hej, nikt sie nas nie spodziewal

412 27 23
                                    

Fajnie by było gdybyście weszli na moje pozostałe książki i zostawili gwiazdkę, dziękuje ily <3

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zza rogu wyszły dwie czarne, zamaskowane postacie. Ginny stała za plecami Harry'ego szepcząc mu do ucha, aby nie zrobił nic głupiego. 

LM: No no no, Potter- wysyczał starszy Malfoy podchodząc do nich powolnym krokiem

HP: Gdzie jest Syriusz?!

LM: Ktoś tu chyba nie potrafi odróżniać rzeczywistości od snów na jawie...

Do Harry'ego właśnie to dotarło... Jego dziewczyna i przyjaciółka miał rację. A on dał się tak łatwo wciągnąć w pole walki, przy tym narażając najważniejsze dla niego osoby na niebezpieczeństwo...

LM: Oddaj nam przepowiednie a nic nikomu się nie stanie- ostrzegł ich blondyn

HP: Nie, myślicie że tak wam po prostu to oddam?

BL: Ooo, umie się bawić! 

LM: Oddaj przepowiednię, albo ruda do nas!- wskazał na Ginny 

Weasley już wydostała się z uścisku chłopaka, jednak on na szczęście zdążył zareagować. Przycisnął ją w śmiertelnym uścisku do swoich pleców. 

HP: Myślisz że dam wam ponownie zrobić krzywdę moim bliskim? 

LM: Mówię oddaj przepowiednię! 

HP: Może kiedyś zrozumiesz jak to jest kogoś kochać TERAZ! 

I po całym departamencie latały zaklęcia oszałamiające. Cała grupa się rozdzieliła na dwójki, biegali po całej hali próbując poradzić sobie z śmierciożercami, którzy pojawiali się na każdym kroku. W końcu spotkali się w tym samym miejscu. 

HG: Biegniemy do drzwi, musimy z tąd jak najszybciej uciec- oznajmiła zaczęła biec w stronę drzwi. 

Finalnie dostali się do punktu wyjścia, jednak wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Za drzwiami nie było korytarza prowadzącego do windy, tylko pusta ciemna przestrzeń. Nikt nie zdążył zareagować a już spadali w dół. Hermiona w ostatniej chwili zdążyła zareagować i rzuciła zaklęciem. 

RW: Dzięki...

Nie mogli zbyt długo nacieszyć się wolnością bo już po chwili przed nimi stała duża blond menda i Beata la dziwna. 

BL: Nie rozumiemy się Harry- powiedziała Bellatrix swoim naturalnie denerwującym głosem. 

Lucjusz wyciągnął swoją różdżkę i nastała ta chwila. Nikt nie potrafił się sprzeciwić lub zrobić jakikolwiek ruch. 

LM: Avada Ke...

Nie zdążył wypowiedzieć do końca formułki zaklęcia bo przedmiot wyleciał mu z dłoni. Spojrzał na kamienni łuk gdzie teraz stał zakon feniksa z Huncwotami na czele. 

JP: Zostaw w spokoju mego syna- powiedział spokojnie James i cisnął w Malfoy'a zaklęciem. 

Gdy Huncwoci walczyli z śmierciożercami, Lilia i Nimfadora upewniali się że młodym czarodziejom nic nie jest. 

LP: Harry, synku wszystko w porządku?- zapytała pani Potter spoglądając z niepokojem na swojego syna, który teraz stał nieruchomo wpatrując się w jeden punkt. 

On jednak zignorował jej troskliwość i podążył w stronę drzwi w których przed chwilą widział Voldemorta. Szedł w ich stronę ignorując nawoływanie przyjaciół. Wiedział, a raczej zdawało mu się że jest szansa na pokonanie Tego, którego imienia nie wolno wymawiać. 

Otworzył niebieskie drzwi i już stał w centrum Ministerstwa Magii. Tam stał on. Voldemort. 

V: Witaj Harry- powiedział zachrypniętym głosem, jakby nie mówił przez kilka tygodni. 

HP: Czego tutaj chcesz? Ponownie skrzywdzić moich bliskich i moich przyjaciół? A może będziesz znów zbierał armię swoich do niczego nie nadających się przydupasów? Ten twój jak on miał? Najwierniejszy, co nie? On nie potrafi nawet kilku dzieciaków z piątego roku pokonać! No powiem Ci, sam bym chciał mieć takich kolegów- Harry zadziwił sam siebie. Nie wiedział co nim kierowało, ale wiedział że chce mu wykrzyczeć wszystko w twarz. 

V: Śmiały jesteś, powiem Ci Potter. Zmieniłeś się do zeszłego roku. Wtedy byłeś takim dzieckiem, który nie potrafi poradzić sobie bez przyjaciół. A odziwo teraz ich nie widzę. A więc, skoro jesteśmy sami i rozmawiam z sobą jak dwaj starz kumple może urozmaicimy nasze spotkanie? 

Mówiąc to wyciągnął swoją różdżkę i skierował ją ku młodemu Potter'owi. 

?: Nie tak prędko, Riddle- powiedział obcy głos. Już po kilku sekundach okularnik zorientował się do kogo on należy. 

V: Kogo moje uczy widzą... Dawno się nie widzieliśmy... Albusie- Imię dyrektora wypowiedział z niemałym obrzydzeniem. 

AD: Oh, mój drogi Tom'ie nie poznałem jeszcze twojej życzliwej strony... Mam być zaszczycony? 

Widać było po grymasie na twarzy Voldemorta że ta gadka przestała go bawić. Szybko cisnął zaklęciem w stronę  starszego czarodzieja. Jednak on jakby nigdy nic, uchronił się przed zaklęciem. 

Kiedy Harry miał wejść w pole walki ktoś złapał go za ramię i pociągnął na bok. 

GW: CZY TY WIDZISZ JAKIM JESTEŚ DEBILEM? CHCESZ ŻEBY CI SIĘ COŚ STAŁO?!

LP: Harry kochanie, Ginny ma rację. Nie powinieneś pakować się niepotrzebnie w niebezpieczeństwo! Co ty sobie myślisz? Że my wszyscy mamy to gdzieś jak potoczy się nasz los? To się grubo mylisz synu! Masz dopiero piętnaście lat! Twój ojciec, Syriusz i Lupin pójdą pomóc Dumbledorowi a ty idziesz z nami kochany, nie będziesz mi się tu rządził! 

JP: Mama ma rację- powiedział ojciec bruneta, który niezbyt chciał się odzywać bo bał się wybuchu swojej żony. 




Hej, hej zdaje mi się czy wena wróciła? 

cyzia<3

More Than Friendship• 𝙷𝚒𝚗𝚗𝚢✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz