Rozdział szósty "I like you?"

626 35 0
                                    

 Budzę się przygnieciona przez ciało Harrego, a następne piętnaście minut zajmuje mi się wydostanie spod niego. Gdy stoję na środku jego pokaźnego salonu, nie mam bladego pojęcia co ze sobą zrobić. Najodpowiedniejszym zajęciem byłoby zrobienie jakiegoś śniadania, ale raz - moje umiejętności kucharskie nie są zbyt.. wyrafinowane, a dwa - nie wiem, na ile mogę sobie tu pozwolić

"Och, walić to. Przecież zaraz będzie moim mężem!." - myślę i kieruję się w stronę, jak mniemam kuchni. Ale nie, bo po co? Żeby nie uprzykrzać życia Nicole? Skądże znowu. Ląduje w pokaźnej garderobie Harrego i boje się, że nie będę potrafiła znaleźć z niej wyjścia.

- Boże. - Mówię, gdy widzę, że na tym pomieszczeniu garderoba się nie kończy, ale nie mam zamiaru oglądać jej całej, więc staram się dotrzeć do drzwi. Na moje szczęście moja orientacja w.. terenie (?) nie jest taka zła i chwilę później zaczynam robić naleśniki. Kończę jeść, a Harry nadal nie przychodzi. Zastanawiam się co zrobić, kiedy zaczynam zmywać, ale kiedy on nie pojawia się po kolejnych 15 minutach, kieruję się do sypialni. Pokój jest pusty, a na idealnie pościelonym łóżku znajduję się nie zgrabnie złożona mała, żółta karteczka.

" Przepraszam, stchórzyłem." 

Mogę myśleć tylko o tym, że ma rację. Na prawdę wyszedł? No kto by pomyślał, Harry Styles tchórzem, zajebiście. Kręcę głową i rzucam zwiniętą wcześniej kartkę na pościel. Wstaję i przez chwilę stoję w miejscu, nie ruszając się, nawet o milimetr. Powinnam wyjść, czy zostać i przeprowadzić z nim jakiś rodzaj rozmowy? W końcu decyduje się na drugą opcję i zbieram moje rzeczy z podłogi, by spowrotem się ubrać. Gdy staję przed lustrem dziękuję sobie w duchu za to, że zawsze noszę przy sobie kosmetyczkę. Gdy wyglądam znośnie kieruję się ( a przynajmniej staram się kierować ) w stronę salonu, który okazuję się tak wielki,  jak zwyczajny dom razy dwa. 

Jestem przywyczajona do dużych powierzchni, ale nawet ja, przy dobytku Harrego wydaję się mała. Mniej więcej po 2 odcinkach "Plotkary" orientuję się, że przez cały dzień nie odbierałam telefonu, a znając nadopiekuńczość mojego brata i Lisy, nie ujdzie mi to na sucho. Strzelam sobię mentalną kulkę w łeb i puszczam się biegiem schodami do pokoju Harrego. Chwytam telefon akurat wtedy, kiedy ( pewnie po raz setny ) zaczyna dzwonić.

- Nicole Mille Wood, możesz mi powiedzieć co ty sobie wyobrażasz? - W słuchawcę słyszę spokojny głos mojej matki. Tego się nie spodziewałam. 

- Mama? - Pytam zdziwiona. 

- Nie wróciłaś wczoraj wieczorem do domu. - Informuje mnie, a ja przewracam oczami. No co ty nie powiesz?

- Zostałam u Harrego. - Mówię i oczekuję jej reakcji. W zamian otrzymuję radosne piski mojej mamy, które są aż przerażające w jej wykonaniu, może dlatego, że rzadko kiedy ta kobieta uśmiecha się szczerze, a co dopiero okazuje to w jakikolwiek inny sposób.

- Bardzo się cieszę, Nicole. Harry to wspaniały chłopak, a poza tym ten wieczór na pewno posłużył waszej znajomości, prawda? - Jej pytanie jest tak sugestywne, że aż chce mi się wymiotować. Czy ona na prawdę myślała, że puszczę się z nowo poznanym chłopakiem, nawet jeśli ma być moim mężem? Na pewno nie, tymbardziej teraz, kiedy okazał się być tchórzem. 

- Nic się nie wydarzyło, matko. - Odgryzam. 

- Och, nie ważne. Nie będzie nas z ojcem dzisiaj w domu, więc pewnie zostaniesz u Harrego, prawda? - Pyta słodko, a ja przewracam oczami po raz enty, tylko dlatego, że wiem, że tego nie widzi. W jej obecności nigdy w życiu bym się nie odwarzyła. 

- Ja.. - Chce powiedzieć, że pewnie zostanę u siebie, ale ona jak zwykle przerywa mi, nie dając dojść do słowa.

- Dobrze, kochanie! Dowidzenia, ojciec cię pozdrawia. 

Chwilę później słyszę pikanie oznaczające zakończenie połączenia, a ja mam ochotę rzucić telefonem. Powstrzymuje się jednak, bo nie chce niszczyć mojego iphone. 

- Przepraszam. - Słyszę i upuszczam telefon. Na nic moje dobre chęci nie niszczenia telefonów.

*** 

jezu ten rozdział tak ssie

Order || hs.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz