— Nie musisz tego robić dzień w dzień. Sam potrafię zmieniać sobie opatrunki — burknął pewnego razu mężczyzna, kiedy to jak codziennie zmieniałaś mu bandaże zarówno na twarzy, jak i na dłoni.
— Więc dlaczego każdego dnia pozwala mi pan to robić? — zauważyłaś. — Poza tym, to nie takie łatwe, jak mogłoby się wydawać. Jednak mogę Kapitana zapewnić, że z raną na twarzy jest coraz lepiej. Niedługo może nawet nie będzie śladu — powiedziałaś, choć wiedziałaś, że to raczej kłamstwo. Nie było szans, żeby twarz Levi'a wróciła do stanu sprzed wypadku. W najlepszym przypadku mogła pozostać jedynie cieńka blizna. — W każdym bądź razie jestem pewna, że nadal będzie się Kapitan podobał kobietom — palnęłaś, nie chcąc wypowiedzieć tego na głos.
— Tch, to akurat rzecz, na której najmniej mi zależy — odparł.
— Naprawdę? — zmarszczyłaś czoło. — Nigdy pan nie myślał, żeby nie wiem... Założyć rodzinę?
— Rodzinę? — prychnął Kapitan. — W tym świecie? Tylko głupcy się na to decydują — dodał.
— Głupcy? — powtórzyłaś. — Chyba każdy chciałby ją mieć. A nie pomyślał Kapitan... Że będzie czuł się samotny? — gdy to powiedziałaś, poczułaś się trochę głupio. Mężczyzna natomiast popatrzył na ciebie, jednak tym razem nie był to wzrok pełen zażenowania. Było to coś w rodzaju... Smutku? Nie, to na pewno nie to! To na pewno był wzrok mówiący, że znów zaczynasz gadać jakieś brednie.
— Przyzwyczaiłem się — odparł, a ciebie dosłownie zamurowało. Ton głosu, jakim Levi wypowiedział te słowa rozerwał twoje serce na dwie połówki. — Gdy od początku jest się na coś skazanym, z czasem można to zaakceptować — dodał. Przez chwilę nie wiedziałaś nawet, co powiedzieć.
— Przecież nie jest Kapitan sam. Ma pan panią Hange, nas... A jeśli Kapitan pozwoli, gdy wrócimy mogę już zawsze dotrzymywać panu towarzystwa — powiedziałaś całkiem poważnie.
— Tch — prychnął pod nosem, a dźwięk ten podobny był nawet do delikatnego śmiechu. — Ty nie znasz tego słowa, prawda?
— Sam by się pan zdziwił — odparłaś, jednak nie chciałaś zdradzać szczegółów. Levi wcale nie musiał znać szczegółów z twojego życia, a przynajmniej na razie. — W każdym bądź razie postanowiłam, że nigdy nie zrezygnuję ze Zwiadowców i tym samym nigdy nie dopuszczę do tego, aby zostawić pana samego — stwierdziłaś. — Proszę nic nie mówić — dodałaś natychmiast, gdy mężczyzna już otworzył usta. — Zdaję sobie sprawę, że moje towarzystwo nie jest dla pana najprzyjemniejsze, ale...
— Zamknij się już i zamiast wymyślać jakieś głupoty, zajmij się lepiej zbieraniem drewna na opał — przerwał ci nagle karzeł.
— Więc zgadza się pan na moje dozgonne towarzystwo, tak? — nie chciałaś dać za wygraną.
— Przemilczę to — odparł. — A teraz bierz się do roboty, nim nastanie mrok i znów zgubisz się w lesie — dodał.
— Oczywiście, już idę — mruknęłaś tylko i ciężko wzdychając wstałaś z pnia, na którym siedziałaś podczas zmiany opatrunku i podążyłaś wgłąb lasu.
***
Mniej więcej dwie godziny później próbowałaś już rozpalić ognisko, wspomagając się dwoma kamieniami. Nie szło ci jednak najlepiej.
— Tch, swego czasu Erwin mówił mi, że nie ma rzeczy, której byś nie potrafiła. Jak widać nawet on czasem się mylił — skomentował Levi, który do tej pory zajmował się tą czynnością. Tamtego dnia jednak postanowiłaś go wyręczyć.
— Naprawdę mówił coś takiego? — zarumieniłaś się.
— A coś taka zdziwiona? Jest inaczej? — spytał.
CZYTASZ
Levi x Reader // Oszukać przeznaczenie
FanfictionNależysz do Korpusu Zwiadowczego, do którego dołączyłaś z własnej woli, będąc jedną z dziesięciu najlepszych. Jesteś znana ze swojej nadpobudliwości, poczucia humoru i doszczętnej szczerości, ale również z ogromnego zaangażowania w walkę z Tytanami...