Hej, słoneczka! Z góry przepraszam za prawie miesięczną nieobecność, ale jak pisałam na Twitterze, w trakcie kończenia tego rozdziału zepsuł mi się laptop i musiałam oddać go do naprawy. Wróciłam też do szkoły, dlatego ostatnio ciężej u mnie z czasem, ale mam nadzieję, że wszystko będzie szło po mojej myśli i uda mi się wrzucać rozdziały mniej więcej raz na tydzień/ na 10 dni.
Będzie mi bardzo miło, jeśli zajrzycie i napiszecie coś pod hasztagiem #shiningheartsIMB na Twitterze. Miłego czytania!
— I co? Wyglądam teraz jak milion dolarów? — zironizowałam, finezyjnie przejeżdżając dłońmi po materiale ciemnozielonego kombinezonu.
W małym, zakurzonym lustrze widziałam bruneta stojącego parę metrów za mną. Opierał się o drewniany słupek i ze skrzyżowanymi rękami wpatrywał się uważnie w moją sylwetkę.
— Tak, a będziesz wyglądała jak dwa, jeśli nie dasz się trafić. — Uśmiechnął się dwuznacznie i wzruszył ramionami, a ja tylko przewróciłam oczami.
Od początku wiedziałam, że wątpił w moje zdolności sportowe. Szkoda, że nie widział mnie jeszcze trzy lata temu, gdy regularnie trenowałam i miałam lepszą kondycję niż niejeden piłkarzyk. Szczęka by mu opadła i zbierałby ją przez tydzień.
Ostatni raz poprawiłam wysokiego kucyka, a następnie upewniłam się, że mój wisiorek z koniczyną był dobrze schowany pod grubą tkaniną i zgarnęłam z drewnianego krzesła specjalną maskę. Wręcz dziecinna ekscytacja budziła się w moim podbrzuszu, a chęć zwycięstwa targała całym ciałem. Mijając Ethana, prowokacyjnie szturchnęłam go ramieniem w mostek, a następnie wyszłam na zewnątrz, słysząc za sobą jego ciężkie kroki. Siedział mi na ogonie, jak gdyby zależało mu na wzbudzeniu we mnie strachu. Zobaczymy, kto tu się będzie bał.
Do kolekcji brakowało nam tylko Nory. Cała reszta stała już w koślawym kółku i żywo dyskutowała na temat tego, jak podzielimy się na drużyny. Prawdę mówiąc, latało mi koło nosa, do której ekipy trafię. Nie znałam tam praktycznie nikogo prócz Ethana. Lizzie i Sawyera spotkałam na kilka minut, więc z nimi też nie czułam żadnej więzi. Chwilę później byliśmy w komplecie. Zmrużyłam oczy, obserwując jak krótkowłosa przybiera postawę dowódcy. Och, czyli to właśnie Nora Steele była matką towarzystwa. Wcale się nie spodziewałam.
Dziewczyna nachyliła się lekko, skupiając na sobie uwagę wszystkich dookoła. Przyglądaliśmy się jej z rezerwą, bo chyba żadne z nas nie wiedziało, co wymyśli. Zarządziła klasyczną rozgrywkę w kamień, papier i nożyce, na podstawie której miała rozstrzygnąć kwestię składów. Dziwną i zrozumiałą tylko dla Nory, ale koniec końców skuteczną metodą eliminacji, wreszcie wszystko stało się wiadome.
— Więc tak: Max, Sawyer, ja i Lizzie jesteśmy w jednej drużynie, a Ethan, Destiny, Mason, Shane i Ruby w drugiej — wyliczyła Nora, patrząc na każdego po kolei, by upewnić się, że rozumieliśmy. Fakt faktem, było nierówno, bo jak się okazało, jedna osoba w ostatniej chwili się wycofała i nie przyjechała, ale musieliśmy sobie jakoś radzić.
Byłam w drużynie z dwiema osobami, które dopiero co przyjechały na miejsce. Pierwszą z nich była Ruby Abara, czyli urocza ciemnoskóra nastolatka o soczystych zielonych oczach, które kontrastowały z jej prostymi, kruczoczarnymi włosami. Była niemal tak chuda jak ja, przez co kombinezon niezbyt opinał jej drobne ciało. Wyglądała na bardzo energiczną, zwariowaną dziewczynę wzbudzającą szczególną sympatię całej grupy.
Drugą osobą był jasnowłosy Shane Howard. Bardzo wysoki, ale przy tym chudy, a przynajmniej taki wydawał się w tym kostiumie. Miał jasnoniebieskie oczy, piegowaty nos i dołeczki w policzkach, gdy się uśmiechał. Na pierwszy rzut oka wyglądał naprawdę niewinnie, co nie do końca można było powiedzieć o pozostałych mężczyznach. Wyglądał na opanowanego, bezkonfliktowego chłopaka, który miał łeb na karku, no i genialne poczucie humoru.
CZYTASZ
TWO SHINING HEARTS | RISK #1
Teen Fiction~ Byliśmy głupcami, którzy nadepnęli na cienki lód, myśląc, że mając siebie, mają wszystko. Szkoda, że rozpalając swoje lodowate serca, zapomnieliśmy, że miłość to czasem za mało. ~ O Destiny Dallas można powiedzieć wiele, ale nie to, że jest milcz...