Kiedy wyszłaś z gabinetu Kaprala, po twoim policzku spłynęła pojedyńcza łza, którą szybko starłaś wierzchem dłoni. Nie mogłaś się przecież rozkleić, ktoś mógłby cię zobaczyć i zacząć wypytywać, a wtedy najprawdopodobniej rozpłakałabyś się jeszcze bardziej i wszystko wyśpiewała. Tak być nie mogło.
Słońce chyliło się już ku zachodowi, ale ty nie miałaś najmniejszego zamiaru wracać do domu. Nie w takim stanie. Postanowiłaś zatem udać się w swoje tajne miejsce, gdzie nikt nie miał prawa cię odnaleźć i gdzie mogłaś pobyć sama ze sobą. Miejscem tym był szczyt muru, niestrzeżony fragment, z dala od miejskiego gwaru i ciekawskich ludzi. I chociaż spędziłaś już w ten sposób wiele czasu, to jednak nie czułaś się wtedy tak okropnie, jak właśnie tamtego wieczoru.
Kiedy wspięłaś się na szczyt muru, stanęłaś jak słup soli, nie wierząc własnym oczom. Ktoś zajął twoje miejsce! Tajemnicza osoba odwróciła głowę w twoją stronę, słysząc czyjąś obecność, a ty dostrzegłaś niedawno poznaną ci twarz, mimo że miałaś do dyspozycji tylko słabe światło księżyca.
— Serio? Nie dość, że zająłeś moje miejsce w oddziale, to jeszcze zabrałeś mi moją część muru? — mruknęłaś, starając się brzmieć normalnie, a nie jak beksa.
— Twoją część muru? — powtórzył Joey. — Nie wiedziałem, że jest czyjąś własnością — dodał prześmiewczo. — A z resztą, nikt nie broni ci tu płakać w mojej obecności. Nie sądziłem, że jest takim draniem, ale widocznie Kapral nie był ciebie wart — wzruszył ramionami i znów przeniósł wzrok na księżyc.
— Wcale nie mam zamiaru płakać, poza tym... Zaraz, co? Co ty wygadujesz? Dlaczego...— wybałuszyłaś oczy, czując ogarniającą panikę.
— Spokojnie, nie musisz kłamać. Chciałem dostarczyć coś Kapralowi i przez przypadek usłyszałem waszą rozmowę — wtrącił chłopak, odpowiadając tym samym na twoje niezadane pytanie.
— Jak to przez przypadek słyszałeś? Jak mogłeś podsłuchiwać?! — oburzyłaś się. — Ugh! Jeśli piśniesz komukolwiek słowo, zatłukę cię własnymi rękoma — warknęłaś, wiedząc, że stoisz już na przegranej pozycji i kłamstwo nie ma najmniejszego sensu.
— Daj spokój — zaśmiał się. — Po co miałbym komukolwiek to mówić? Chyba już wystarczająco cierpisz — stwierdził.
— Wcale nie cierpię — prychnęłaś oburzona. — Ja tylko...
— Doprawdy? — znów ci przerwał. Co za człowiek! — To dlaczego przyszłaś tu cała zasmarkana? Masz alergię, czy jak? — ponownie odwrócił głowę w twoją stronę, a ty po prostu nie mogłaś dłużej wstrzymywać i pod wpływem presji znowu się rozpłakałaś.
— Co ty sobie w ogóle myślisz? Jesteś tu nowy. Myślisz, że możesz mnie pouczać? — pisnęłaś, szybkim ruchem przecierając łzy, które cały czas napływały na nowo. — Z resztą...ugh! — bąknęłaś, podchodząc na skraj muru i siadając obok chłopaka. — Zapomnij o tym, to już nieważne — dodałaś, podciągając kolana pod brodę i opierając ją o nie.
Chłopak popatrzył na ciebie przez chwilę, a następnie przeniósł wzrok na otaczający go pejzaż, który składał się z milionów gwiazd na czarnym jak smoła nieboskłonie.
— Jak chcesz — wzruszył ramionami i podparł się rękoma po bokach, odchylając się nieco do tyłu. — Nie znam cię na tyle, aby prawić ci morały. Właściwie... To w ogóle cię nie znam — stwierdził. — A szkoda, bo wydajesz się być całkiem ciekawa. Mało kto przetrwałby w lesie tyle tygodni — dodał.
— Tch, dobre sobie — mruknęłaś. — Od jutra będziemy razem w oddziale, będziesz miał wystarczającą ilość czasu, aby jeszcze mnie znienawidzić — dodałaś.
CZYTASZ
Levi x Reader // Oszukać przeznaczenie
Fiksi PenggemarNależysz do Korpusu Zwiadowczego, do którego dołączyłaś z własnej woli, będąc jedną z dziesięciu najlepszych. Jesteś znana ze swojej nadpobudliwości, poczucia humoru i doszczętnej szczerości, ale również z ogromnego zaangażowania w walkę z Tytanami...