02

1.7K 134 11
                                    

- Wszystko w porządku? - słyszę głos Yammouni'ego, który spogląda na mnie z góry. Moje ciało idealnie "wkomponowało" się w murowaną ścianę jakiegoś budynku. Fakt faktem w Melbourne zawsze jest ciepło, ale bywają dni, kiedy noce są jak jesienne dni. Patrzę na nich wszystkich z lekka przerażona, nie wiedząc co mają zamiar zrobić. Znając ich paczkę, zaraz się zawiną i będą kazali mi trzymać buzie na kłódkę, że w ogóle mieli styczność ze mną.
Czy wspomniałam, że ja i James byliśmy kiedyś przyjaciółmi? Tak. Dość stare dzieje. Teraz jestem w drugiej klasie liceum, a z James'em przyjaźniłam się jeszcze w podstawówce. Był najbliższą mi osobą, nie miałam żadnej przyjaciółki, ponieważ wolałam James'a od każdej dziewczyny, która mogłaby być moją potencjalną psiapsiółką. Daniela znałam tylko z widzenia, bo wiedziałam, że również kumpluje się z James'em. Przecież mając tylko dziewczynę za przyjaciółkę, w dodatku mnie, Yammouni by całkowicie zwariował. Jestem w szoku, że to się jeszcze nie stało.
W gimnazjum wprowadzili się Brooks'owie. Od tamtego momentu wszystko się zmieniło. Luke co prawda, nikomu nigdy nie zawadzał, był raczej spokojny i nie narzucał nikomu swoich racji. Wyniknęło nawet kilka sytuacji, że był moją parą na wychowaniu fizycznym, czy na projekcie z chemii lub fizyki. Z Beau nigdy nie zamieniłam słowa. Okay, może kiedyś rzucił do mnie krótkie cześć. Był o cztery lata starszy ode mnie, jakoś nigdy nie nadarzyła się okazja do tego, by wymienić z kim kilka słów. Jedyne co pamiętam, to to, jak kompletnie pijany Beau zarzucił mi ramię podczas jednej z imprez w domu Steph, mojej obecnej przyjaciółki i zaczął skomleć o numer do jej siostry, Cassidy, która już kilka razy zdążyła oznajmić chłopakowi, że nie jest nim szczególnie zainteresowana. Najbardziej w pamięć zapadł mi Jai, o którym wolę jednak nie wspominać. Mogę powiedzieć tylko tyle, że nasze relacje nie należały do najciekawszych, i nadal do nich nie należą. Przeważnie, gdy oboje przechodzimy przez korytarz szkolny, park czy stołówkę, obrzucamy się wzajemnie przekleństwami bądź ripostami. Nic nie poradzę, że Jai nie jest tak miły i uroczy, jak jego bliźniak.
Patrzę w górę, a nade mną wciąż stoi James, który wyciąga ku mnie swoją dłoń. Chwytam ją niepewnie, a chłopak szybko stawia mnie na nogi. Luke otrzepuje moje spodnie i t-shirt, które leżały porzucone w kącie zaułku i wyciąga je w moją stronę. Kiwam głową w podzięce i zabieram części garderoby, które już po chwili zakładam na siebie drżącymi rękami. Podnoszę kurtkę, która chwilę temu spadła mi z ramion, gdy zakładałam pozostałe części ubrań i zarzucam ją na swoje ramiona. Patrzę na wprost, a moje oczy napotykają oczy Jai'a. Nie potrafię nic z nich wyczytać. On od zawsze był zagadką. Ale wydaje mi się, że czasami Jai Brooks po prostu się boi. Nawet, jeżeli cały czas próbuje zgrywać niegrzecznego chłopca, którego uwielbiają wszystkie dziewczyny. 

Tak, Jai Brooks to typowy "bad boy". Nikt mu nie podskoczy, bo się go boją, wszyscy mają do niego niesamowity respekt, nawet jego własny brat, Luke, się go boi. Nie można tego samego powiedzieć o Beau, ponieważ jest starszy i wie, na ile stać Jai'a. A skąd ja to wszystko mogę wiedzieć? Cóż, z obserwacji. Był moment, kiedy Jai strasznie mnie pociągał. No błagam! To najlepsza partia w naszej szkole, nawet jeżeli nie był najmilszy, przykuwał chociażby wyglądem. Z czasem przekonałam się, że jego charakter strasznie zniszczył moje spojrzenie na Brooks'a. Nie sądziłam, że w ciągu kilku dni da się kogoś tak bardzo znienawidzić. Jai utwierdził mnie w tym przekonaniu tak bardzo, że chwilami miałam chęć po prostu na niego zwymiotować, tylko dlatego, że na mnie popatrzył. Ale i on nie pozostawał dłużny. Próbował mnie zgnębić. Zapomniał tylko o jednym. Mam silny charakter, a jego próby tylko mnie wzmacniały, przez co często on wychodził przegrany. 
Jednak nigdy nie spodziewałabym się, że Jai i jego kumple, wraz z James'em, mnie uratują przez takim okrucieństwem, które chcieli mi wyrządzić tamci mężczyźni. 

Patrzę przed siebie, a spojrzenie Jai'a nadal jest utkwione we mnie. Posyłam mu zdziwione spojrzenie, ale on nie reaguje. Cały czas się wpatruje, zupełnie, jakby wpadł w jakąś mantrę. Nic nie mówił, nic nie robił, oprócz tego, że się patrzył. To było trochę niepokojące. Chłopcy, widząc moje zmieszanie, wynikające z niezręczności, którą stworzył Jai, nawołują jego imię, a wtedy dopiero zwracają jego uwagę. Patrzę na nich wszystkich po kolei i zwracam się do najstarszego Brooks'a. 

- Dziękuję za pomoc. - mówię, starając się brzmiąc pewnie, nie chcę, by jeszcze głos mi się przy nich załamał, przecież jestem silna, prawda?
- W porządku. Uważaj na siebie. - Beau kiwa głową i odpowiada na moje podziękowanie, posyłam mu słaby uśmiech, zbieram z ziemi resztę moich porozrzucanych rzeczy, takich jak portfel, telefon czy klucze od domu, które przy szarpaninie, prawdopodobnie wypadły z mojej kurtki. Widzę, jak chłopcy kierują się do auta, a ja szybkim krokiem zmierzam w stronę domu. Jestem pewna, że w szkole nic się nie zmieniło między mną, a ich paczką. Dalej będą kąśliwe uwagi, jednak zawsze będę im wdzięczna za tak wielką przydatność i pomoc. Jestem już jakieś sto metrów od nich, kiedy słyszę swoje imię. Odwracam się, a przede mną stoi Luke, który wygląda na trochę zakłopotanego. 
- Coś się stało, Luke? - pytam, patrząc mu prosto w oczy i oczekując aż otworzy usta i wydusi odpowiedź. Luke zawsze był tym najmilszym z ich paczki. Nikomu nie robił na złe, po prostu z nimi przebywał, bo był bratem Beau i Jai'a. 
- Może.. - zaczyna niepewnie - To znaczy. Jai pyta, czy nie potrzebujesz podwózki. - uśmiecha się lekko, a ja stoję w totalnym osłupieniu. Czy on właśnie powiedział, że jego, nienawidzący mnie brat, proponuje mi podwózkę? Patrzę na Brooks'a zdziwiona, a on wyraźnie jest tym rozbawiony. Nie odpowiadam nic, a on chwyta mnie za ramię i prowadzi do auta, którym przyjechali. Widzę, że cztery miejsca są zajęte, a wolne zostało tylko miejsce kierowcy, które po chwili zajmuje Luke. Patrzę na nich, jak na totalnych idiotów. Widzę, że auto jest na pięć osób, więc nie rozumiem skąd pytanie, czy mnie podwiozą. 
- Jeżeli sądzisz, że przez całą drogę będę jechać w bagażniku, to się mylisz. - wypalam do Jai'a, który jest rozbawiony moim zdezorientowaniem. Chwilę później, cała piątka wybucha śmiechem. 
- Wskakuj do tyłu. - mówi Beau, który siedzi na miejscu pasażera - Chłopcy Cię nie zjedzą, jak któryś Cię weźmie na kolana, to chyba świat się nie skończy, prawda? - otwieram usta na słowa Beau, a potem uświadamiam sobie, że muszę wyglądać jak idiotka. Przecież ja się niczym nie przejmuję, więc co mi szkodzi jechać na kolanach Skip'a, Jai'a czy James'a? To jednorazowa akcja, która w ogóle nie miała mieć miejsca. Bo przecież pomoc ze strony Jai'a i jego kumpli? To niemożliwe. Kiwam głową na słowa najstarszego z braci i otwieram tylnie drzwi. Przy samych drzwiach siedzi Jai, który jest najwidoczniej usatysfakcjonowany faktem, że to właśnie na jego kolanach wyląduję. Wchodzę do tyłu bez słowa i usadawiam się na kolanach chłopaka. W myślach daję sobie za to mentalnego liścia. 

Droga do mojego domu wydaje się być męcząco długa, staram się utrzymać nerwy na wodzy, wiedząc, że właśnie w tej chwili jestem obmacywana przez Jai'a Brooks'a. Chłopak ma właśnie do tego idealną okazję. Czuję, jak po raz kolejny, jego dłoń styka się z moim kolanem, na co cicho warczę, a on tylko śmieje się na moje zachowanie. Wiercę się niespokojnie, nie mogąc doczekać się, kiedy to się skończy. Chcę jak najszybciej znaleźć się w domu i zapomnieć o dzisiejszym dniu. 
- Przestań się wiercić, bo Cię przelecę przy wszystkich. - słyszę niski głos Jai'a, tuż przy moim uchu.
- Pieprz się. - odpowiadam szorstko
- Z Tobą zawsze. - uśmiecha się cwaniacko. 
Słyszę głos Luke'a, który oznajmia, że jesteśmy już pod moim domem. Wypadam z auta jak torpeda i jeszcze raz dziękuję Beau za wszystko. Kiedy odchodzę w stronę domu, słyszę trzask zamykanych drzwi auta. 
- Chyba się ze mną nie pożegnałaś, skarbie. - daje widoczny nacisk na ostatnie słowo, a ja tylko prycham, słysząc je z jego ust
- W takim razie, skoro potrzebujesz osobnego pogrzegnania. - mówię obojętnie, a potem wywracam oczami, a potem macham mu ręką przed twarzą. Chłopak kręci głową z dezaprobatą, a chwilę później przyciąga mnie do siebie. Przecież to totalne szaleństwo. Patrzę na Jai'a, który pochyla się w moją stronę. Orientuję się, co chce zrobić. - Dzisiejsza noc nie miała miejsca. - Mówię, a potem odpycham go i odwracam się, po chwili krzycząc. - Cześć Brooks!

* * * *


Mam nadzieję, że zaciekawił Was wstęp aka rozdział pierwszy. Jak mówiłam, rozdziały nie będą długie, ponieważ nie chcę z nich robić niewiadomo jak długiego poematu. Wydaje mi się, że taka długość jest w porządku. 
A i jedno pytanie: czy takie opisy są w porządku, czy zrobić więcej dialogów? :)
Jeżeli macie ochotę hashtagujcie na twitterze :)
#RudeBoyFF
mój user: @yoashtii

Rude Boy | jai brooksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz