Panna Evans #9

211 9 3
                                    

Po wyjątkowo nie przyjemnej pobudce, ruszyłam do łazienki, by wykonać poranną rutynę. Lily i Marlena nie potrafiły przestać chichotać, co skwitowałam cichym warknięciem, przygotowując w głowie plan zemsty. Zamknęłam drzwi i chwyciłam do ręki szczoteczkę do zębów o nieco różowej barwie - oczywiście był to pomysł mojego taty, nałożyłam pastę i zaczęłam szorować zęby. Chwilę po ukończeniu podanego zajęcia, obmyłam twarz lodowatą wodą. Zawsze robiłam to by nieco się rozbudzić, ale dzisiaj nie było to konieczne, dlatego, że nie czułam się zaspana. Było to nie małym zaskoczeniem, zwłaszcza, iż wróciłam razem z Dorcas do dormitorium już o późnej godzinie. Lecz nie zawracałam tym sobie dłużej głowy, uznając, że to sprawa tego niezwykłego zamku.

- Emiii jeżeli zamierzasz spędzić tam następną godzinę, to rzeczywiście się spóźnimy - dobiegł do mnie głos zza drzwi, na co przewróciłam oczami. Przecież jestem tu zaledwie dwie minuty! Westchnęłam i w pośpiechu dokończyłam się przygotowywać. Dopiero dzisiaj się zorientowałam, zakładając szatę, że naszywka i krawat zmieniły swój kolor z czarnego na szkarłatny.

Wyszłam z łazienki, wpuszczając do niej moją bliźniaczkę. Naprawdę nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego nie mogły przygotować się wcześniej, pozwalając nam na odrobinę więcej snu. Oczywiście, Lily za bardzo panikowała, ponieważ zaledwie po dwudziestu minutach byłyśmy wszystkie gotowe.

Zeszłyśmy po schodach do Pokoju Wspólnego, a ja ze zdziwieniem stwierdziłam, iż nie było w nim zbyt dużej ilości uczniów. Zaczęłam się nawet martwić czy nie jesteśmy już spóźnione, ale następne słowa Dorcas znacznie mnie uspokoiły.

- Widzisz Lily, większość osób nadal śpi! Nie trzeba było tak wcześnie wstawać - stwierdziła oburzona.

- Trzeba było, jeżeli nie chciałaś spóźnić się na zajęcia - odpowiedziała jej moja bliźniaczka, kończąc tym samym tą krótką wymianę zdań. Opuściliśmy więc średniej wielkości pomieszczenie, wychodząc na korytarz. Skręciliśmy w prawą stronę, a ja z niemałym zaskoczeniem stwierdziłam, że wygląda on znacznie inaczej niż w nocy. Nie chodzi o sam fakt ilości docierającego światła, lecz o nastrój który wytwarza. Teraz był pogodny, można powiedzieć że taki normalny, lecz w nocy wydawał się tajemniczy, skrywający więcej zagadek niż komukolwiek się wydaje.

Wzruszyłam ramionami i podążyłam za współlokatorkami.

- Ktoś z was w ogóle pamięta jak dostać się do Wielkiej Sali? - zapytałam zaniepokojona.

Wcześniej nawet o tym nie pomyślałam, a naprawdę ostatnią rzeczą na jaką miałam ochotę, to poproszenie obrazów o pomoc. Jeszcze któryś by nas rozpoznał i trzeba by się było tłumaczyć przed moją siostrą, co takiego razem z Dorcas wyrabiałam w nocy.

- Z tego co pamiętam była gdzieś na dole, więc musimy zejść po schodach - odpowiedziała mi Marlena.

- Taa wspaniałe, ale gdyby ktoś jeszcze nie zauważył tych schodów jest mnóstwo, a do tego się ruszają! - powiedziałam ironicznie.

- Emily - zganiła mnie Lily. Nic jednak nie mogłam poradzić, zawsze gdy się stresuję lub denerwuję jestem wredna i sarkastyczna.

- Będziemy próbować. Możemy zacząć od tych schodów - odezwała się ponownie moja siostra i dłonią wskazała na koniec korytarza, obok którego mignęły mi marmurowe stopnie.

- Jasne, bo mamy aż tyle czasu by błądzić po tej szkole w poszukiwaniu drogi - tym razem odezwała się Dorcas.

- Widzicie?! Właśnie po to wstaliśmy wcześniej! - krzyknęła Lilka. - Po za tym możemy iść za tamtymi dziewczynami - stwierdziła wskazując czubkiem głowy dwie gryfonki, na oko o dwa lata od nas starsze, wesoło przemierzające korytarz. Nie chciałam już jej mówić, że nie mamy pojęcia gdzie dokładnie idą, bo skończyłoby się to kolejną sprzeczką.

Ruszyliśmy więc za nastolatkami, a już po paru minutach przekonałyśmy się, że był to dobry wybór. Dzięki nim pokonaliśmy schody, a właściwie ich dość sporą ilość, oraz z łatwością dotarłyśmy do ogromnych drewnianych drzwi. Z wielkim uśmiechem na twarzy przekroczyłam próg sali i zajęłam miejsce przy stole gryfonów. Najpierw wahałam się czy to napewno on, albowiem nie byłam do końca pewna gdzie wczoraj siedziałyśmy, ale po chwili zorientowałam się, że mam identyczny kolor krawatu jak uczniowie siedzący obok jednego ze stołów.

Usiadłam obok Marleny, a moja siostra razem z Dorą naprzeciwko nas. W ten sposób po mojej prawej stronie znajdował się stół nauczycielski, a po drugiej zasiadła czwórka wesołych chłopaków. Nie potrafiłam sobie jednak przypomnieć ich imion, wiem jedynie że również wczoraj zostali przydzieleni do Gryffindoru.

W tedy właśnie przypomniałam sobie o Severusie. Zrobiło mi się trochę głupio, że wczoraj nawet przez chwilę o nim nie pomyślałam. Byłam ciekawa czy znalazł jakiś przyjaciół, z kim dzieli dormitorium i czy podoba mu się w Hogwarcie. Te przemyślenia sprawiły, że skierowałam swoje spojrzenie na stół Slytherinu. Dość szybko odnalazłam tam Snape'a, dlatego że nie było aż tak wielu uczniów. Był blady, ale tylko trochę bardziej niż zwykle, założył już swoje szaty, a teraz odbierał od jakiegoś profesora niewielką karteczkę.

Po chwili zorientowałam się, że nie powinnam się tak na niego przez cały czas patrzeć, jeszcze ktoś odebrał by to inaczej niż w gruncie rzeczy było. Z powrotem więc skierowałam swoje spojrzenie na moje współlokatorki. Ze zdziwieniem zauważyłam, że jedzenie jakby samo pojawiło się na stole. Nałożyłam więc na talerz trzy tosty, a do kubka nalałam soku. Chwyciłam szklankę i upiłam łyk napoju, ale niemal od razu miałam ochotę go wypluć. Zapomniałam, że był to ten obrzydliwy sok dyniowy. Skrzywiłam się z niesmakiem i odsunęłam od siebie porcelanowe naczynie. Zaczęłam rozglądać się po stole w poszukiwaniu czegokolwiek innego. Na szczęście dostrzegłam szklany dzbanek, prawdopodobnie z herbatą. Westchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się lekko.

- Idę po herbatę - oznajmiłam współlokatorką i podniosłam się z ławki. Spokojnie ruszyłam po dzbanek, który niestety leżał po drugiej stronie długiego stołu. Podniosłam go, prawie wylewając na siebie całą jego zawartość. No ale skąd mogłam wiedzieć, że jest gorący?! Po uporaniu się z tym zaczęłam kierować się z powrotem. Jednak jeden z chłopców który siedział obok nas, również pierwszoroczniak, wystawił swoją nogę do tyłu, a ja prawie się przez ten ruch wywróciłam. Obrzuciłam winowajcę gniewnym spojrzeniem i z hukiem postawiłam szklane naczynie przed dziewczynami. Nie zdążyłam jednak odezwać się choćby słowem , bo podeszła do nas wysoka kobieta, którą wczoraj przedstawiła się jako Minerwa McGonagall.

- Witam dziewczęta - odezwała się z lekkim skinieniem głowy.

- Dzień dobry Pani profesor - odpowiedziałyśmy niemal równocześnie.

- Tutaj macie swój rozkład zajęć - odparła, podając każdej z nas niewielką karteczkę. Zerknelam na nią z ogromnym zdziwieniem. Niby wiedziałam, że w Hogwarcie będą inne przedmioty niż w mojej poprzedniej szkole, ale gdy zobaczyłam tyle nie zrozumiałych dla mnie słów, szczerze się przeraziłam.

- Dzisiaj zaczynamy od transmutacji - odezwała się Marlena, a ja dopiero teraz spostrzegłam, że McGonagall już dawno od nas odeszła.

- Podobno nie jest jakoś bardzo trudna - powiedziała Dorcas. - Zresztą dzisiaj pewnie i tak będzie tylko wprowadzenie do przedmiotu.

- Pewnie tak. Pośpieszmy się, trzeba jeszcze wrócić do dormitorium po książki - stwierdziłam i razem z dziewczynami w spokoju dokończyłam posiłek.

Panna Evans Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz