Rozdział 8

968 116 129
                                    

Kiedy się obudziłaś, pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłaś było płonące ognisko. Od razu poczułaś ciepło, jakie od niego biło. Problem jednak polegał na tym, że mimo tego nadal trzęsłaś się z zimna. Postanowiłaś się podnieść, aby przejść kawałek i być może tym samym się rozgrzać.

— Zgłupiałaś do reszty? Leż tam i się nie ruszaj, cała się trzęsiesz — usłyszałaś nagle znajomy głos, którego właściciela jeszcze kilkanaście godzin temu nie chciałaś już nigdy spotkać.

Zaraz, co? Skoro się pokłóciliście, to dlaczego teraz tak normalnie (jak na niego) się do ciebie odnosił? Czyżbyś mu wybaczyła i wcale tego nie pamiętała? Chociaż... Chwila. W tamtym momencie przypomniał ci się tytan i desperacki bieg, który zakończył się spotkaniem z Kapitanem. Przypomniałaś sobie również o tym, jak fatalnie się czułaś, będąc samą. Nie zmieniło to jednak faktu, że czułaś się źle z tym, że tak szybko wybaczyłaś mu jego ostre słowa, nawet pomimo jego przeprosin.

— Lepiej się już czuję. Pójdę się przejść — mruknęłaś, czując nagły przypływ jakiejś dziwnej siły.

— Nigdzie nie pójdziesz. Masz tu leżeć i koniec. Zaraz zaparzę ci herbatę z ziół, o których kiedyś mówiła mi Hange — powiedział nagle Levi.

— Nie trzeba. Nie chcę leżeć, chcę pobyć sama — bąknęłaś, kierując się w stronę strumyka.

— Mało ci było samotności w ciągu ostatnich dni? Nie mam zamiaru znów szukać cię po lasach, kiedy zemdlejesz — warknął mężczyzna.

— Wcale nie kazałam panu mnie szukać. Z resztą, gdyby nie pańskie wulgarne słowa, do niczego by nie doszło — fuknęłaś, aż zabolała cię głowa.

— Przecież przeprosiłem — Levi podniósł głos. — Z resztą, rób, co chcesz — dodał, tym razem jakby rezygnując z wszelkich prób zatrzymania cię.

— Dziękuję za pozwolenie — prychnęłaś i wściekłym krokiem ruszyłaś w kierunku strumyka.

W gruncie rzeczy, to sama nie wiedziałaś do końca, co się z tobą działo. Z jednej strony nadal byłaś na niego zła, a z drugiej jakby już trochę ci przeszło. Owszem, może i przeprosił, ale jego słowa nadal cię bolały. Jeszcze kilka tygodni temu nawet nie przyszłoby ci na myśl, aby zachowywać się w taki sposób w stosunku do Kapitana Levi'a, teraz jednak miałaś to gdzieś. Bolała cię głowa i mięśnie, a nogi prawie odmawiały posłuszeństwa. Aby jakoś się na nich utrzymać, co chwilę wspomagałaś się drzewami.

Kiedy dotarłaś nad strumień, padłaś na kolana nad jego brzegiem i od razu przemyłaś twarz. Woda była tak przyjemna, że postanowiłaś zrobić z nią coś więcej. Nie pomyślałaś nawet o tym, aby się rozebrać nim do niej wskoczyłaś i zamoczyłaś się cała, ignorując dreszcz zimna, który od razu cię przeszedł. Uczucie świeżości było jednak czymś, dla czego mogłaś zamarznąć.

Miło jednak było tylko w pierwszej chwili. Po kilku minutach czułaś się tak zdrentwiała, że ledwo wyszłaś na brzeg. Uznałaś, że to był zły pomysł, a helikopter w twojej głowie zdawał się to potwierdzać. Chyba rzeczywiście miałaś lekką gorączkę i nie umiałaś myśleć racjonalnie. Skierowałaś się w stronę waszego obozu, próbując utrzymać się na nogach ostatkami sił.

— Zimno mi — mruknęłaś, podchodząc do ogniska. — Naprawdę zimno — dodałaś, po czym w jednej chwili straciłaś czucie w nogach i runęłaś na ziemię.

Levi, który cały czas próbował zrobić swoją herbatę tylko na ciebie spojrzał. Wzrok ten był pełen potępienia, a on sam zdawał się wykazywać zero reakcji na twój stan. Nie trudno mu się dziwić, w końcu przez ostatnie dni wasza relacja obustronnie nie układała się najlepiej. Do tego to ty sama wpadłaś na pomysł ze strumieniem, mimo jego wyraźnego sprzeciwu.

— Strasznie mi zimno — mówiłaś ciągle do siebie, czując narastające dreszcze.

— Tch, to wszystko przez twoj idiotyczny pomysł z rzeką. Nie mogłabyś chociaż raz posłuchać porad innych? — mruknął mężczyzna, który podszedł do ciebie i popatrzył z góry na twoje żałosne położenie. — Zaraz, co? Nie mów, że wlazłaś do wody w tym stanie — burknął, kiedy zobaczył twoje mokre ubrania i włosy.

— Tylko na chwilę. Woda była taka przyjemna...

— Przyjemne to może być co innego. Na przykład uczucie, którego doznam, gdy pewnego dnia w końcu cię zabiję — powiedział. — Czy ty jesteś normalna? Nie umiesz zadbać nawet o siebie? Tch, dalej, rozbieraj się — rozkazał.

— Słucham? — wybałuszyłaś oczy nie bardzo wiedząc, czy już zaczynałaś mieć halucynacje,  czy może twoje uszy przekształcają dźwięki.

— Słyszałaś. Rozbieraj się — powtórzył. — Uważasz się za dorosłą i nie przyszło ci do głowy, że po tym jakże wspaniałym pomyśle, należałoby zdjąć mokre ubrania? Zrobisz to sama, czy może tego też nie potrafisz i mam to zrobić za ciebie? — spytał brzmiąc całkiem serio.

Zamrugałaś kilka razy próbując przyswoić to, co właśnie powiedział ci niski mężczyzna. Po chwili jednak uznałaś, że to chyba najlepsze rozwiązanie, dlatego też po kolei zaczęłaś ściągać ubrania, aż do momentu, gdy pozostałaś w samej bieliźnie.

— Na niewyciśniętą ścierkę, naprawdę myślałem, że jesteś rozsądniejsza — bąknął, rzucając ci na głowę swoją pelerynę, którą nosił przez cały ten czas. Kilka chwil później siedziałaś już owinięta zielonym materiałem tuż przy buchającym gorącem ogniskiem, a mimo to nadal trzęsłaś się z zimna. Po jakimś czasie nie byłaś już w stanie nawet siedzieć, dlatego położyłaś się na ziemi, a świat dookoła zaczął dziwnie wirować.

— Kapitanie ja... Ja chyba umieram — wybełkotałaś czując, jak opadasz z sił z każdą sekundą, kiedy mężczyzna znów zjawił się obok ciebie.

— Co ty wygadujesz, to zwykła gorączka — prychnął. — Masz, wypij to — wetknął ci do ręki korę imitującą półmisek, wypełniony jakąś cieczą.

— Nie chcę — odtrąciłaś jego rękę, wylewając trochę herbaty. — Co mi z tego, że przeżyję? Ukrywamy się już tu przez tyle czasu, a nadal nie zrobiliśmy ani kroku w kierunku, żeby się stąd wydostać. Nie chce tak żyć do końca moich dni. Wolę umrzeć, to ma większy sens — wymamrotałaś.

— Czy ty w ogóle się słyszysz? Masz omamy i pleciesz głupoty. Ja też mam już tego dosyć, a mimo tego muszę żyć, żeby zajmować się taką idiotką, która w stanie wysokiej gorączki wchodzi do lodowatej rzeki — mruknął. — Tch, poza tym... Gdyby nie ty, pewnie byłbym martwy już na samym początku  — dodał nieco ciszej. — Zawdzięczam ci życie, więc pozwól mi się odwdzięczyć i wypij tę pieprzoną herbatę, do cholery — warknął.

Zamrugałaś kilka razy, podczas gdy twój omamiony przez gorączkę mózg przetwarzał jego słowa. W końcu wzięłaś tę nieszczęsną herbatę i zmusiłaś się do jej wypicia, pomimo jej okropnego smaku.

— Czy to znaczy, że trochę by pan za mną tęsknił? — spytałaś w końcu specjalnie, aby ewentualnie nieco go zawstydzić. Z resztą... W tamtym momencie miałaś gdzieś, co mówisz. I tak wszystko, co powiesz, mężczyzna uzna za głupotę.

— Tch, gorączka namieszała ci w głowie jeszcze bardziej, niż miałaś namieszane do tej pory — bąknął i kręcąc głową odszedł w bliżej nieokreślonym kierunku.

— Wiem, że by Kapitan tęsknił — wymamrotałaś do siebie i upiłaś kolejny łyk ohydnej cieczy, wykrzywiając przy tym buzię.

***

Pamiętaj o ⭐ dla wsparcia i do następnego :D

Levi x Reader // Oszukać przeznaczenie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz