Sześć osób w białych plaszczach stało przed grupą Asterjosa. Wyprostowane, tylko z okrytymi ustami, groziły Asterjosowi.
-Asterjosie-odezwała się kobieta, która była wśród zamaskowanych postaci-Musisz się poddać.
-Czemu mam się poddać? Depilacji?-spytał się Asterjos podnosząc nogawki od swoich spodni-No trzeba było by w końcu, rajstopki anty gwałtki rozrosły się do Katakumb.
-Potrafisz zachować powagę?-spytał się go Baltazar
-Zachowywałem ją przez kilka ostatnich dni i na złe mi to wyszło-powiedział Asterjos.
-Niby jak złe?-spytał Baltazar.
-Wiesz że mam zrytą psyche?-spytał Asterjos Baltazara, który pokiwał głową na zgodę-No właśnie. Ostatnio jak spałem, przyśniła mi się dziwna sytuacja. Dwoje ludzi, facet i kobieta, facet nie szczególnie wyglądał jak człowiek, ale nim był. Kobieta męczyła tego faceta, by on zrobił mnie bardziej żartobliwego. Ten koleś kierował moim i twoim życiem, on nas stworzył. A co do kobiety, to niezła laska z niej była.
-Jesteś niebezpieczny dla otoczenia-odezwał się Baltazar.
-Tak wiem, dobra zróbmy porządek z tymi sześcioma misiami polarnymi-powiedział Asterjos wracając oczami do grupy mścicieli-A tak w ogóle gdzie oni są?
Asterjos spojrzał w góre i zobaczył sześć postaci lecących prosto na niego. Zrobił szybki unik, by żaden cios go nie trafił. W miejsca gdzie uderzyły pięści atakujących powstały małe kratery.
-Uff! Już myślałem, że mnie traficie-powiedział Asterjos, ale za nim zrozumiał, że tylko przed nim jest pięć postaci, dostał pięścią w twarz. Odleciał na kilka dziesiąt metrów, ryjąc nosem o trawę. Gdy się zatrzymał, to wstał i spojrzał na spodnie.
-No kurwa mać! Nowe spodnie, prosto z ciucholandu!-powiedział sarkastycznym tonem wściekłości-Dobra teraz ja wam coś pokaże.
Asterjos zamknął oczy i w ciągu jednej wokół niego powstał krąg z ognia. Z kręgu wystrzeliły linie, które zygzakiem trafiły w postacie w białych plaszczach. Wokół nich powstało kilka mniejszych kręgów na wysokości oczu, klatki piersiowej i kolan. Asterjos pstryknął palcami i wszystkie kręgi wokół białych postaci wybuchły. Fala uderzeniowa podniosła lekko włosy Asterjosa. As nie skakał z szczęścia, ponieważ wyczuł aurę postaci, która ani trochę nie zmalała. Oj będą z nimi problemy.
-Może zamiast tak stać, pomoglibyście trochę-powiedział Asterjos odbierając kolejne ciosy grupy, która go atakowała.
Tom wyprostował rękę i odciągnął dwuch ludzi w białych płaszczach do siebie. Oni odwrócili się w powietrzu i uderzyli zaklęciem w Toma. Opętany prze Asterjosa przyjął cios na siebie i zaabsorbował czerwoną kule, która w niego trafiła. Uśmiechnął się, klęknął i oparł dłoń o ziemie. Grunt wokół niego zaczął pękać, a w szczelinach dało się zauważyć światło. Słupy lawy wyszczeliły w górę trafiając dwie z sześciu postaci, które spadły na ziemie. Baltazar machnął ręką i korzenie związały parę leżącą na podłodze. Asterjos się uśmiechnął i uderzył jedną z postaci chcących pozbyć się jego. Gdy jedna z postaci upadła na ziemię, kaptur zleciał jej z głowy i ukazał twarz jednego ludzi w białych plaszczach. Postać nie posiadała oczu ani nosa, tylko usta z których popłynęła kropelka krwi.
-Kim wy do cholery jesteście?-spytał Asterjos.
-Nazywamy się Ślepymi Aniołami i jesteśmy z rozkazu Wielkiej Rady-odpowiedziała kobieta, która leżała na ziemi-Jesteśmy tymi którzy mogą ukarać każdego z rozkazu rady.