Drugi

2K 180 254
                                    

Cześć, skomentuj 

dam ci jeść 


Reszta zajęć upływa w idealnej ciszy, przerywanej jedynie monotonnym głosem wykładowcy.

- Na dziś to tyle. Zobaczymy się za dwa dni. Przeczytajcie Zbrodnię i karę Dostojewskiego, tak jak mówiłem. Liczę, że każdy zjawi się przygotowany... o ile się zjawi – rzuca od niechcenia i zaczyna zbierać swoje notatki w idealnie równą stertę.

Oczywiście.

Zabieram swoją torbę i wychodzę z sali, z dziwnym przeświadczeniem, że kogoś bardzo interesują moje plecy, bo czuję, jakby ktoś wiercił mi w nich dziurę natarczywym spojrzeniem. Nash dogania mnie kilka sekund później, chwytając mnie za rąbek granatowej torby.

- Hej, słyszałem, że dzisiaj jest impreza na rozpoczęcie roku. Chciałbyś przyjść? - posyła mi pytające spojrzenie. Chyba widzi, że na mojej twarzy maluje się niepokój, bo posyła mi szeroki uśmiech i dodaje – przyjdź, będzie fajnie. To dobra okazja, żeby kogoś poznać i przeżyć godnie życie studenckie! - zaczyna chichotać.

Godnie? Czyli jak? Pijacko?

- Dobra, będę. Ale wieczór to która godzina?

- Osiemnasta, ale możesz przyjść wcześniej.

- Mogę kogoś ze sobą zabrać?

Nash posyła mi pytające spojrzenie.

- Kogo? - pyta, marszcząc brwi.

- Zobaczysz. Gdzie dokładnie to będzie?

- W lesie, za akademikiem, tym szeregowcem. To niedaleko, wystarczy od parkingu iść prosto. Zresztą... - kładzie mi dłoń na ramieniu -... na pewno trafisz, uwierz. Raczej tego nie przeoczysz. Do zobaczenia wieczorem! - rzuca mi półuśmiech, zabiera rękę z mojego ramienia i zbiega po schodach.

Marszczę brwi.

Tak właściwie nie mam ochoty nigdzie iść, imprezy to nie jest mój motyw przewodni, ale nie mam też ochoty siedzieć i nic nie robić, gdy wszyscy będą się bawić.

Zerkam na rozpiskę zajęć i widzę, że dzisiaj był tyko jeden wykład, więc kieruje się w stronę akademika.

Wchodzę do domu i od razu uderza mnie silna woń damskich perfum.

- Katheline? To ty? - oczywiście, że ona. Nawet nie wiem po co pytam.

Słyszę uderzenie stóp o posadzkę, a chwilę potem burza czarnych loków wpada do przedpokoju i uwiesza mi się na szyi.

- Tęskniłam – jęczy, chowając twarz w zagłębieniu moich obojczyków.

- Też tęskniłem, Kate – mówię i odsuwam ją od siebie. Robi zdziwioną minę, ale nic nie mówi. Posyłam jej delikatny uśmiech. - Idziemy coś zjeść? - pytam.

- Zrobiłam obiad.

-Oh, tak. Co?

- Spaghetti!

No tak.

Staram się nie wykrzywiać, ale na moją twarz wkracza mimowolny grymas. Katheline nie jest dobrą kucharką i odkąd mieszkamy razem, przeważnie gotuje to samo. Nieraz proponowałem, że tym razem to ja coś ugotuję albo żebyśmy poszli coś zjeść na mieście, ale zawsze odpowiada, że od gotowania jest ona i nie dopuści, żeby facet wyręczał ją w kuchni. Na początku było to słodkie, ale po dwóch latach zrobiło się to monotonne, a nawet drażniące. Nic jednak nie mówię, bo nie chce sprawiać jej przykrości. Jest taka miła.

Uczelniane sprawy  || SASUNARUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz