Dwudziesty siódmy

1.6K 123 459
                                    

HEEJ! 

O MATKO, JAK DOBRZE TUTAJ WRÓCIĆ!!! Mam nadzieję, że jeszcze nie spisaliście uczelnianych na zapomnienie, bo choć po długiej przerwie, w końcu jest nowy rozdział.
( ͡° ͜ʖ ͡°) Dłuższa chwila na czytanie się przyda, bo rozdział jest gigantem (naprawdę, pierwszy raz takiego kolosa napisałam). Ale pomyślałam, że skoro tyle mnie nie było, to głupio byłoby wrócić z małym rozdzialikiem, wiec pozostałam słuszna tej myśli do końca XD 

Pisanie pod tak długiej przerwie było ciężkie, nawet nie chcę mówić ile razy zaczynałam od nowa ten rozdział, poprawiałam i zmieniałam, bo wszystkim nam włosy tutaj wylecą XD palce trochę zardzewiały, myśli się pogmatwały, ale mam nadzieję, że finalnie ten rozdział jakoś bardzo nie będzie jakością odstawał od reszty.  

Doszło nam sporo osób, wiec witam was bardzo serdecznie i dziękuje pięknie za wszystkie komentarze, które dostałam i za czas, który zdecydowaliście się poświecić na przeczytanie mojego opka. Doceniam to wszystko i jeszcze raz bardzo dziękuje. <33333

No i również każdemu, kto czekał na nowy rozdział przesyłam stado BUZIAKÓW!!!!


Otwieram powoli oczy, jednak natychmiast je zamykam, czując pod powiekami garść gruboziarnistego piachu. Promienie słoneczne wodzą po mojej twarzy, bezlitośnie próbując ją spopielić. Jęcząc i sapiąc pod nosem, próbuję obrócić się w drugą stronę, żeby choć na chwile uciec od natrętnego słońca, ale szybko zaczynam tego żałować — przy każdym, choćby najmniejszym ruchu robi mi się kurewsko niedobrze. Gęsta ślina oblepia moje gardło, przypominając o wczorajszym wieczorze i o tym, ile wypiłem wraz z moim serdecznym kolegą obrzygańcem.

A było tego zdecydowanie za dużo.

Gdy tępy ból przewierca mi czaszkę na wylot, wiem, że będzie mnie dzisiaj trzeba zeskrobać z tego łóżka, bo o własnych siłach się nie wywlokę. Mam wrażenie jakby moje kości utonęły w kwasie żrącym, następnie wyszły ostatkiem sił i ponownie tam wpadły. Bolą mnie plecy, bolą mnie nogi i boli mnie kark... i łatwiej chyba byłoby wymienić, co nie nadaje się do reanimacji.

Odchrząkuje, próbując pozbyć się wielkiej guli, która boleśnie tkwi w gardle, sprawiając, że każdy oddech rozrywa moją krtań na strzępy. Jeśli ta agonia się skończy, to przysięgam, że więcej nie pije.

Ale mój własny koniec świata się nie zatrzymuje, a co więcej — wspomnienia wczorajszego wieczoru zaczynają wypełzać na wierzch, przyczyniając się do tak wielkiego bólu głowy, że z ledwością jestem zdolny to wytrzymać. Odnoszę wrażenie, jakby rozgrzane pręty powoli wsuwały się między mój mózg i oczy, łamiąc czaszkę na pół.

Co ja najlepszego zrobiłem?

Ostatkiem sił zrywam się do siadu, odrzucając kołdrę na bok. Choć w pokoju jest chłodno, czuję, jakby moje ciało wpadło w rozjątrzone płomienie. Pot spływa mi po karku i skroniach, gdy dociera do mnie, że to nie jest sen.

Czy ja w ogóle mam mózg? A jeśli tak, do kurwy, to dlaczego nie zdecydowałem się go wczoraj użyć?

Ilekroć przymknę oczy, jego nabrzmiały i zachrypnięty głos wdziera się do moich myśli, pozostawiając na nich rozgrzane plamy. Wspomnienie o jego ustach dotykających moich sprawia, że kręci mi się w głowie. Wbijam paznokcie w dłoń, próbując zapanować nad rozdygotanym żołądkiem, który skręca się w uciążliwy supeł.

Do zwykłego kaca dołącza teraz i kac moralny, a ta mieszanka wysyła mnie do samego wnętrza ziemi, gdzie nie tylko moje zażenowanie zdaje się mnie pochłaniać. Krzywie się, gdy do mojej głowy powracają żałośnie roznamiętnione słowa, którymi zdecydowałem się go obdarować. Dlaczego nikt mnie nie powstrzymał?

Uczelniane sprawy  || SASUNARUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz