Tom przez to że obraził Terene, musiał posprzątać cały dom Resterosa. Ona mu zaś się przyglądała z popcornem w ręku. Chodziła za nim i wytykała mu każdy błąd jaki popełnił pod czas tego sprzątania. W końcu Resteros wyszedł z Setrosem z salonu i zawołali do siebie Chłopca.
-Posłuchaj mnie chłopcze- Resteros-Od dzisiaj będziesz się szkolić na terenach mojego domu. Wraz z tobą przybędzie tu kilku innych początkujący magów. Będziecie szkoleni przez moich najlepszych ludzi, czyli przez twojego wuja i kilku inny zaufanych. Nauki rozpoczną się za tydzień, więc masz trochę wolnego czasu chyba że Terena coś będzie od ciebie chciała. W każdym razie ciesze się z twojej obecności. A teraz do zobaczenia-Król pożegnał się i zamienił się w proch.
Tom zrobił wielkie oczy jak pięć złotych.
-Spokojnie, tylko się teleportował-powiedział Setros lapiąc chłopaka za ramię-To jego znak rozpoznawczy. Zawsze na ziemi zostawi trochę prochu-Set klęknął i podniósł trochę ciemnego piasku.
-Dziwny jest ten facet-powiedział Tom.
-Zmienisz zdanie, jak poznasz go lepiej-powiedziała Terena.
-A właśnie...Wujek możesz mnie Zabrać ze sobą, nie chce z nią zostawać-powiedział Tom na ucho Setowi.
-Bardzo bym chciał cię wziąć ze sobą, ale nie sądzę by spodobało ci się spanie ze mną.
-Aha.-No no. Więc przepraszam, ale idę do łóżka ,bo słyszę jak mnie już woła. Tereno zaopiekuj się nim najlepiej jak możesz.
Terena uśmiechnęła się do Setrosa uśmiechem którego Tom bardzo dobrze znał. Jego ojciec zawsze się tak uśmiechał gdy planował coś chytrego. Obawy Toma nie potwierdziły się tego samego dnia, ale następnego. Terena zagoniła go w kuchni do gotowania. Jak coś popsuł to dostawał drewnianą łyżką po głowie. Guzów miał więcej niż na księżycu kraterów po asteroidach. Po obiedzie przyszedł czas na sprzątanie. Naczynia wyjątkowo trudno było do czyścić. Po godzinie szorowania brudnych talerzy, Tomowi ręce odpadały. Jego mięśnie krzyczały same z siebie. Nie był przyzwyczajony do takiego sprzątania. Wieczorem, leżąc na łóżku, Tom oglądał film na tablecie. W połowie filmu obraz się zatrzymał, a otoczenie zmieniło się. Nie było ścian, nie było niczego co by było związane z cywilizacją. Jego łóżko znajdowało się na środku wielkiego kaniony. Widok na skały kończył się dopiero na horyzoncie, a na dodatek było czterdzieści pięć stopni ciepła. Tom wstał z łóżka, które po chwili się stopiło. Spojrzał w prawo, w lewo aż w końcu zrobił krok do przodu.
-Gdzie leziesz bałwanie?-spytał nieznajomt głos, rozchodzący się echem.
Chłopak obrócił głowę we wszystkie strony, ale nikogo nie zauważył.
-U góry, idioto!
Tom spojrzał w góre i zauważył lecącego z góry mężczyzne z długim kijem wycelowanym w Toma.
-A może byś tak uniknął tego kija? Mi nie wygląda to na bezpieczne narzędzie-powiedział Zefir.
Tom ledwo zdąrzył odskoczyć w bok gdy kij wbił się w ziemie. Fala uderzeniowa przewróciła Toma na twarz, co spowodowało podrażnienie lewego policzka. Za nim zdąrzył pozbierać dupe z ziemi, nieznajomy zadał cios w brzuch. Tom poczuł na sobie siłę przez którą przeleciał kilka metrów, aż w końcu zatrzymał się na jakiejś skale i zwymiotował. Napastnik podszedł bliżej Toma by zobaczyć czy żyje. Mężczyzna zacmokał ustami i powiedział.
-No młody, jestem z ciebie dumny jak na pierwszy raz-poklepał Toma po plecach, ten zaś jęknąl z bólu- Masz połamane prawie wszystkie kości, ponieważ to uderzenie było tak silne jak uderzenie autobusu pędzącego siedemdziesiąt kilometrów na godzinę. Gratuluję, zdałeś pierwszy test.