Dwudziesty piąty

1.5K 110 409
                                    

Hej! 

Ten rozdział jest kolosem słownym, więc został podzielony na dwie części. Drugą wrzucę na dniach, jak już na spokojnie doczytacie tą. I noo, nie chcę spojlerować, ale w tej drugiej to będą się działy fajne rzeczy. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Ale teraz jesteśmy jeszcze tutaj głową, więc miłego czytania! 

Nash raz po raz dotyka moje ramię, a ja naprawdę nie wiem, dlaczego jeszcze nie wylecieliśmy z sali. Nieustannie szczebiocze mi coś do ucha, pokazując pod ławką słodkie kotki na telefonie — sprawa jest jasna; pogrywa, a ja razem z nim.

Przebiega mi nawet przez myśl, że jesteśmy w tym dobrzy, ale gdy nadal nic się nie dzieje, tracę całkowicie zainteresowanie tym teatrzykiem. Uchiha, poza serią morderczych spojrzeń na samym początku, wsadził mnie głęboko w swoją dupę. Czuję, jakbym dla niego nie istniał. Nash się stara, wychodzi z siebie, ale to nie daje żadnych rezultatów.

Pies pogrzebany, czas zbierać manatki.

Wzdycham i posyłam Nashowi zrezygnowane spojrzenie. Ten wzrusza ramionami i ostatni raz sięga opuszkami palców do moich włosów. Marszczę brwi.

— Paproch — mówi cicho i ukradkiem mnie szturcha.

I jest!

Uchiha patrzy w naszą stronę, przelotnie co prawda, ale doskonale widzę jego zmrużone i tak niepocieszone oczy. Nie ma fanfar, nie wyrzucił nas z sali, ale jego nadąsana mina w zupełności mi wystarczy.

Tylko dlaczego jego spojrzenie jest tak zbolałe?

Zagryzam policzek od środka, starając się nie patrzeć w jego stronę. Ale słysząc ten zachrypły głos, nie potrafię udawać, że nic się nie dzieje. Widziałem przecież; wiem, że udaje obojętnego i wiem, że jego też to rusza. Widzę, jak na mnie patrzy, gdy Nash urządza pokaz swoich umiejętności aktorskich.

Ale to i tak nie ma żadnego znaczenia.

Opieram policzek na dłoni. Nie chcę, żeby tak to wyglądało, ale co mam zrobić, gdy on do tego zmierza? Chciałem się na nim odegrać, dlatego podłapałem plan Nasha, ale wcale nie czuję się lepiej. Myślałem, że satysfakcja zaklei wyrwę we mnie, ale tak się nie dzieje. Wolałabym wrócić do tego, co było wcześniej. Nie mieliśmy nic, a jednak w dalszym ciągu wydało się to być czymś większym niż obecnie.

Choć jego głos oplata mnie niczym dzikie pnącze, kreśląc zawistne wzory między myślami, nie mam najmniejszego pojęcia o czym mówi. Nie potrafię skupić się na niczym, co nie jest nim. Gdy byłem z Nashem, odpychanie Uchihy było o wiele łatwiejsze, a teraz, siedząc w jego sali, — gdzie się, boże, całowaliśmy! — nie ma choćby cala możliwości, że mógłbym to kontynuować.

Jestem tutaj tylko ciałem, więc gdy nareszcie wykład się kończy, a jego głos przestaje beztrosko hasać po murach mojego więzienia, oddycham niemalże z namacalną ulgą.

Niemalże, bo gdzieś na krańcach umysłu wije się myśl, że nie chcę stąd wychodzić. Chcę usłyszeć jego głos raz jeszcze, ale nie wtedy, gdy mówi te wszystkie bzdety. Ale chcenie to za mało.

Zgarniam torbę, próbując przełknąć żółć oblepiającą moje gardło. Nim jednak wyjdę, cholera jasna, oczywiście zerkam w jego stronę. Nie patrzy na mnie, zbiera jedynie drżącą dłonią notatki z biurka. Przystaję w pół kroku, a Nash, idący przez ten cały czas za mną, wpada na moje plecy — i dopiero to zderzenie sprawia, że Uchiha unosi wzrok. Na mnie i na Nasha, który uwiesza się na moich barkach.

Przez ułamek sekundy marszczy brwi, ale nic nie mówi. Jego spojrzenie jest twarde i krótkie, jednak znacząco zapadające w pamięć.

Naprawdę nie cierpię, gdy patrzy się w taki sposób. Jakby cale zło świata przylgnęło do jego wyprasowanej koszuli. To niesprawiedliwe, a ja kompletnie nie jestem w stanie tego pojąć. Staram się, myślę o tym, co mówił mi Nash, odpycham złość, która kotłuje się we mnie od kilku dni, ale nie potrafię udawać, że cała ta śmieszna sytuacja się nie wydarzyła, a on znowu nie zachował się jak palant.

Uczelniane sprawy  || SASUNARUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz