34. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.

3.4K 131 136
                                    

 Witam Was w ten świąteczny wieczór z prezentem w postaci rozdziału. Mam nadzieję, że go polubicie. A skoro mamy święta, może też mogę liczyć na prezent, jakim będzie dla mnie powalająca aktywność tutaj i pod # na twitterze? 

Wesołych świąt, bąble. Spędźcie ten czas w rodzinką i napchajcie się pierogami!

Ten rozdział dedykuję każdemu z Was w podziękowaniu za wsparcie i wszystkie miłe słowa, jakie dostaję na temat tsh i mojej twórczości. Jesteście dla mnie największą motywacją. Dziękuję, że przeżywamy razem tę historię x

twitter: #shiningheartsIMB

Wrzasnęłam z irytacją, rzucając w niespełna dziewięcioletniego gnojka poduszką. Przysięgam, że jeśli w ciągu sekundy nie zejdzie mi z oczu, zrzucę go z mojego balkonu i z ulgą będę patrzyła, jak chłopiec wykrwawia się na ogrodowym chodniczku. Prosiłam. Tyle razy prosiłam, żeby po prostu sobie stąd poszedł, ale mój brat był głuchy jak pień, bo słoń najwyraźniej nadepnął mu na ucho! Zacisnęłam dłonie w pięści, gdy ten smarkacz wystawił mi język, nie robiąc sobie niczego z tego, co do niego mówiłam.

— Wyjdź stąd, gówniarzu i nie dotykaj moich rzeczy! — krzyknęłam, co spotkało się z cichym chichotem jednej z moich rozmówczyń siedzących po drugiej stronie laptopa. — Zejdź mi z oczu albo mnie popamiętasz. — Blondyn niewinnie wzruszył ramionami, a mnie zalała krew na widok jego brudnych palców zaciskających się na okładce mojej ulubionej książki. — Ja pierdolę — wyszeptałam do siebie, starając się opanować nerwy.

— Powiem mamie, że przeklinasz. — Jego piskliwy głos ranił moje uszy.

Ciebie zaraz przeklnę, niedorozwinięty kaszojadzie.

Ze świstem wypuściłam powietrze i na chwilę przymknęłam powieki, aby w stanie wysokiej irytacji go nie udusić. Dzieliło mnie od tego bardzo niewiele.

— Oddaj mi książkę i biegnij się poskarżyć. Nie zapomnij się rozpłakać. — Podniosłam się z fotela i podeszłam bliżej brata, wyszarpując mu z rąk swoją własność. Niezadowolenie, które zakwitło na buzi dzieciaka, smakowało jak najlepszy słodycz. — Uszami rusz i znikaj już.

Jacob zaciągnął nosem, a następnie omiótł mnie pretensjonalnym, gniewnym wzrokiem, którym nie wywarł na mnie absolutnie żadnego wrażenia.

— I tak nie chciałbym z tobą siedzieć — burknął, stając w progu, do którego go wypchnęłam. — Jesteś beznadziejną siostrą.

Och, spierdalaj.

— Przypomnę ci te słowa, gdy będziesz prosił mnie o układanie razem puzzli. Żegnam. — Zamknęłam mu drzwi przed nosem, przewracając oczami na zachowanie brata. Nie ma bata, że jesteśmy spokrewnieni. Przecież ten dzieciak to najbardziej nieznośne stworzenie chodzące po tej planecie. Zajęłam miejsce na wygodnym fotelu. Podkuliłam nogi, przyciągając kolana do piersi i omiotłam wzrokiem całe biurko. Wszędzie walały się książki, zeszyty, stosy kartek i kolorowych długopisów. Nawet tu nie sprzątałam, bo od ponad dwóch tygodni spędzałam przy tym stanowisku kilka godzin dziennie. Na samym środku znajdował się laptop, którego używałam do rozmowy z moimi przyjaciółkami. Śmiech Whimsy dotarł do mojego ucha, więc wystawiłam jej środkowy palec. — Pewnie, śmiej się. Chyba zapomniałaś, że jeszcze dwa tygodnie temu byłaś pewna, że za dziewięć miesięcy też będziesz użerać się z dzieckiem i to dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Melissa przewróciła oczami i założyła ręce na biuście, a Crystal uśmiechnęła się dumnie, choć prawie niewidocznie.

— Może i dwa tygodnie temu byłam tego pewna, ale na szczęście się myliłam. Chryste, wyobrażacie sobie mnie jako matkę? — Pokręciła głową z politowaniem, a ja i Torres uśmiechnęłyśmy się cierpko. Melissa Whimsy matką? Nie daj Boże. Biedne dziecko. — Ja pierdolę, przecież to byłaby komedia.

TWO SHINING HEARTS | RISK #1 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz