w wodzie.

-Jeny ale gorąco- powiedziałam
-To wejdź do wody- odpowiedziała dziewczyna
-Nie mam stroju
-Trudno- powiedziała dziewczyna i popchnęła mnie do wody
-Oszalałaś? Mam telefon w kieszeni!
-Iphony są wodoodporne- powiedziała bez przejęcia i sama weszła do wody
-A co jakbym nie umiała pływać? Utopiłabyś mnie
-Wyluzuj, jest dość płytko
-Nie dotykam dna
-To bym po ciebie wskoczyła
-Jak my wrócimy? Jesteśmy całe mokre
-Wyschniemy. Nie przejmuj się tak wszystkim, bo zmarszczek dostaniesz- powiedziała i zaczęła mnie chlapać

Rozpoczęłyśmy prawdziwą wodną wojnę. Już nie było mi gorąco. Woda jest dość chłodna. Miałyśmy rozmazane rzęsy, a mi rozwiązał się kok. Prawie nigdy nie noszę rozpuszczonych włosów.

-Wow, dlaczego zawsze związujesz włosy?- spytała mnie Madeline
-Nie wiem, wolę spięte
-Musisz częściej rozpuszczać, ładnie ci
-Dziękuję

Postanowiłyśmy się trochę przepłynąć. Jest tu naprawdę ładnie i spokojnie. Czasem słychać pojedyncze krzyki dzieci dobiegające z plaży, ale to mi nie przeszkadza. Kładka jest ukryta i nie widać jej od głównej strony. Nikt więc nas nie widzi. Mogłybyśmy pływał gołe i nikt by nie ogarnął. Niewiele jest takich miejsc. Dalej trochę mi głupio, że poszłyśmy tu same, nie pytając Willa, ale dobrze się bawię.

Chmury zasłoniły słońce i zrobiło się trochę chłodniej. Woda nas trochę zmęczyła. Postanowiłyśmy więc wyjść i chociaż spróbować trochę przeschnąć. Wyciągnęłam z torby ciastka, które wzięłam przed wyjściem. To był dobry pomysł.

Siedziałyśmy całe mokre na kładce i woda z nas ciekła. Specjalnie się tym nie przejmowałyśmy i jadłyśmy ciastka. W pewnym momencie usłyszałam kroki.

-Słyszysz to?- powiedziałam szeptem do dziewczyny
-Co?
-Kroki, wsłuchaj się
-Rzeczywiście, cholera, ktoś tu idzie. Co teraz?
-Nie wiem, nie uciekniemy
-Możemy wejść do wody
-Nie wytrzymamy długo pod wodą
-Co teraz?

Ścisnęło mnie w żołądku. Co jak to ktoś z rodziny Willa? Głupio mi, że bez pytania chłopaka poszłyśmy na kładkę. To niby nic wielkiego, ale jestem zdenerwowana. To nie nasza kładka.

Kroki słyszałyśmy coraz bliżej, ktoś skręcał już w stronę pomostu. Wywnioskowałam, że to jedna osoba. Idzie dość powoli.

Nagle naszym oczom ukazał się bardzo, ale to bardzo wysoki chłopak. Nie widziałam go wcześniej. Wszedł na kładkę i wyglądał na bardzo zdezorientowanego.
Podrapał się po karku i spojrzał na nas pytająco.

-Hej, znamy się?- spytał bardzo niskim, lekko zachrypniętym głosem

Hot chocolateWhere stories live. Discover now