Grobowiec sprawiał ponure, chłodne wrażenie, tak jak świat wokół niego.
Atmosfera przygnębienia panowała w całej Galaktyce. Kryzys Sithański został wreszcie zakończony, ale wraz z kresem Sithów, zniszczeniu uległ niemal cały majątek Jedi.
A Republika, po tysiącach lat wspierania Zakonu, zszokowała obywateli oświadczeniem, że koszty naprawy Świątyni i dalszego utrzymania Jedi były za wysokie.
Odbyło się to wbrew woli Mothmy, ale przegłosowana miażdżącą przewagą głosów nie miała wyboru i ustąpiła.
Zakon Jedi rozwiązywał się, wypuszczając swoich pozostałych członków w Galaktykę w rozproszeniu, by mogli przekazywać swoje nauki najlepiej jak potrafili jak największej liczbie ochotników.
Był to posępny koniec pewnej ery, ale z pewnością początek następnej.
Zgromadzonych było wielu: całe rzesze ludzi i nieludzi przybyło uczcić pamięć wielkiego człowieka, dzięki któremu ich Galaktyka zachowała się w równowadze. Tłum stał na zewnątrz, na nabooańskich polach cmentarnych, stojąc w niewielkim oddaleniu od miejsca, w którym spoczywał Wybraniec.
Najbliżsi zajmowali zaszczytne miejsca w środku grobowca, oświetlonego na potrzeby ceremonii niewielkimi jarzeniówkami.
Brązowe, żałobne szaty Jedi zlewały się niemal z mrokiem, a ciemne kaptury kryły pełne smutku i żalu twarze.
— Anakin Skywalker zjednoczył się z Mocą — wygłosił Wielki Mistrz Zakonu. — Nie jest to jednak jego koniec, bo nie należy zapominać, że choć ciało jest śmiertelne, jego duch na zawsze pozostaje w Mocy. Dlatego też naszą nadzieją jest, że w swoim czasie spotkamy się z nim tam ponownie.
Nastąpiła krótka pauza.
Spoczywająca na środku trumna lekko się uniosła, odrywając od podłoża dzięki malutkim repulsorom. Schowana pod podłogą krypta rozsunęła się, ukazując głęboki, ciemny dół.
Mace kontynuował.
— Choć Wybraniec wyrzekł się formalnie statusu członka Zakonu Jedi, my, Wielka Rada, pragniemy pośmiertnie przyznać mu tytuł Ostatniego Mistrza Jedi, pragnąc, by jego przykład na zawsze został zapamiętany i by jego poświęcenie na zawsze pozostało wyróżnione. Chociaż oto następuje kres Zakonu Jedi, pragniemy ślubować, że jego nauki, a wraz z nimi pamięć o Wybrańcu, nigdy nie przepadnie.
Deszcz zaczął powoli, smętnie siąpić z nieba, jakby samemu opłakując tak wielką dla Galaktyki stratę. Łzy nieba zmieszały się ze łzami obecnych.
Nastąpiła cisza. W milczeniu tym każdy żegnał jakoś na swój sposób wspaniałego Mistrza, jakim był Skywalker.
Trumna powoli zaczęła opadać w dół, a gdy zniknęła kompletnie w czeluści, krypta się zamknęła. Zgodnie z tradycją Zakonu, ze środka grobowca wytrysnął specjalnie skupiony promień światła, ostatecznie sygnalizujący, że Anakin odszedł w pokoju.
Snop przebił się przez szklany strop i wystrzelił aż po samo niebo, rozjaśniając lekko ciemne, żałobne chmury.
Pieśń żałobna rozbrzmiała donośną, prostą melodią. Oto odszedł bohater, który nie pragnął niczego więcej, niż bezpieczeństwa najbliższych i spokojnego, prostego życia, który jednak był gotów oddać za te ideały życie, nawet w tak ciężkich okolicznościach.
Powoli masy zaczęły się rozchodzić, zostawiając bliskich żałobników sam na sam ze zmarłym.
Pierwsza do zamkniętego już otworu, na który teraz nałożono ozdobną płytę nagrobną, podeszła Padmé. Zapłakana, zdruzgotana matka trzymała kurczowo swoje kilkuletnie pociechy, próbując ze względu na nie choć trochę się powstrzymywać, by być dla nich oparciem. Ledwie się jednak trzymała.
CZYTASZ
Jeśli zostanę... || Star Wars
FanfictionNieoczekiwany i skutecznie utajniony sojusz uratował Galaktykę. Zakon Jedi zażegnał kryzys skrytego Lorda Sithów, który podstępem i kłamstwem próbował zapanować nad całą Republiką i w najmniej spodziewanym momencie wbić nóż w plecy strażników pokoju...