-Nie możesz mnie zabić!
-Ależ owszem mogę-odpowiedział z uśmiechem mężczyzna o kruczo czarnych krótkich włosach.
-Przecież Ci zawsze pomagałem, a Ty mi się tak od płacasz?
-Serio ziom? Taktyka wzbudzania litości widzę.-Mężczyzna o kruczo czarnych włosach przechadzał się wokół związanego mężczyzny- Dostałem takie rozkazy Mehistosie.
-Rozkazy?-powiedział ze szokowany Mehistos-Jakie r...rozkazy? Od kogo ten pochopnie wydany razkaz?
-Ponieważ umrzesz to mogę Ci powiedzieć-uśmiechnął się zabójca.-Mężczyzna przystawił Mehistosowi nóż do gardła-Lecz pierw opowiem o tym nożu. Nóż ten został wykuty przez mojego kowala który żył dwa tysiące lat temu. Jedno z jego najlepszych dzieł, skórzana rączka, długie ostre ostrze oraz niepowtarzalna umiejętność. Chcesz wiedzieć jaka?
-Nie!-krzyknął Mehistos
-Ale i tak ci opowiem...
Gdzieś nad Nowym jorkiem, trzy postacie w kształcie dużych kotów poruszały się bez selestnie po dachach wieżowców. Trzy koty skakały z budynku na budynek kierując się w stronę Empire state Building.
Kot biegnący z przodu był na tłowiu czarny, a na łapach posiadał białe plamy.
Przewodził dwóm kotą które były całe białe. Dwu metrowe kociaki dobiegły do budynku i wskoczyły do najbliżej położonego okna. Długość trzech autokarów przeskoczyły z łatwością i wybiły szybę. Zatrzymały sie na chwilę po czym czarny kot zamruczał i roztsaskana szyba powróciła na miejsce. Grupa ruszyła dalej.
-...Na tym polega działanie mojego noża-powiedział mężczyzna o czarnych włosach.-Dobra, a teraz konkrety. Chociaż powiem ci tylko jego imie. Zlecenie na zabicie Cię dal mi Gerto.
-G..g..gerto?-te słowa wypadły jako ostatnie z ust Mehistosa.
Nagle drzwi zostały wyważone, trzy koty stanęły w przejściu i zaczęły przyjmować ludzką postać. Po zakończeniu transformacji mężczyzna w czarnej kurtce się odezwał.
-Koniec twoich zabaw Asterjosie!
-O ho! Banda dzikiego Filemona się pokazała-zaśmiał się Asterjos-Co was tu sprowadza, koci miętka?
-Twoje poddanie się królowi Resterowi-powiedziała kobieta w białej kurtce.
-Hmmm...Resterowi?-spojrzał w ich stronę Asterjos-Nie sądzę iż ten fakt mi pasuje. Może obgadamy to przy herbacie?
Po tych słowach obskurne pomieszczenie zmieniło się w elegancką kawiarnie. Asterjos który był ubrany wcześniej tylko w jeans' y miał na sobie marynarkę i spodnie z tego samego materiału. Rozczochrane włosy były uczesane i lśniące.
-Asterjosie nie będziemy pić z tobą żadnej herbaty, idziesz z nami na twój osąd.
- I tu znów się nie zgodzę mój Setrosie-powiedział do mężczyzny w czarnej kurtce-Nie po to uciekłem z Jadytu, by znów zostać tam uwięziony. Nie rozumiesz tego bólu jaki tam ci oferują, ale i tak przy moich torturach są śmieszni. Ci strażnicy.
-Ale uciekłeś bo Ci było tam źle.
-Wiesz, uciekłem bo się tam nudzilem. Poznęcałem się nad współ więźniami, ale najlepsza zabawa była z strażnikiem który przychodził z jedzeniem. Ten to chyba już poszedł na emeryturę.
-Nudziłeś się mówisz, to zadbam o to byś już nigdy nudy tam nie zaznał-obiecał Setros.
-No masz rację nigdy się tam już nie będę nudził, bo tam nie trawie- powiedział i wziął łyk herbaty której nie zamówił, ale jednak miał.