Obudziłam się w wyśmienitym humorze. Uśmiechnęłam się lekko i zrzuciłam z siebie kołdrę. Przebrałam się w wygodniejsze ubranie, bo spanie w golfie nie było najlepszym pomysłem. Rozczesałam swoje długie, rude włosy i spięłam je w luźnego koka. Ich odcień był ciemniejszy od tych Lily i przypominał trochę brązowy. Włosy to była jedyna rzecz, która różniła mnie i moją bliźniaczkę, jeżeli chodzi o wygląd. Charakter bowiem, miałyśmy całkowicie inny. Ja byłam zawsze wesoła, energiczna, nie bałam się nowych wyzwań, a Lily była tą milszą, pomocną, spokojną, ukochaną córeczką rodziców ( co tak na marginesie mi nie przeszkadzało). Uczyłam się dobrze, ale jeżeli nie znosiłam jakiegoś nauczyciela, to by zrobić mu na złość, rozmawiałam na lekcji i przeszkadzałam. Tak, można stwierdzić, że jestem wredna, ale nie zamierzam siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak nauczyciel dyskryminuje uczniów.
Ruszyłam do kuchni, gdzie już czekali moi rodzice.
- Wstała naszą śpiąca królewna! - rzucił wesoło tata. Zaśmiałam się i usiadłam pomiędzy moimi siostrami.
- Wszystkiego najlepszego - powiedziała Petunia i wręczyła mi paczkę w brokatowo - złotym kolorze. Odłożyłam ją na bok i mocno uściskałam starszą siostrę. Zauważyłam jeszcze jak daje prezent Lily. Nie przytuliły się, nie rzuciły się sobie w objęcia, po prostu wymieniły uśmiechy, choć ten Tuni był z pewnością udawany. Następnie w objęcia porwali mnie rodzice, a tata udał, że ociera łzy.
- Moja mała córeczka jest już nastolatką - westchnął, a mama spojrzała na niego z politowaniem. Wyciągnęła z za pleców ogromne pudło, opakowane różowym papierem - co z pewnością było pomysłem taty. Teraz przyszła kolei na moją bliźniaczkę. Pogrzebałem w kieszeniach i wyciągnęłam niewielkie pudełeczko, które potem wręczyłam Lily. Podziękowała i podała mi ogromną paczkę, która całkowicie przysłoniła mi widok.
- Prezent jest ode mnie i Sev'a - powiedziała, a ja kiwnęłam głową, czego nikt pewnie nie zauważył. Ostrożnie odłożyłam pudło na podłogę i jeszcze raz wszystkich przytuliłam. Zaczynałam się obawiać reakcji mojej siostry, bo ja jej dałam malutkie pudełeczko, a w zamian dostałam ogromny prezent, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Otwórzcie! - zarządziła Petunia z wielkim uśmiechem. Pierwsza była Lily. Od rodziców dostała serię książek przygodowych, od Tuni niebieski dziennik i komplet długopisów, a ode mnie złotą bransoletkę ze swoim imieniem. Nie potrzebnie się przejmowałam, na mój prezent zareagowała aż nazbyt wylewnie. Zdziwił mnie brak prezentu od Snape'a, ale pewnie nie chciała go przy wszystkich pokazać. Teraz przyszła moja kolej. Najpierw sięgnęłam po prezent od Petunii. Szybko otworzyłam paczkę. Znajdowały się w niej trzy płyty mojego ulubionego zespołu muzycznego.
- Dziękuję! - krzyknęłam i jeszcze raz ją uścisnęłam. Następny był prezent od rodziców. Rozdarłam różowy papier z ogromną przyjemnością. Merlinie, jak ja nie znoszę różowego! Co zauważyłam, gdy już ściągnęłam papier? Różową sukienkę! Posłałam tacie oburzone spojrzenie, a ten zaczął się tarzać po podłodze ze śmiechu. Wyciągnęłam sukienkę i musiałam przyznać, że była piękna. Nie, stop. Byłaby piękna, gdyby nie była w tym kolorze. Okazało się, że pod spodem były dwie książki, które ( pewnie, dzięki mamie ) nie zostały oblepione różem. Wreszcie sięgnęłam po ostatnie pudło. To od Lily i Severusa. Okazało się, że jest to śliczny, błękitny rower.
- Jaki piękny! - westchnęłam radośnie i przytuliłam bliźniaczkę. Prezent był naprawdę trafiony, zwłaszcza, że mój wcześniejszy rower był już stary. Miałam go w wieku sześciu lat, więc teraz daleko bym na nim nie zajechała. Zanotowałam w myślach, że gdy tylko spotkam Snape'a to mu podziękuję.
Mój brzuch dał o sobie znać, więc usiedliśmy przy stole, a mama podała naleśniki. Wtedy przez otwarte okno wleciały dwie identyczne sowy. Moja rodzicielka wzięła szmatkę i próbowała przegonić nią zwierzęta, ale te chyba nie zamierzały się ruszyć. W tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi. Tata zdziwiony poszedł otworzyć. Przyprowadził ze sobą starszego pana w długiej szacie i śmiesznej czapce. Zaprowadził go na kanapę, a Petunia poszła zrobić herbatę.
- Co Pana do nas sprowadza? - zapytała kulturalnie moja mama. Nie no, serio?! Czy tylko ja uważam, że to dziwne? Obcy staruszek przychodzi do nas w dziwnym wdzianku, nic nie mówi i siedzi spokojnie, jakby było to całkowicie normalne.
- Przyjechałem do Emily Evans oraz Lily Evans - odparł wesoło.
"- Okej, to na pewno jakiś psychol, który chce nas uprowadzić" - pomyślałam, a on jakby czytając mi w myślach, dodał.
- Jestem dyrektorem szkoły dla czarodziejów, Hogwart - powiedział, a widząc nasze zdezorientowane miny, rozejrzał się dokładnie dookoła. Dopiero teraz zauważył dwie sowy stojące na blacie kuchennym. - Nie przeczytałyście jeszcze listów? - zdziwił się i wziął je do ręki, a sowy pod jego dotykiem odleciały. Podał nam koperty. Wyciągnęłam najpierw pierwszą kartkę.
"Droga Panno Emily Evans
Mamy przyjemność poinformowania Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy też listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Z poważaniem
Minerva McGonagall
Zastępca dyrektora
Przeczytałam ten tekst parę razy nim dotarł do mnie sens napisanych słów. Wymieniłam zaniepokojone spojrzenie z moją siostrą. Teraz już nie miałam wątpliwości: ten facet to świr.
- To jakiś żart? - zapytałam najkulturalniej jak umiałam.
- Z pewnością nie - odparł i wyczarował dla mojej mamy szklankę z wodą. Zrobił to tak jakby było to całkowicie normalne. Rodzice pobladli jeszcze bardziej, a Lily wydała zduszony okrzyk. Ja natomiast siedziałam spokojnie ( co niezwykle mnie zaskoczyło ). Po prostu zaczął mi się udzielać wesoły nastrój przybysza.
- No cóż, wracając do waszego wyjazdu do Hogwartu, to żeby zakupić wszystkie potrzebne rzeczy, trzeba się udać na ulicę Pokątną. Przejście jest w sklepie "Dziurawy Kocioł". Wystarczy, że poprosicie barmana, by wam otworzył drogę. Możecie wziąść ze sobą zwierzę: sowę, kota lub ropuchę. Bilety na pociąg macie w kopertach. Jako, że jest to magiczna szkoła to tylko wy możecie dostać się na peron, bo pozostali nie pokonają niektórych barier - tłumaczył mężczyzna - Wszystkie inne potrzebne informacje znajdziecie w kopertach...
- Chwila - krzyknęłam, przerywając długi wywód dyrektora szkoły - Kim Pan w ogóle jest?
- Jestem Albus Dumbledore, dyrektor Hogwartu, tak jak ty i twoja siostra jestem czarodziejem. Nie powiesz mi chyba, że nigdy nie miałaś na to dowodów? - spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem. Nie mogłam zaprzeczyć. Często działy się u nas dziwne rzeczy, między innymi wysadzenie kotki sąsiadów.
- To skoro już wszystko wiecie to pozwólcie, że was opuszczę. Mam jeszcze wiele spraw do załatwienia - powiedział, a sekundę później już go nie było. Wszystko wiemy? Nie, nie wydaje mi się. Rodzice popatrzyli na mnie na mnie i Lily z niemałym szokiem. Moja bliźniaczka szybko wybiegła z domu, zostawiając mnie samą z mętlikiem w głowie. Tata spojrzał na mnie, jakby miały mi zaraz wyrosnąć skrzydła, a mama kiwnęła głową i pociągnęła ojca do ich sypialni. Tak więc, zostałam sama. Świetnie, naprawdę świetnie. Odechciało mi się jeść, dlatego wróciłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Rozważałam jak to teraz będzie. Zostaliśmy, bez naszej zgody, zapisane do magicznej szkoły i według tego staruszka w zabawnej czapce, byłyśmy czarodziejami. Co gorsza, zaczynałam mu wierzyć. Wszystkie wpadki w moim życiu nie były moją winą. Nie wiedziałam czy mam się cieszyć, złościć czy płakać.
Postanowiłam się przewietrzyć, więc tak jak Lily wyszłam z domu. Ruszyłam do lasu, ale taką drogą by nie spotkać nikogo. Szłam spokojnie i podziwiałam otoczenie. Las miał swój urok. Był taki tajemniczy i mroczny,dlatego nigdy nie zapędziłam się tu w nocy. Wtedy pojawiały się różne zwierzęta, z którymi nie chciałam mieć do czynienia. Byłam mocno zamyślona, więc nawet nie zauważyłam kiedy dotarłam do małego strumyczka. Nigdy nie doszłam dalej, bo o ile po tej stronie drzew nie było aż tak dużo i słońce wszędzie docierało, to za strumykiem było wręcz przeciwnie. Westchnęłam cicho i ruszyłam w drogę powrotną.
***********
I jak wam się podoba? Mam trochę części napisanych, więc jeżeli się uda to będą pojawiały się co tydzień. Co wy na to?
~Lily_Rose_Black
CZYTASZ
Panna Evans
Fanfiction" - Black! - krzyknęłam i uchyliłam się przed kolejnym zaklęciem. Maszerowałam groźnym krokiem w stronę Huncwotów z moją siostrą u boku." #5 lilyevans - 18.07.2021 #7 severussnape - 19.06.2021 #6 jamespotter - 21.07.2022