408 32 265
                                    

Osłupienie Anakina dobiegło końca zaraz jak tylko Maul opuścił jego mieszkanie.

Zdumienie ustąpiło miejsca przygnębieniu.

— Jesteś zły.

To nie było stwierdzenie, a pytanie. Prośba. Powiedz mi, co cię gryzie. Rozwiążmy to razem. Poczujesz się lepiej, jeśli to z siebie wyrzucisz i; jestem tu z tobą.

Był bardzo wdzięczny, że Padmé to powiedziała.

Opadł ciężko na fotel obok niej i potarł ze zmęczeniem potylicę.

— Ja po prostu... Tęskniłem za nią, okej? Bardzo mi jej brakowało. Ona i Obi-Wan byli moją jedyną rodziną w Zakonie. Byliśmy tak blisko podczas wojen klonów, a potem... — westchnął. — A teraz, po tych wszystkich latach, nagle pokazuje się nie po to, by się ze mną pogodzić, ale żeby szukać pomocy w imieniu Zakonu Jedi.

Wybraniec spuścił głowę. Bolało go to, jak bardzo się ze sobą oddalili. Z Obi-Wanem było podobnie, ale tylko przez krótki okres czasu. Nawet wtedy Anakinowi ciężko było sobie z tym poradzić. Gdyby nie Padmé, kto wie, czy dałby sobie radę.

Z pewnością nie był jednak gotowy na drugą tak silną dawkę emocji. Dostatecznie szokujące było już samo jej pojawienie się tutaj po tylu latach. Nie potrzebował dodatkowego, silniejszego bodźca w postaci towarzystwa zabrackiego skrytobójcy czy misji zakonu Jedi mającej na celu odszukanie cudem ocalałego Sidiousa.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że mieli rację. Mężczyzna nie spał po nocach, nękany koszmarami nieustannie przedstawiającymi pogrążoną w ogniu i błękitnych płomieniach Świątynię Jedi. Pożoga, w zależności od wizji, wyglądała inaczej, ale za każdym razem ogień zbliżał się w jego stronę, oplatał go i powoli wysysał z niego życie.

Aż wreszcie w ostatniej z wizji, która pojawiła się zaledwie zeszłej nocy, zobaczył jego: ubraną w mroczne szaty postać o oszpeconym licu, tkającą mroczne zaklęcia rozniecające niebieskie płomienie. Ten głos nie mógł należeć do kogokolwiek innego.

A mimo to Skywalker wypierał tę myśl do samego końca.

— Anakin. — Głos jego żony brzmiał stanowczo, ale troskliwie.

Na dźwięk swojego imienia podniósł wzrok, by napotkać jej łagodne i pełne miłości spojrzenie.
— Możesz nie być tego w pełni świadomy, ale stając się mistrzem Ahsoki, wywarłeś na nią większy wpływ, niż pewnie zamierzałeś. Jest zupełnie taka jak ty.

Skywalker gwałtownie zaprzeczył.

— Nie, nie jest. Tak właściwie to ona nie była tylko moim padawanem. Nie uczyła się tylko ode mnie, ale od Obi-Wana, od ciebie; wojna też ją uczyła. A z tego co słyszałem od Obi-Wana, teraz uczy się też od Windu. Ona... ona nie jest jak żaden inny Jedi. Jest wyjątkowa.

Amidala ostrożnie chwyciła ręce męża i zamknęła je w swoich własnych. No, przynajmniej próbowała; dłonie mężczyzny były trochę większe od jej własnych, ale to się nie liczyło. Liczył się gest.

—Anakinie, Ahsoka może być wyjątkowym Jedi z niepowtarzalnym doświadczeniem, ale nie zapominaj, że to wciąż żywa osoba. Osoba, która tak jak ty kiedyś, jest zagubiona we własnych emocjach. I która nie ma pojęcia, jak sobie z nimi poradzić.

— Tak jak ja.

Była senatorka lekko się uśmiechnęła.

— Teraz to widzisz?

Przytaknął.

— Chyba tak. Chyba masz rację. Ja zwyczajnie... nie wiem co mam dalej robić, Padmé. Ja... też jestem zagubiony.

Jeśli zostanę... || Star WarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz