— Czekajcie!
Dzień nie był wietrzny, lecz Anakin Skywalker biegł tak szybko, że czuł jak zimny wiatr smagał go po twarzy bez litości. Lekko posiłkował się Mocą, próbując pokonać odległość między jeziorem a domem i domem a statkiem tak szybko, by Ahsoka nie zdążyła przedtem odlecieć. Pruł po zielonej łące, uparcie wpatrując się w zwiększający się w jego oczach statek i krzycząc ile sił w płucach.
Dobiegał już do trapu, gdy statek oderwał się od ziemi i zaczął ospale podnosić się w górę. Jednocześnie trap powoli się zamykał, odcinając mu drogę. Ale Wybraniec nie poddawał się tak szybko.
— Cze... kajcie — sapnął, wykonując skok i chwytając mechaniczną ręką (na wypadek, gdyby coś miało pójść nie po jego myśli i jego palce miałyby zostać zmiażdżone) wciąż zamykającego się trapu. Przez krótki, desperacki moment merdał bezradnie nogami w powietrzu, walcząc z grawitacją, pędem powietrza i wciąż ruszającą się płytą wejściową. Już dawno nie wykonywał podobnych ekscesów i zdążył zapomnieć, jak wielka dawka adrenaliny się z nimi wiązała. Na szczęście mięśnie pamiętały lepiej niż głowa i stare nawyki zaraz dały o sobie znać. Lekki impuls Mocy wypychający go w górę, podciągnięcie się na uczepionej dłoni oraz zwinny wślizg — i już znajdował się w środku. Co prawda w lekko wymiętym ubraniu i z potarganymi włosami, ale za to w jednym kawałku. A to chyba istotniejsze.
Anakin nie musiał obwieszczać swojego przybycia; wiedział, że Maul i Ahsoka je wyczuli.
Dlatego czekał swobodnie, wygładzając nieco koszulkę i robocze spodnie, które wciąż miał na sobie. Może powinien był się przebrać. Bądź co bądź, bohaterowi galaktyki chyba nie uchodzi ratować jej w podkoszulku. Może Jedi dadzą mu coś na zmianę...? Już pal sześć wygląd zewnętrzny, natomiast naprawdę nie wyobrażał sobie szpagatów i fikołków w swoim obecnym stroju. Byłoby to nad wyraz niewygodne i niekomfortowe.
Podczas gdy był pochłonięty tymi jakże istotnymi rozmyślaniami, do przedsionka doczłapał się Maul. Zmierzył Anakina od stóp do głów znudzonym spojrzeniem, po czym rzucił przez ramię:
— Jednak obędzie się bez egzekucji. Właśnie wskoczył.
To zaraz przywróciło Skywalkera do rzeczywistości.
— Bez, przepraszam, czego?
Opress bezczelnie go zignorował, odwrócił się na pięcie i wrócił do kokpitu. Oburzony Anakin udał się za nim, na wszelki wypadek zwiększając jednocześnie swoją czujność i koncentrację. Wolał nie ryzykować, że Sithowi wpadną do głowy jeszcze jakieś egzekucje.
— Jego pomysł, nie mój. Nie chciałam się zgodzić — sprostowała Ahsoka, nie odrywając wzroku od tranpasristalowej szyby i łagodnie wyprowadzając statek z atmosfery.
— Ale zgodziłaś się, że jest ryzyko, że Sidious namówi go do współpracy szantażując bezpieczeństwem jego rodziny. — dorzucił Maul.
— To jeszcze nie zgoda na morderstwo! — zaprotestowała. Zabrak prychnął w odpowiedzi, rozsiadając się w siedzeniu drugiego pilota. Wcisnął parę kontrolek, a następnie ustalił Coruscant za cel podróży i pozwolił komputerowi nawigacyjnemu obliczyć skoordynować trasę. W międzyczasie Ahsoka zdążyła wyprowadzić ich już w kosmos. Byli gotowi do skoku.
Tano skorygowała kurs zgodnie z sugestią komputera, po czym pociągnęła wajchę. Opress uruchomił autopilota. Znajdowali się w nadprzestrzeni.
Nastała cisza.
Choć powietrze miało należytą gęstość, a systemy podtrzymywania życia zapewniały względną świeżość powietrza, Anakin czuł, że oddychanie przychodzi mu z niejakim trudem. Atmosfera była co najmniej niezręczna i miał wrażenie, że lada moment udusi się od skrępowania.
CZYTASZ
Jeśli zostanę... || Star Wars
FanfictionNieoczekiwany i skutecznie utajniony sojusz uratował Galaktykę. Zakon Jedi zażegnał kryzys skrytego Lorda Sithów, który podstępem i kłamstwem próbował zapanować nad całą Republiką i w najmniej spodziewanym momencie wbić nóż w plecy strażników pokoju...