Rozdział 11

944 117 67
                                    

Gdy następnego dnia się obudziłaś odniosłaś wrażenie, że to dziwne uczucie z poprzedniego dnia całkowicie ci przeszło. Zorientowałaś się, że to kłamstwo, kiedy znów zobaczyłaś Kaprala.

— Chcesz jajko? Znalaz... — zaczął mężczyzna, kiedy się podniosłaś, jednak ty zwiałaś tak szybko, jak Armin po zobaczeniu pająka. Cóż, to było bardzo głupie jednak odniosłaś wrażenie, że w tym stanie nie dałabyś rady czegokolwiek powiedzieć, ponieważ po prostu czułabyś się zawstydzona.

Do tej pory nie miałaś żadnego problemu z rozmową z Kapralem, jednak od wczorajszego wieczoru coś ewidentnie się zmieniło. Jednak żeby pozbyć się tego zawstydzenia, musiałaś najpierw dowiedzieć się, skąd ono pochodzi, a dopiero później skutecznie je zwalczyć.

Poszłaś nad strumień, aby przemyć twarz zimną wodą. Przecież nie mogłaś uciekać przed mężczyzną tylko dlatego, że miałaś takie widzimisię. Doprawdy, żałosne.

Wzięłaś głęboki oddech i jeszcze raz chlusnęłaś się orzeźwiającą cieczą. Postanowiłaś wrócić i przełamać, aby przestać zachowywać się jak dziecko. W głowie układałaś sobie zdania, które mogłabyś powiedzieć. Szkoda tylko, że większość z nich brzmiała strasznie tandetnie i bezsensownie. W końcu uznałaś, że nie ma to najmniejszego sensu i najlepiej zrobisz, jak pójdziesz na żywioł.

Pewnym krokiem ruszyłaś w miejsce, w którym zostawiłaś Kaprala smażącego jaja. Kiedy jednak znów go zobaczyłaś, cała pewność siebie zleciała, jak z nadrepniętej purchawki. Doznanie spotęgowało dodatkowo to, że mężczyzna spojrzał na ciebie w międzyczasie, przez co ostatecznie zawróciłaś, zapominając jak układa się zdania. Strzeliłaś facepalma i pokiwałaś markotnie głową.

— [Imię], co ty wyprawiasz?! — jęknęłaś do siebie. Kapral pewnie uznał, że zbzikowałaś i to jeszcze bardziej, niż na codzień. Powtarzał ci to praktycznie zawsze, kiedy rzeczywiście tak było.

Koniec końców wyszło na to, że unikałaś go przez cały dzień. Kiedy tylko pojawiał się na horyzoncie, ty zawracałaś lub szłaś w zupełnie innym kierunku, starając się wyglądać przy tym bardzo naturalnie. Cóż, chyba ci to nie wychodziło.

— Pójdę nazbierać drewna, zapowiada się zimna noc — wymyśliłaś któregoś razu, kiedy znalazłaś się w jego obecności przez dłużej niż dwie minuty.

— Pójdę z tobą, nie będziesz musiała się wracać — zaproponował od niechcenia.

— Nie trzeba, poradzę sobie — zapewniłaś i odwracając się na pięcie, miałaś zamiar szybko zniknąć.

— Poczekaj — w ostatniej chwili złapał za twój łokieć, aby cię zatrzymać. — Gorączka ci nie powróciła? Zachowujesz się dziwniej, niż zazwyczaj — powiedział, przykładając dłoń do twojego czoła, przez co uczucie motyli w brzuchu momentalnie powróciło. Szlag!

— Nic mi nie jest — odparłaś natychmiast i strąciłaś jego dłoń z czoła. — Wydaje się panu — wymamrotałaś, czując jak spalasz buraka.

— Unikasz mnie? — spytał w końcu, krzyżując ręce na klatce piersiowej i patrząc na ciebie podejrzliwie.

— Oczywiście, że nie. Skąd taki pomysł? — zaprzeczyłaś, ale chyba zbyt nerwowo.

— Tch, czasem naprawdę cię nie rozumiem — prychnął, kręcąc głową. Po tych słowach wyminął cię jak gdyby nigdy nic. — Jeśli tak bardzo ci na tym zależy, to pójdę do innej części lasu — dodał.

Wypuściłaś powietrze z płuc, które zbierało się tam przez całą rozmowę. Zacisnęłaś powieki zastanawiając się nad tym, jak okropnie musiało wyglądać twoje zachowanie od jego strony. Zmarkotniała ruszyłaś wgłąb lasu, aby nazbierać tych przeklętych, suchych patyków. Przykucnęłaś przy jednym z nich i schowałaś twarz między kolana.

Levi x Reader // Oszukać przeznaczenie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz