475 39 217
                                    

Maul wziął głęboki oddech, przygotowując się mentalnie na chwilę, w której wyjawi wszystko co widział Ahsoce. Towarzyszył temu niezmierzony ból fizyczny. Próbował przekuć go na swoją korzyść, użyć go, wykorzystać. Bezskutecznie. Cierpienie było zbyt wielkie.

Po paru nieznośnie długich uderzeniach serca udało mu się przemówić. Głos nie brzmiał jednak tak, jakby sobie tego życzył; był ochrypły i ledwo słyszalny, a nie wyrazisty i głęboki.

"On..." — jedyne słowo, które udało mu się wykrztusić.

Zaraz potem jego ciało sparaliżowała kolejna fala przejmującego bólu. Syknął, czując jak ogromna rana w brzuchu daje o sobie znać.

Znajdowała się tuż ponad miejscem, w którym wiele lat temu przeklęty Kenobi przeciął go w pół; tu kończyło się jego ciało a zaczynał metalowy korpus.

Nie znosił wracać do tej chwili. Nienawidził.

I właśnie dlatego w przeszłości wracał do niej często. Czerpał siłę z frustracji i bólu, a to pomagało mu zmiażdżyć przeciwników.

Ale nie tym razem. Tym razem przegrał.

Próbował przekuć nienawiść na czystą Moc i zasklepić ranę, ale z przerażeniem odkrył, że nie jest w stanie tego zrobić. Rozwiązanie tej zagadki było oczywiście banalnie proste; uleczanie nie należało do umiejętności, które posiadali użytkownicy Ciemnej Strony Mocy. Uczyli się jej Jedi, a i oni zwykle umieli uzdrowić tylko niektóre obrażenia osób trzecich. Legenda głosiła, że uleczanie samego siebie jest możliwe, choć czaso- i energochłonne. Niestety, wiedza jak wykonać takowy rytuał zaginęła wraz z tragedią na Ruusanie ponad tysiąc lat temu.

Udało mu się przezwyciężać ból naprawdę długo, ale teraz brakło mu już sił. Czuł, jak Moc ucieka z jego ciała, jak przecieka przez palce i ulatuje gdzieś w przestrzeń. Choć chciał, nie mógł nic z tym zrobić. Ze zgrozą sięgnął ręką gdzieś w dal, próbując uchwycić ulatujące z niego życie. Bezskutecznie.

Przeklął w myśli Palpatine'a i jego mroczne intrygi. Zaszedł tak daleko, udało mu się dotrzeć na miejsce i przezwyciężyć ból tak długo... miał skonać tuż u kresu swojej podróży?

Bezwładna ręka opadła na stolik, a głuchy jęk samoistnie wydobył się z jego ust. Ledwo ten fakt zarejestrował.

I nagle, gdy myślał, że to już naprawdę koniec, poczuł, jak energia do niego wraca, a potworny ból zaczyna ustępować przyjemnemu ciepłu rozlewającym się po całym ciele, od palców po koniuszki rogów. Ta Moc była tak znajoma, tak kojąca... a jednocześnie tak inna. Czysta. Jasna.

Dopiero po kilkunastu sekundach zorientował się, że czuje dotyk na swojej zimnej skórze. Gdy świadomość już zupełnie wróciła, zorientował się, że jego przegub mocno obejmowała Ahsoka, krzywiąc się i marszcząc przy tym czoło. Popatrzył na nią z konsternacją. Nie wiedział czy dziwił go bardziej jej gest, czy też nieadekwatna do niego mina.

Nagle jej uścisk zelżał, a ona sama zaczęła niebezpiecznie przechylać się do tyłu. Dzięki refleksowi szybko chwycił ją za rękę i przeciągnął z powrotem, sprawiając, że opadła na stolik, zamiast runąć z hukiem na zimną i pewnie niezbyt czystą podłogę.

I wtedy pojął, że właśnie uratowała mu życie, a to były skutki tej decyzji. Użyła niedostępnej dla niego umiejętności, czerpiąc z własnych sił i przekazując je jemu.
Nie był pewien, jak czuje się z tym odkryciem. Nigdy nie czuł podobnej emocji i nie był w stanie jej nazwać. Wdzięczność? Ulga? Nadzieja?

Część jego niepokoju wróciła, gdy przez dłuższy moment togrutanka nie dawała znaku życia. Poruszył się niespokojnie, mierząc ją pełnym niepewności spojrzeniem. Świadomość, że miałaby zginąć, oddając własne życie, w pewien nieokreślony, ale wyjątkowo uporczywy sposób mu przeszkadzała. Nie był w stanie stwierdzić dlaczego; zwyczajnie nagle poczuł się niegodny, by ktoś poświęcał w jego imię swój żywot.

Jeśli zostanę... || Star WarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz