Następnego ranka kwadrans przed siódmą Draco wkroczył do swojego biura zdecydowanym krokiem. Ostatniej nocy fatalnie spał, dręczony przez wyrzuty sumienia, poczucie winy oraz fantazje o kutasie Harry'ego. Prawdę mówiąc, nie było to precyzyjne określenie. Wyrażenie „fantazje o Harrym" znacznie trafniej oddawało ich naturę. A już zwłaszcza, drogi Boże, o jego ustach. Wyjął aktówkę z kieszeni i powiększył ją zaklęciem, głównie dlatego, że miał olbrzymią chęć czymś rzucić, a ciśnięcie walizeczką o podłogę było teraz najłatwiej dostępną opcją.
Oparł się o framugę okna, wyglądając na zewnątrz, gdzie rozpościerał się raczej przeciętny widok na Canary Wharf*. Przeklinał się za to, że w ogóle nawiązał ponowną znajomość z Potterem. W końcu życie powinno mieć swój porządek, prawda? Czyż nie powinno być systematyczne, kontrolowane i przebiegać zgodnie z ułożonym wcześniej planem, zapięte na absolutnie ostatni guzik?
Jego myśli zakłóciło szczęknięcie zamka w drzwiach. Odwrócił się i stwierdził, że do pokoju weszła Patrycja, jego sekretarka, niosąc stosik pergaminów.
- Och! Przepraszam, panie Malfoy. Nie spodziewałam się tu pana przed siódmą. Przyniosę panu kawę.
- Co kazałem zapisać sobie na dzisiaj w terminarzu? - zapytał bezbarwnym tonem. W zasadzie nic go nie obchodziło, jakie obowiązki na niego czekały, był jednak na wskroś profesjonalistą i nie mógł pozwolić, by sprawy prywatne wzięły górę nad służbowymi.
- Śniadanie biznesowe u Gringotta o wpół do dziewiątej. Wczoraj późnym popołudniem przyszła sowa od Cuthberta Mockridge'a z zapytaniem dotyczącym rachunku bankowego środków na mistrzostwa świata w quidditchu. Zapowiedział, że również się tam zjawi - zameldowała pospiesznie.
No cudownie, pomyślał Draco, niezbyt zachwycony perspektywą porannego spotkania z bandą upośledzonych społecznie goblinów o kwaśnych minach oraz włażących im w tyłki czarodziejów.
Sekretarka skierowała się ku wyjściu, odłożywszy przedtem stos papierów na brzeg biurka.
- Patrycjo? - zawołał. Odwróciła się tak szybko, że jej krótkie, czarne, obcięte na pazia włosy zafalowały gwałtownie wokół nieładnej twarzy, wyrażającej służbową neutralność. - Chciałbym, żebyś załatwiła dla mnie parę sprawunków. - Skinęła głową i cierpliwie czekała na dokładniejsze instrukcje. Draco stoczył ze sobą szybką wewnętrzną walkę, zanim zabrał się za wyjaśnienia. - Potrzebuję koszuli. Musi pochodzić z mugolskiego sklepu o nazwie „Paul Smith". Pionowe prążki. Błękit, fiolet, zieleń. - Wyliczył kolory na odginanych palcach, krążąc wokół biurka. Szacując w myślach sylwetkę Harry'ego, dodał: - Kołnierzyk czterdzieści jeden. Możesz wziąć ją z półki, nie musi być szyta na miarę.
Odwrócił się do niej plecami i zbliżył się do okna. Merlinie, co za głupota! Nie mógł uwierzyć, że posłuchał impulsu, każącego mu to zrobić! Koszula w takim rozmiarze będzie na niego za duża, ale z całą pewnością na Harrym ułożyłaby się idealnie. Przyznaj się, przygadał sobie w duchu ironicznie. Po prostu chcesz nosić ją do łóżka. Jęknął głośno, sfrustrowany własnym zachowaniem. Nie znosił być tak słabym.
I co z tego, skoro i tak nie będzie pachniała twoim drogim Harrym?, rozległ się ponownie wstrętny głos w jego głowie. Poza tym, co on sobie pomyśli, jeśli to kiedyś odkryje? O Boże, taki scenariusz był zbyt straszny, by można go było w ogóle brać pod uwagę. Głos jednak nie ustępował. On cię wyśmieje. Pomyśli, że jesteś żałosny. Żenująco sentymentalny. Bo i jesteś.
- Proszę - odezwała się Patrycja cicho, wyrywając go z nieprzyjemnych rojeń. Lewitowany przez nią kubek kawy wylądował na blacie biurka wraz z gazetą. - Mam też porannego „Proroka". Zaznaczyłam w nim kilka artykułów, które uznałam za interesujące dla pana. Poza tym zarówno w części finansowej, jak i towarzyskiej są wzmianki o wczorajszej imprezie.
Patrycja była naprawdę warta swojej wagi w złocie. Oczywiście Draco nigdy jej tego nie powiedział, to chyba jasne. Zawsze jako pierwsza przeglądała zawartość prasy, zaznaczając artykuły poświęcone wydarzeniom zagranicznym mogącym wpłynąć na kursy walut i stan zadłużenia międzynarodowego, nie zapominała przy tym o wyróżnieniu tych spraw lokalnych, o których ktoś na jego stanowisku powinien mieć pojęcie.
Ulegając nagłemu impulsowi, Draco przywołał ją z powrotem.
- Chcę, żebyś załatwiła mi jeszcze coś innego w mugolskim Londynie. - Zatrzymała się, nie odrywając od niego wzroku. Wytrzymał jej spojrzenie. Ledwo i w napięciu, ale wytrzymał. Miał nadzieję, że dobrze to ukrył. - Dwie pary kajdanek - powiedział tonem niedopuszczającym żadnych dalszych pytań, choć na pewno wcale by mu ich nie zadała. Słowa, jakimi mógłby ją komuś opisać, zdecydowanie brzmiały „pilna" i „dyskretna". Kiwnęła tylko głową z miną niewyrażającą najmniejszego osądu, po czym zamknęła za sobą drzwi.
Odziedziczył Patrycję po swoim poprzedniku, który odszedł na emeryturę. Nie była powierniczką ani przyjaciółką, ale jej obecność działała na niego pokrzepiająco. Zachowywała się przewidywalnie. Wiedział, jak reagowała, potrafił jasno określić, co powiedziałaby w danej sytuacji. W przeciwieństwie do Harry'ego. Ten był o wiele bardziej nieobliczalny.
Draco stęknął, siadając na krześle. Sadowił się na nim bardzo ostrożnie, łajając się po cichu za być może odrobinę zbyt entuzjastyczną zabawę ostatniej nocy. Och. Nie, o żadnym „być może" mowy nie było. Gdy powziął wczoraj zamiar wypieprzenia samego siebie do nieprzytomności, nie miał tego na myśli dosłownie. Z drugiej strony jednak nie słynął nigdy z wyczucia, kiedy należy z czymś skończyć. Draco uwielbiał poddawać się przyjemnościom aż do przesady, co niewątpliwie wyjaśniało jego obsesję na punkcie gigantycznego penisa Harry'ego. Ale z całą pewnością nie tłumaczyło jego rosnącej fascynacji wszystkimi innymi rzeczami związanymi z Potterem, prawda?
Z podbródkiem opartym na dłoni uniósł kubek do ust i pociągnął łyk kawy, przymykając oczy. Przyrzekł sobie solennie, że ani przez chwilę nie będzie rozpamiętywał wczorajszej imprezy, ale w momencie, gdy je zamknął, ujrzał w wyobraźni zachwyconą minę pochylonego nad czekoladowym deserem Pottera i jego powieki, opadające z senną zmysłowością przy każdym przełkniętym kęsie. Nie wspominając już o stłumionych westchnieniach, od których wszystkie włoski na ciele Dracona stawały dęba. Nawet teraz.
Wiedział, że wszystko, co zarzucił mu Blaise, było prawdą, nie umiał się jednak zmusić do rozważenia metod popchnięcia związku z Potterem naprzód. Może po prostu byłoby lepiej, gdyby poprzestali na sporadycznym seksie. Tak, racja. I właśnie po to każesz kupować sobie tę koszulę, mruknął wewnętrzny głos. Draco zatoczył krąg barkami i rozciągnął mięśnie pleców, próbując rozluźnić krępujące je napięcie, ale gdy tylko skręcił się w talii i zacisnął pośladki, poczuł ciepłe, miłe podrażnienie głęboko w środku i na powrót pogrążył się we wspomnieniach tej części ubiegłej nocy, kiedy wrócił do domu.
Nawet zdenerwowany nie zapomniał o starannym rozwieszeniu garnituru i wyłożeniu go skrzatom do czyszczenia. W końcu nic nie usprawiedliwia niedbalstwa i bałaganiarstwa. Kilkoma ostrymi, pełnymi pogardy ruchami pozbył się bielizny, po czym poddał inspekcji nieuchronne „obrażenia" wywołane całym wieczorem spędzonym w stanie permanentnej, mniej lub bardziej intensywnej, erekcji. Czuł się lepki, brudny i zawstydzony, więc gdy wreszcie stanął pod gorącym prysznicem, jego ulga była olbrzymia.
Oparł czoło o ścianę, pozwalając strumieniom wody rozbryzgiwać się na napinającej się skórze między łopatkami, i przez dłuższą chwilę nie potrafił zmienić pozycji. Przez cały czas zadręczała go myśl o tym, jak bardzo nie docenił Harry'ego i to dosłownie pod każdym względem. Nie docenił też, jak się okazało, mocy własnego zauroczenia, a teraz złościł się na siebie samego za to, że tak łatwo dał się wciągnąć w prowadzoną przez Pottera grę.
Nic dziwnego, że gdy stał tak pod prysznicem z jedną ręką przyciśniętą do ściany i stopami rozstawionymi na tyle, by dać swobodę dłoni poruszającej się między udami, jego myśli od razu powróciły do Pottera. A kiedy to się stało, nastąpiła kolejna oczywistość. Otworzył oczy i spojrzał na spiskującą przeciwko niemu erekcję, wydając jęk gorzkiego rozczarowania. Dlaczego nie poszedł za Harrym do jego mieszkania? Co, do diabła, robił tutaj sam w domu ze sterczącym kutasem, nie tylko proszącym o uwagę, ale wręcz jej żądającym? Draco pospiesznie dokończył kąpiel, kompletnie pozbawiony siły woli, by ograniczyć ruchy namydlonej dłoni na twardym penisie do kilku niezbędnych do umycia się, a urywany, gorący oddech ostrzegł go, że jest niebezpiecznie bliski spełnienia.
Gdy woda zmyła w końcu całą śliską pianę, Draco złapał ręcznik i podążył w stronę łóżka, a raczej wysokiej komody stojącej obok niego. W dolnej szufladzie przechowywał swoje zabawki wraz z innymi rzeczami, których ani matka, ani skrzaty nie powinny oglądać. Czar blokujący szufladę był skomplikowany. Draco zdobył go za niemałą sumę dzięki kontaktom w dziale ochrony Banku Gringotta, ale że zapewniał mu on spokój myśli w obliczu nieustannego, ciekawskiego węszenia Narcyzy, wart był, jego zdaniem, nawet dwa razy więcej.
Zdejmowanie nałożonej blokady potrwało dobre pół minuty. Draco bezwiednie wprawił się w stan niemal bolesnego podniecenia, czekając na dostęp do wszystkich cudownych możliwości ukrytych we wnętrzu komody.
Szuflada zajaśniała blaskiem, gdy czar puścił. Wysunął ją, spoglądając na zawartość z coraz płytszym i lekkim jak motyle skrzydła oddechem. Uwielbiał wodzić dłonią po swoich skarbach, czując na przemian gładkość, giętkość, twardość, kolczastość, jedwabistość i elastyczność różnych faktur, zanim czubki jego palców otarły się o rzecz pożądaną najbardziej ze wszystkich. Nie, nie najbardziej - ta nie znajdowała się niestety w jego posiadaniu. Musiał więc zadowolić się dostępną alternatywą.
Dildo, które Draco wydobył z szuflady, było największym w jego zbiorze. Przekładając je do drugiej ręki z przypominającym klaśnięcie odgłosem, uśmiechnął się smutno na wspomnienie podekscytowania, jakie czuł przy jego zakupie. Odkrycie tego klejnotu w holenderskim odpowiedniku Alei Pokątnej było jak wszystkie Gwiazdki i urodziny naraz. Do tej pory pamiętał swój orgazm podczas pierwszej zabawy z nim w roli głównej. Dildo wyglądało przepięknie i estetycznie, kryształowo przejrzyste, ukształtowane niczym prawdziwy członek, ale o proporcjach większych od wszystkiego, co jeszcze do niedawna Draco widział na oczy.
Obrócił je między zgiętymi palcami, macając realistyczne kontury odlane w gumowy kształt, przypominając sobie, jak właśnie te naturalistyczne niedoskonałości potęgowały rozkosz wciągania zabawki między silne, żarłoczne mięśnie. Klęcząc nad otwartą szufladą, Draco czuł, jak jego wnętrzności rozpływają się z gorąca w oczekiwaniu na przyjemność. Tęsknie obrabiał dildo palcami, a spomiędzy jego leciutko rozwartych warg uleciało ciche westchnienie.
Jak on kochał to dildo! Długo było największą rzeczą, jaką kiedykolwiek w sobie miał. Teraz jednak pojawił się Harry, psując wszystko. Jedną namiętną nocą ustawił poprzeczkę tak wysoko, że Draco już nigdy nie poczuje tego samego dreszczu podniecenia, wpychając zabawkę do swojego ciała. Gdyby nie był teraz aż tak zdesperowany, poddałby się narastającej depresji i zakończył wieczór bez dildo. Ale w tej sytuacji to nie wchodziło w rachubę.
Wydostawszy z szuflady buteleczkę swojego ulubionego olejku, Draco zaniósł cały zbiór rozrywek na dzisiejszy wieczór do łóżka, rzucił ręcznik na podłogę i, już nagi, ułożył się na kołdrze.
Kochał masaże. Wyobraził sobie dotyk mocnych rąk Harry'ego, badających jego ciało, gotów założyć się o połowę swojej fortuny, że masaż w ich wykonaniu byłby niczym siódme niebo. Otworzył buteleczkę i wylał z niej w zagłębienie brzucha kałużę przejrzystego olejku, udając z zamkniętymi oczami, że to Potter przechyla wysoko uniesioną flaszeczkę i wypuszcza z niej kroplę po kropli, lądujące tłustymi łezkami na reszcie tułowia Dracona, a przy odrobinie szczęścia również na czubku penisa. Wyobraził sobie nawet wibrujący chęcią podrażnienia się cichy śmiech Pottera, reagującego tak na jego mimowolne, gorączkowe skurcze. Odstawił na chwilę buteleczkę, zanurzył opuszki palców w śliskiej cieczy i powiódł nimi w górę. Rysował wzory na klatce piersiowej, zataczał kręgi wokół i tak już twardych sutków i ściskał je ostro między kciukiem a palcem wskazującym. Zasyczał głośno, błagając o więcej równie szorstkiego traktowania i miażdżył silnie brodawki czubkami palców, dopóki nie zaczęły ślizgać się od lśniącej warstwy olejku, wymykając mu się z uchwytu, gdy próbował ciągnąć je w górę i skręcać bezlitośnie. Wygiął plecy w łuk i pomyślał o zębach Harry'ego przygryzających jedną z brodawek, zagłębiających się w delikatnej skórze tak mocno, by pozostawić na niej krwawe ślady. Wczuwając się we własną fantazję, zacisnął zęby na dolnej wardze i przesunął ją między nimi tak intensywnie, że nawet teraz - tu, w biurze - pochłonięty przez podniecające wspomnienia, nadal czuł piętno tego dotyku, gdy przytykał do ust brzeg kubka z kawą.
Biodra Dracona szarpnęły się raptownie, a nogi rozsunęły, gdy tylko pomyślał o pochylonym nad nim Potterze, wciskającym go w materac, zanurzającym ostre zęby w jego napiętej skórze na tyle mocno, by zranić go do krwi. Mmm, tak. To byłoby wspaniałe. Wspaniale byłoby poczuć smak własnej krwi za pośrednictwem języka Pottera, gdy ten go wreszcie pocałuje. Od tej myśli Draco stwardniał jeszcze bardziej - zarówno wczoraj wieczorem, jak i w tym momencie, siedząc przy biurku.
Jedna z jego rąk powędrowała w dół nagiego ciała, pokrywając je olejkiem, aż dotarła do witanej czułą pieszczotą erekcji. Czułą, ale delikatną, bo jeden dotyk wystarczył, by Draco zaczął dyszeć z gorącego pragnienia wyczekiwanej penetracji. Leżąc, zacisnął mięśnie w swoim wnętrzu w oczekiwaniu na więcej, przywołał obraz nagiego Harry'ego i wilczego błysku w jego oczach, po czym zaczął szykować się do wprowadzenia zabawki do środka. A potem pomyślał o pełnym uwielbienia wzroku Pottera, gdy zanurzał się już w Draconie aż do końca, z niedowierzaniem wypisanym na twarzy, wsłuchany w jego jęki rozkoszy.
Prowadząc śliski palec po woreczkach jąder, Draco przesunął się po ich jędrnej krągłości ku lekko rozsuniętym pośladkom i zagłębił czubek palca w swoim ciele natychmiast, gdy tylko wymacał zwarte ciasno mięśnie wejścia. Niemal od razu obezwładniło go przyjemnie ciężkie wrażenie spokoju i robienia czegoś właściwego, mile i z ulgą witanego przez nadwerężone libido.
Plecy Dracona siedzącego na biurowym krześle wyprężyły się na wspomnienie palca wślizgującego się do domu. Kawa w trzymanym w ręce kubku zafalowała niebezpiecznie, nie chciał jednak odstawić naczynia, bo bijące od niego ciepło niosło zbyt dużą pociechę. Westchnął i na powrót pogrążył się w myślach o wczoraj.
Nie minęło wiele czasu, gdy ogarnęła go potrzeba poczucia w sobie dwóch, a potem trzech palców. Trzy zawsze były większym wyzwaniem, niż mu się wydawało. Ciasne mięśnie jego wnętrza opierające się tak skromnej inwazji przyprawiały go o frustrację. Nigdy nie dał rady wsunąć ręki głęboko bez skręcania się w niewygodną pozycję. Ale i tak nie odgrywało to żadnej roli, bo gdy tylko jego odbyt rozluźnił się na tyle, by móc przyjąć dildo, palce traciły jakiekolwiek znaczenie. Wycofawszy rękę, przez kilka długich sekund pompował pulsującą erekcję, czując w pachwinach tętno bicia serca. Spojrzał w dół i wspomniał widok penisa Pottera znikającego w jego wnętrzu, ulegając oszałamiającej intensywności, z jaką Harry zagłębiał się raz po raz w skrytą przed wzrokiem część jego ciała. Bardziej niż wszystko inne ciekawiło go to, jak wyglądałby, leżąc rozciągnięty na łóżku twarzą w dół, podczas gdy Potter posuwałby go rytmicznie. Chciał obserwować jego wielki członek wdzierający się do środka, chciał widzieć każdy niewiarygodny centymetr torujący sobie drogę w głąb ciała i korzystający z dziury, jakby należała wyłącznie do niego. Gdyby tylko mógł się temu przyjrzeć, zobaczyć siebie samego, rozsypującego się pod brutalnie czułym dotykiem Harry'ego.
Starannie natarł dildo olejkiem, rozprowadzając wilgotną warstwę po całej krystalicznej powierzchni, a potem przytknął czubek do wejścia i pchnął.
Gdy zabawka wśliznęła się do wnętrza, wstrzymywany oddech uleciał z niego w długim, powolnym westchnieniu zadowolenia. Czuł, jak mięśnie całego ciała odprężają się, zapraszając twardego gościa do wkroczenia dalej. Wprowadził go głębiej, nie mogąc przestać koncentrować się na tym, jak ciasny kanał otwiera się na penetrację. Uwielbiał moment, w którym puls trzepotał się w gardle, a pierś oblewała rumieńcem w miarę jak rosło jego gorące pragnienie, by dostać więcej.
Początkowo poruszał się powoli, odnajdując wrażliwą wiązkę zakończeń nerwowych położoną zaledwie odrobinę głębiej i pocierając ją powierzchnią gumowego trzonu. Każdy posuwisty kontakt kwitował jęknięciem, czując, jak biodra odpowiadają płynnym, tanecznym rytmem w niemym błaganiu o Harry'ego. O Boże. Harry. Pochwycił mocniej rdzeń dildo i wcisnął je głębiej. Głębiej na tyle, że pięść uderzyła o pośladki - zabawka w całości zniknęła w jego wnętrzu. Nie sięgnęła jednak tak daleko jak Potter, przynajmniej nie pod względem mierzonym w centymetrach.
By nadrobić braki w długości, operował energicznie tam i z powrotem z coraz mniejszą ostrożnością, zadając gwałt swemu ciału w próbie doścignięcia tego, jak byłoby mu z Harrym. W odpowiedzi na ostre, niewyszukane pchnięcia mięśnie nóg wpadły w drgawki, przedramię ocierało się mocno o podbrzusze, gdy pracująca między udami ręka raz po raz napierała na dziurę w szalonym zapamiętaniu.
Okrzyki Dracona zaczęły się załamywać i urywać pod wpływem brutalnych, szarpiących ruchów. Biodra uniosły się ponad materac tak wysoko, że plecy wraz z pośladkami aż krzyczały o litość. Nic jednak nie mogło go powstrzymać - skoncentrowany na wyimaginowanym akcie z Potterem miał wrażenie, że całe jego ciało powoli się rozpływa. Pieprząc sam siebie, nie słyszał prawie przypominających wilgotne mlaśnięcia odgłosów, bo zagłuszały je jęki i stęknięcia, które wydawał wraz z każdym oddechem. Zaciśnięte mocno w skupieniu oczy zwróciły się do wewnątrz. Wyłapywał najdrobniejszą cząsteczkę rozkoszy uderzającą w jego ciało, przenikającą do każdej komórki nerwowej. Teraz mógł już tylko wciskać dildo jeszcze mocniej i mocniej, dopóki pierwsza fala nadciągającej eksplozji nie nabrzmiała w jego brzuchu, wybuchając niczym kula ognia.
Jego tors był już mokry od olejku i kleistej mazi skapującej mu z penisa, całe ramię również zdążyło się pokryć tą mieszanką, przy każdym posuwistym ruchu dłoni ostro gwałcącej tyłek rozcierając ten swoisty nawilżacz na zupełnie zapomnianej erekcji. O Merlinie, ależ był blisko! Za każdym razem, gdy wilgotny czubek kutasa ocierał się o przedramię, myślał, że to koniec.
Zdołał wreszcie popatrzeć w dół, spazmatycznie łapiąc powietrze, cały zadyszany i lśniący od potu, by przyjrzeć się wariacko szybkiej pracy ręki. Uderzający jak taran między jego nogi, Potter jak żywy stanął mu przed oczami. I to przeważyło.
- HARRY! - krzyknął, strzelając pierwszą strugą spermy, ochlapującą mu pierś. Jego nacierające na odbyt ramię osłabło, podczas gdy z całych sił rozciągał w czasie skurcze kolejnych eksplozji, próbując stłumić ich oślepiającą intensywnością wstyd dzisiejszego wieczoru.
Wyczerpany, opadł na plecy, chwytając otwartymi ustami powietrze, a jego penis drżał w ostatnich podrygach rozkoszy, by wreszcie znieruchomieć na brzuchu. Opuścił dłoń zaciśniętą na dildo i odpoczywał, rozrzuciwszy nogi i ramiona, z każdym oddechem coraz głębiej zapadając się w miękkość materaca, regenerując siły po tak wyczerpującym ataku na samego siebie.
Draco, siedzący w biurze i dzierżący kubek z kawą w roztrzęsionej ręce, żałował właśnie, że nie posłuchał rano zwykłej potrzeby i odmówił sobie codziennej porannej masturbacji. Musiał się jednak jakoś ukarać. Teraz, niestety, asceza nie wchodziła w rachubę. Należało jakoś poradzić sobie z dręczącą erekcją, inaczej nie będzie w stanie skupić się na niczym.
Wystygła kawa chlapnęła na blat biurka, gdy z rozmachem odstawił kubek, by niezgrabnie wyplątać z fałd ubrania wyprężony członek. Boże, co za ulga. Głaskał się ruchami, których pewność działała pocieszająco w tym trudnym czasie. Próbował nie robić hałasu, choć w zasadzie nie było to konieczne dzięki chroniącemu biuro, stałemu zaklęciu wyciszającemu. Niemniej sytuacja naruszała jego tabu. Nie zwykł mieszać spraw służbowych z osobistymi, a poddanie się nagłej potrzebie masturbacji w nadzwyczaj spektakularny sposób łamało narzucone samemu sobie zasady.
Pieścił się w pośpiechu, potrzebując słodkiego odprężenia po orgazmie bardziej niż samego szczytowania. Jednak gdy już doszedł we własnej pięści, było to tak samo wspaniałe i elektryzujące jak zawsze i przez dłuższą chwilę pławił się we wspomnieniach Harry'ego, zlizującego ze swojej dłoni pozostałości podobnej, choć o wiele bardziej satysfakcjonującej czynności.
Draco wyczyścił się szybko i poprawił odzież na wypadek, gdyby Patrycja niespodziewanie wmaszerowała do środka. Następnie opadł wygodnie na oparcie krzesła, zamknął oczy i może nawet drzemał przez moment, dopóki wyrzuty sumienia nie nakazały mu wrócić do pracy.
Pobieżnie przejrzał piętrzące się na biurku pergaminy, skupiając się na zadaniach dnia. Gobliny były trudnymi partnerami w interesach nawet w najbardziej sprzyjających okolicznościach. Każda wizyta u Gringotta wymagała solidnego przygotowania, ale Draco, doskonale obeznany z ich metodami, wierzył we własne siły i wiedział, że potrafi postępować z nimi w bardzo skuteczny sposób.
Aportował się do recepcji banku, skąd zaprowadzono go do pokoju narad, którego stół był już zastawiony do śniadania. Przez parę minut witał się z innymi uczestnikami spotkania, po czym wybrał sobie miejsce i skinął ręką, dając znak, by nalano mu herbaty.
Unosił właśnie do ust filiżankę, kiedy do pomieszczenia wpadł Cuthbert Mockridge, jak zwykle denerwująco żwawy i rześki. Draco ukrył swoją irytację, gdy Mockridge odsunął sąsiednie krzesło, opadając na nie z hałasem i wymachując przed sobą „Prorokiem Codziennym" niczym różdżką.
- Muszę powiedzieć, Malfoy, że mnie zaskoczyłeś! - zagrzmiał.
Draco zmarszczył czoło. Odwrócił się do Mockridge'a, spoglądając na niego z chłodnym spokojem.
- To znaczy? - Uniesieniem brwi zaakcentował prostotę zapytania.
- No, no, mój drogi. Ty i Potter oczywiście! W całym „Proroku" pełno tej historii! - Żołądek Dracona osunął się między kolana. Przywołał na twarz wyraz kamiennej wyższości, ostrzegając wzrokiem rozochoconego rozmówcę przed rozwijaniem tematu. Groźba była najwyraźniej zbyt subtelna, ponieważ nie została zauważona. - Tutaj! Patrz! - wykrzyknął Mockridge i niecierpliwym szarpnięciem otworzył gazetę, wskazując palcem na zajmujące pół strony, zrobione na wczorajszej imprezie zdjęcie z Draconem i Harrym w roli głównej, wystrojonymi w markowe garnitury z identycznie ozdobionymi butonierkami.
Pokój otaczający Dracona zniknął, a on sam skamieniał po jednym jedynym rzucie oka na fotografię. Potter wyglądał, no cóż... olśniewająco, ale tym, co uderzyło Draco najbardziej, była jego własna podobizna, na widok której cała krew odpłynęła mu z ciała, pozostawiając w nim dreszcze, wilgotny chłód oraz pustkę.
Fotograf musiał uchwycić ich znienacka, pogrążonych w wesołej rozmowie, przypuszczalnie zaraz po kolacji. Patrzyli na siebie, z ożywieniem wymieniając zdania i przesuwając sobie wzajemnie palcem po rękawie, kiedy chcieli podkreślić wagę jakiejś szczególnej, omawianej właśnie treści. Zdjęcie powtarzało tę scenkę raz po raz: co dziesięć sekund powracały te same pieszczoty, te same uśmiechy.
Jednak to nie uśmiechy wytrąciły Dracona z równowagi, ale wyraz niezaprzeczalnej, totalnej i absolutnie ewidentnej adoracji, wyryty w każdej linii jego twarzy. Oczywistej i jasnej jak słońce. Cały czytający gazety świat czarodziejski wiedział, że Draco Malfoy zakochał się w Harrym Potterze, i to na podstawie jednego obrazka. Do kurwy nędzy, zamorduje tego cholernego fotografa. Będzie tylko musiał znaleźć kilka znacznie boleśniejszych metod niż Avada Kedavra. Sama śmierć nie wystarczy, by godziwie ukarać sprawcę tego... tego gwałtu.
Draco jeszcze nigdy nie czuł się tak nagi, pozbawiony skorupy i łatwy do zranienia. Ile by nie patrzył na zdjęcie, nie potrafił zinterpretować uwiecznionych na nim gestów inaczej niż „Jesteś centrum całego mojego wszechświata i chcę, niegodny, wielbić cię każdym swoim tchnieniem". Upokorzenie ubiegłego wieczoru zostało niniejszym dopełnione. Wszyscy poznali jego słabość, co oznaczało, że nigdy już nie będzie mu wolno jej ulec. Zaparł się, że musi udowodnić wszem i wobec, iż jest silniejszy, że stoi ponad tym. Nie potrzebuje nikogo ani niczego, by nadać sens swojemu istnieniu. On im jeszcze pokaże!
Pozbierał się nieco, wracając do rzeczywistości i stwierdzając, że kilka zebranych w pokoju osób kieruje pod jego adresem pytania, których treść, co zrozumiał z przerażeniem, w ogóle do niego nie docierała. Głosy były tylko jednostajnymi, brzęczącymi dźwiękami przypominającymi zaburzenie słuchu. Miał wrażenie, że od ich echa mózg zagotuje mu się we wnętrzu czaszki. Trząsł się tak bardzo, że nie odważył się unieść ręki w obawie, że jej dygot będzie doskonale widoczny dla wszystkich. Musiał wziąć się w garść! Tak dalej być nie mogło. Straci wiarygodność zawodową, jeśli zaraz nie zdusi tego w zarodku.
- Opóźniasz początek zebrania, Mockridge - rozległ się donośny, zgryźliwy głos. Draco zerknął w stronę mówiącego i z ulgą rozpoznał w nim Galara, goblina zarządzającego Bankiem Gringotta. Mężczyzna stał na krześle i piorunował rozgadaną grupkę spojrzeniem. Draco jeszcze nigdy nie kochał społecznych niedociągnięć goblinów tak bardzo jak w tej chwili. W ułamku sekundy zapadła cisza i oczy wszystkich odwróciły się od jego udręczonej twarzy do prowadzącego spotkanie mówcy, który właśnie gestem przywoływał ich do porządku, by zaraz potem rozpocząć naradę.
Otulony bezpiecznym tematem pracy, Draco odepchnął zmartwienia na bok i skupił się na tym, co było dziś do zrobienia.
CZYTASZ
BIG DICK, COME QUICK
FanfictionNie moje, ja tylko udostępniam link: http://drarry.pl/forum/viewtopic.php?f=8&t=509