7. Nie doceniasz mnie.

5.1K 143 32
                                    

Trochę spóźnione, ale wesołych świąt, kochani!

    Czasem lubiłam zastanawiać się nad ludzką egzystencją. Rodziliśmy się jako niemowlaki, aby później się zestarzeć. Zasypialiśmy, aby się budzić. Wykuwaliśmy setki stron materiału na pamięć, aby znaleźć dobrą pracę. Harowaliśmy do nieprzytomności, aby skończyć z nędzną emeryturą. Nawiązywaliśmy relacje, aby przepłakiwać noce. Obiecywaliśmy, aby ostatecznie nie dotrzymywać słowa. Jednym słowem – żyliśmy, by umrzeć.

    Wtedy nasuwało się pytanie, po co to wszystko. Nie miałam zielonego pojęcia. Wiedziałam jednak, że na pewno nie po to, aby siedzieć na zimnych panelach podłogowych w niedużym mieszkaniu, chwilę wcześniej widząc, jak auto znajomego jest masakrowane.

    — Dlaczego ja się na to zgodziłam? — wymruczałam niewyraźnie, nie chcąc, by było to słyszalne i obserwowałam jak męska sylwetka oddalała się w kierunku kuchni.

    Przetarłam dłonią przemęczoną twarz, zatrzymując ją na dłużej na czole. Westchnęłam ze znużeniem i przymknęłam powieki, które same już się zamykały. Miałam dość. Chciałam do domu. Potrzebowałam wytchnienia i świętego spokoju.

    — Nie zgodziłaś się — odpowiedział mi zachrypnięty baryton. A myślałam, że tego nie usłyszał. — Zrobiłem to za ciebie.

    Ze świstem wypuściłam powietrze przez usta, wznosząc oczy do sufitu w prośbie o dawkę cierpliwości. Naprawdę niewiele dzieliło mnie od zamordowania tego nonszalanckiego dupka. Z premedytacją i pełną świadomością. Podkuliłam nogi, siadając na jednej z nich, bo poprzednia pozycja, jak i cztery inne, zdążyła mi się znudzić. Splotłam dłonie i wystawiłam je w przód, przez co kostki strzeliły w typowy sposób. Za moment zapuszczę tutaj korzenie.

    Omiotłam wzrokiem całe pomieszczenie. Wszystko było utrzymane w stonowanych barwach. Jasnobeżowe ściany oraz orzechowe, drewniane panele. Naprzeciw mnie znajdowała się biała, średniowysoka komoda, na której stał ogromny telewizor oraz xbox i dwa pady. Po prawej stronie było prowadzące na balkon okno, które zajmowało całą ścianę. Opierałam się plecami o duży, szary narożnik, pod tyłkiem miałam kremowy, miękki dywan, a na nim znajdował się drewniany, spory stolik kawowy, po którym walały się puste kubki po herbacie i laptop.

    Salon połączony z przestronną kuchnią, do której nie miałam okazji zajrzeć, oddzielała jedynie szeroka wyspa kuchenna, przy której stały matowe, czarne stołki barowe. Między tymi dwoma pomieszczeniami znajdowały się białe drzwi, które prowadziły, jak zgadywałam, do sypialni. Musiałam przyznać, że mieszkanie wyglądało na zadbane, a przede wszystkim na takie, które było urządzone damskim okiem.

    Szczelniej owinęłam ciepłym kocem zmarznięte, wciąż wilgotne ciało, gdy przeszył mnie dreszcz. Oczywiście, mogłam przystać na jego propozycję i przebrać się w jego bluzę, ale się na to nie zdecydowałam. Zwinnie założyłam pasmo włosów za ucho, wyczekując, aż wróci do mnie gospodarz, choć jednocześnie delektowałam się chwilą ciszy i spokoju oraz pragnęłam, by trwała jak najdłużej.

    Przez próg przeszedł brunet, trzymając w obu dłoniach porcelanowe, błękitne miski, które po chwili ustawił na stoliku, wcześniej odgarnąwszy inne duperele. Zaglądnęłam do środka naczynia i uniosłam brwi w niezrozumieniu, a on tylko wzruszył ramionami i cofnął się do kuchni, z której po chwili wrócił z dwiema łyżkami. Podał mi przedmiot i zabrał się do jedzenia. Lodowata stal, którą leniwie obracałam między palcami wcale nie była najprzyjemniejsza w dotyku.

    Z politowaniem przyglądałam się, jak różowa ciecz wraz z makaronem ubywała z jego miski, choć swojej nawet nie tknęłam. Niebieskooki uniósł wzrok, zaprzestając jedzenia i popatrzył na mnie pytająco. Odchrząknęłam, odkładając łyżkę do zupy.

TWO SHINING HEARTS | RISK #1 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz