Panna Evans #3

290 9 3
                                    

Minęło zaledwie parę dni od wizyty Dumbledore'a, a ja już czuję że wszystko się zmieniło. Petunia do mnie się nie odzywa, a Lily zaczęła nazywać dziwadłem. Mimo, że brzmi to okropnie, to nie za bardzo się tym przejęłam. Byłam zbyt podekscytowana wyjazdem do Hogwartu, a ta cała magia była po prostu niezwykła. Najlepszy w tym wszystkim jednak był fakt, że Severus też dostał list i wruszymy na tą przygodę razem. Najpierw byłam trochę obrażona, że o niczym nam nie powiedział, skoro dostał list pierwszy. Później jednak zrozumiałam, że bardzo dobrze postąpił, bo pewnie nasza przyjaźń właśnie wtedy by się zakończyła. Na pewno uznałabym go za totalnego wariata, zupełnie jak Dumbledore'a. 

       Od naszych urodzin codziennie otwierałam list, aby upewnić się, że to na pewno nie sen lub moja wyobraźnia. Było to bardzo prawdopodobne, bo często śniły mi się dziwne rzeczy. Jeden z nich zapamiętałam wyjątkowo dokładnie.

      Byłam chyba w jakimś lesie, było ciemno, więc wywnioskowałam, że jest już noc. Usłyszałam hałas dobiegający z za krzaków i mocno się wystraszyłam. Przede mną pojawiło się dziwne stworzenie, przypominające człowieka. Tylko dwie rzeczy go wyróżniały. Otóż...nie miał nosa. Trochę dziwnie to brzmi, ale naprawdę tak było. Był strasznie blady i nawet zaczęłam się martwić czy nie jest ciężko chory. Szybko jednak odrzuciłam tą hipotezę, bo patrzył na mnie w taki przerażający, ludzki sposób. Dopiero wtedy popatrzyłam prosto w jego tęczówki. To była druga rzecz, która sprawiała, że nie przypominał człowieka. Było w nich tyle nienawiści, złości i irytacji, że nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. Teraz zaczął mi przypominać takie niegrzeczne, małe dziecko, które mimo swoich protestów, musiało zrobić coś na co nie miało ochoty. Tą myśl tak bardzo mnie rozbawiła, że śmiałam się mu prosto w twarz. Nie ruszył się, nic nie powiedział, tylko patrzył. Później zaś zaczął mi przypominać posąg złego czarnoksiężnika. Wszystko byłoby jak najbardziej w porządku, gdyby nie to, że wbrew mojej woli, wyobraziłam go sobie na przyjęciu urodzinowym dla dzieci, z czapeczką na głowie i z domalowanymi wąsami czarnym pisakiem. On jakby czytając mi w myślach powiedział cicho, ale tak bym usłyszała.

- Jeszcze będziesz tego żałować - i właśnie wtedy obudziłam się z wielkim uśmiechem na twarzy.

       Można by było nawet stwierdzić, że to był koszmar, ale wcale się tak nie czułam. Było to jak taka dziwna bajka na dobranoc, którą zawsze czytała nam mama. Moja reakcja była jeszcze bardziej zagmatwana, ale nie zawracałam sobie głowy dziwnymi domysłami.

       Do pokoju wpadła Lily w wspaniałym humorze. Nic zresztą dziwnego. Jako, że w nasze urodziny mieliśmy wszyscy pojechać do parku rozrywki, a przybycie Dumbledore'a odrobinę zmieniło nasze plany, to rodzice postanowili, że pojedziemy dzisiaj. To sprawiło, że czułam się jeszcze lepiej. 

- Chodź. Zaraz jedziemy - wyjaśniła moja bliźniaczka i w podskokach ruszyła do siebie. Zaśmiałam się radośnie i zeszłam po schodach do salonu, gdzie czekali rodzice. Odpowiednio się ubraliśmy, bo mimo, że na dworze świeciło słońce to śnieg nadal nie zniknął. Mogłoby się nawet wydawać, że to dziwne, że idziemy do parku rozrywki w zimie, ale był to jedyny taki park, który był otwarty przez cały czas. Na każde urodziny: moje, Lily, Petuni i nawet mamy i taty, do niego chodziliśmy. Stało się to naszą tradycją. Dodatkowo był całkiem niedaleko, a jego właścicielka, była  znajomą mamy z pracy, więc zawsze byliśmy tam mile widziani. 

       Nawet Petunia zeszła do nas choć stanęła dwa metry dalej. Wyszliśmy i w ciągu 10 minut byliśmy na miejscu. Dorośli podeszli do kasy, by zakupić bilety. My w tym czasie stanęliśmy w kolejce do koła młyńskiego. Po chwili rodzice doszli do nas i wręczyli nam niewielkie karteczki. Nie było dużo ludzi, więc nie musieliśmy długo czekać na naszą kolej. Z łatwością zapakowaliśmy się do jednego wagonika, bo były one naprawdę ogromne, choć zdarzało się, że w wagoniku stała tylko jedna osoba. Stanęliśmy tuż przy barierce podziwiając widoki, a Lily i Petunia odsunęły się odrobinkę. No tak, obie miały lęk wysokości. Ja nie miałam podobnego strachu. Uwielbiałam patrzeć z góry na świat, bo wtedy wszystko wydaje się lepsze. Problemy z jakimi mierzymy się na ziemi nagle znikają, pozostawiając nas w błogim spokoju. Zamknęłam oczy i westchnęłam głęboko. Dlaczego takie chwile nie trwają wiecznie? Rodzice zaczęli coś mówić, więc zorientowałam się, że czas już zejść. Po raz kolejny westchnęłam. I znowu stałam na ziemi. Mój humor odrobinę się pogorszył, ale widząc stoisko z watą cukrową na moją twarz z powrotem wkroczył uśmiech. Ścigając się z siostrami, biegiem ruszyłam w tamtą stronę, słysząc śmiejących się z nas rodziców. Tak minął nam cały dzień, a do domu wróciliśmy późnym wieczorem i niemal od razu zasnęliśmy.

*******
No dobra, ja wiem że ten rozdział nie jest najlepszy, ale i tak mam nadzieję, że choć w małym stopniu wam się podobał.
~Lily_Rose_Black

Panna Evans Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz