Rozdział 5

932 109 39
                                    

Z każdym kolejnym dniem Kapitan odzyskiwał coraz to więcej sił, jednak nie zmieniało to faktu, że nadal byliście uwięzieni w tej dziczy. Szczerze mówiąc powoli zaczynałaś tracić rachubę czasu i nie byłaś do końca pewna, jaki dzień tygodnia aktualnie panował.

Jednego dnia postanowiliście nawet spróbować wyjść z lasu. Po pierwsze, to omal się nie zgubiliście, a po drugie zawróciliście, gdy tylko zobaczyliście śpiącego tytana na jego skraju. Będąc bez sprzętu do Trójwymiarowego, ani tym bardziej bez koni nie mieliście nawet szans na to, żeby ujść z życiem przy spotkaniu twarzą w twarz z nawet tym najmniejszym tytanem. Pozostało wam jedynie wrócić do miejsca waszego koczowiska i czekać na cud albo przynajmniej na jakiś znak.

— Mam dość tych owoców. Robi mi się niedobrze, gdy na nie patrzę — mruknęłaś któregoś dnia i cisnęłaś borówką przed siebie.

— Ciesz się, że w ogóle masz co jeść — odburknął Levi, który siedział w bezpiecznej odległości od ciebie i strugał coś ostrzem, które zdobyliście po rozbiórce sprzętu do trójwymiarowego manewru. Zmraszczyłaś brwi, kiedy popatrzyłaś na dzieło, które właśnie wychodziło spod jego rąk.

— Chce pan upolować tym jakiegoś dzika, albo zająca? — spytałaś.

— Nie jestem myśliwym — odparł, nie obdarzając cię wzrokiem. Po wypowiedzeniu tych słów wstał, podpierając się o coś w rodzaju włóczni, którą to właśnie stworzył. — Ale może nada się chociaż na ryby — dodał.

— Ryby? — powtórzyłaś, a twój żołądek jak na zawołanie zaczął wydawać odgłosy godowe. — Mówi pan serio? Koniec z jagodami? — mówiłaś z przejęciem.

— Nie podniecaj się tak — zgasił niemal natychmiast twój zapał. — Nie zaszkodzi spróbować. Ruszaj tyłek i chodź mi pomóc, we dwóch mamy większe szanse — dodał.

— Tak jest! — zasalutowałaś, natychmiastowo wstając z miejsca i podążając za obandażowanym mężczyzną.

Kilka chwil później znajdowaliście się już po kolana w strumyku i w ciszy czychaliście na swoją ofiarę, którą miała być soczysta ryba.

— Robił pan już to kiedyś? — spytałaś przejęta, nie odrywając wzroku od szklanej tafli wody.

— Kiedyś — odburnął Levi takim tonem, że odechciało ci się już wnikać w szczegóły. Fakt, że jako jedyna posiadałaś dwie sprawne dłonie upoważnił cię do pełnienia funkcji rybaka. Trzymałaś dzidę oburącz, w pełni skoncentrowana.

— Płynie! — wykrzyknęłaś w końcu, kiedy dostrzegłaś upragniony szary grzbiet, który sunął powoli po dnie strumyka. Krzyk ten był jednak błędem, gdyż ryba nagle przyspieszyła, minimalizując wasze szanse na normalny posiłek.

— Co ty robisz do cholery? Dźgnij ją! — warknął Kapitan. Chwycił włócznię i przy okazji twoje dłonie zdrową ręką i z całej siły wycelował w rybę, która przed wami przepłynęła. Niestety, nie byłabyś sobą, gdybyś nie ujawniła swojej niezdarności. Przez ten nagły ruch poślizgnęłaś się na rzecznych kamykach, które leżały na dnie i runęłaś w dół, przy okazji pociągając za sobą Kapitana Levi'a.

— Rany, tak bardzo mi przykro, przepraszam — pisnęłaś zaraz po tym, gdy udało ci się wyłonić na powierzchnię.

— Mogłem się tego po tobie spodziewać — mruknął mężczyzna, kasłając od wody, którą się zachłysnął.

— Ale nie ma tego złego, udało się — oznajmiłaś niemal natychmiast, aby zatrzeć sytuację, w jakiej się znaleźliście. Uniosłaś rękę, aby ukazać zdobycz, która tkwiła na drewnianej włóczni. Mężczyzna spojrzał kątem oka na twoją prezentację, aby następnie nimi wywrócić.

Levi x Reader // Oszukać przeznaczenie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz