Rozdział 9

977 103 106
                                    

Obudziłaś się w środku lasu dokładnie tam, gdzie zasnęłaś poprzedniego wieczoru. Ognisko przygasało, a raczej już prawie całkowicie wygasło. Pojedyncze iskierki podskakiwały, tworząc w twoich oczach pomarańczowy kalejdoskop.

Rozejrzałaś się dookoła mając nadzieję, że po drugiej stronie ogniska spotkasz swojego Kapitana. Kiedy jednak nic nie zauważyłaś, nieco przerażona zerwałaś się z miejsca, aby mieć większe pole do obserwacji.

Usłyszałaś natomiast warki, które nie przypomniały ci o niczym dobrym. Wręcz przeciwnie - wywołały u ciebie ciąg okropnych wspomnień, o których już nigdy nie chciałaś myśleć. Zaczęłaś biec w kierunku, z którego dochodziły ów odgłosy. Nagle znalazłaś się poza lasem, a dokładniej na samym środku zielonej polanki, na którą kiedyś trafiłaś po kłótni z Levie'em.

— Tu jesteś — nagle poczułaś szarpnięcie za ramię. — To koniec, koniec ludzkości — usłyszałaś najpierw głos, a dopiero później rozpoznałaś jego właściciela. To był Levi.  Chciałaś coś powiedzieć, jednak z twoich ust wychodziły tylko pojedyncze dźwięki, niezrozumiałe dla słuchaczy. — Uciekaj stąd — powiedział Levi, który chwycił za twoją dłoń. — Uciekaj! — warknął, jednak nie dane mu było powiedzieć cokolwiek jeszcze, gdyż został pociągnięty w górę przez jednego z tytanów.

— Kapitanie, nie! — udało ci się w końcu wykrzyknąć, jednak twój głos był jakby stłumiony. — Nie! — piszczałaś, kiedy bestia włożyła połowę jego ciała do buzi, następnie zaciskając śmierdzącą paszczę. Poczułaś krew na twarzy oraz ujrzałaś połowę ciała Kapitana, nadal spoczywającą w zaciśniętej pięści tytana.

— Nie! — krzyknęłaś, podnosząc się do pionu.  Twój oddech był nierówny i przyspieszony, zaś twarz cała blada i zalana zimnym potem, a także słonymi łzami.

— No i czego się wydzierasz? — usłyszałaś nagle tak dobrze znany ci już głos. Spojrzałaś na jego właściciela, a gdy zobaczyłaś go całego i zdrowego, nie potrafiłaś złapać oddechu i niekontrolowanie zaczęłaś płakać.

— Pan... pan żyje — pisnęłaś, ocierając łzy z policzków.

— A czemu miałbym nie? — bąknął Levi, przecierając zaspane oczy. Spał po drugiej stronie gasnącego ogniska, a delikatne światło ostatnich płomieni delikatnie oświetlały jego twarz.

— Tam... Tytan... Pan, krew... — majaczyłaś, nie umiejąc poskładać zdania.

— Coś ci się śniło? Tch, daj spokój, to tylko koszmar. Żyję i mam się dobrze — powiedział Kapitan. — Połóż się i śpij dalej, nie masz się czego bać — rozkazał.

— A co, jeśli ten sen to znak i tytani znów przedarli się przez mury? Co, jeśli... — zaczęłaś, czując narastającą panikę.

— Przestań panikować. Nic takiego na pewno nie miało miejsca. Gorączka pewnie jeszcze nie zeszła i wszystko wyolbrzymiasz. To tylko głupi sen — zapewnił znudzonym głosem.

— Rany, to... To najgorszy koszmar, jaki kiedykolwiek miałam. Kiedy zobaczyłam, jak tytan odgryza połowę pańskiego ciała, ja...

— Tch, niedorzeczność. Widziałaś, aby te poczwary kiedykolwiek chociaż mnie zadrasnęły? — uniósł brew, wlepiając w ciebie ironiczne spojrzenie zza miejsca po drugiej stronie ogniska. — No właśnie, nie mają ze mną szans. A jeśli chodzi o ciebie... Jesteś bezpieczna, dopóki jesteś ze mną, więc przestań gadać bzdury i śpij dalej — burknął. Znów położył się na swoim miejscu i odwrócił tyłkiem do ciebie. — Dobranoc — dodał jeszcze.

Przez chwilę jeszcze patrzyłaś na jego spokojnie oddychającą sylwetkę aby upewnić się, że jest cały i zdrowy oraz że jego ciało jest w całości. Kiedy po raz kolejny dałaś się przekonać, że wszystko jest w porządku, położyłaś się na boku i próbowałaś zasnąć, mimo że nie było to łatwe.

Levi x Reader // Oszukać przeznaczenie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz