Rozdział piętnasty (B)

1.2K 53 2
                                    

Mieszkanie wypełniło się zapachem świeżo upieczonych ciastek. Draco uśmiechnął się pod nosem. Perspektywa pocieszenia się łakociami nie była jedyną rzeczą, która ściągnęła go z łóżka, ale nie mógł zignorować napływającej do ust śliny. Wszedł do salonu dokładnie w tej samej chwili, w której Harry opuścił kuchnię, w jednej ręce trzymając wielki talerz wypieków, a w drugiej tacę zastawioną kubkami, cukiernicą, dzbanuszkiem ze śmietanką i „porządną" kawą w zaparzaczu z tłokiem. Draco pomyślał, że musi być w niebie.
— Pachnie bosko — westchnął i, wypróbowując grunt, obdarzył Pottera ostrożnym uśmiechem.
— Chodź i jedz, póki ciepłe. — Harry oddał uśmiech i postawił talerz na środku kanapy, a tacę na podłodze obok. Draco usiadł w jednym rogu kanapy, Potter wybrał drugi.
Podczas gdy Harry rozlewał kawę do filiżanek i doprawiał ją śmietanką i cukrem, Draco poczęstował się ciasteczkiem, rozpływając się z rozkoszy, gdy tylko korzenny smak imbiru rozszedł się na jego języku.
— Boże, Harry. To najbardziej niesamowita rzecz, jaką w życiu jadłem — wymruczał szczerze, po czym opadł na poduszki, zamykając oczy i z przyjemnością koncentrując się na tym, co miał w ustach.
Potter zaśmiał się ciepło i postawił kubek na kolanie Dracona, skłaniając go tym samym do uniesienia powiek. Patrzyli na siebie tak, jakby nic złego między nimi nie zaszło.
— Miałeś rację — odezwał się w końcu Harry i uniósł rękę, by uciszyć natychmiastowy protest Dracona. — Strasznie cię przepraszam. Chyba po prostu pogarszam i tak już trudną sytuację. Merlin jeden wie, jak sobie damy radę z tymi sprawami, co do których nie będziemy ani trochę zgodni!
— Chcę wziąć ślub — wtrącił Draco pospiesznie w obawie, że Harry znów go zagada, a on kolejny raz nie będzie w stanie dodać czegoś od siebie. — Chcę, żeby prawo się zmieniło i jest mi wszystko jedno, jakim sposobem.
Oblicze Harry'ego pojaśniało, promieniejąc szczęściem. Draco odstawił kubek na podłogę i usunął z drogi talerz z ciastkami, a potem przemieścił się w stronę Pottera i zaczął mu się wdrapywać na kolana. Harry wybuchnął śmiechem i przycisnął twarz do jego ramienia, biorąc go w objęcia tak mocno, że omal nie zatrzeszczały im żebra.
— Zróbmy to — wyszeptał i przeczesał palcami włosy Dracona. — Im wcześniej, tym lepiej.
Draco odsunął się odrobinę. Przez moment patrzył Potterowi w oczy. Ich zieleń przysłoniła mu resztę świata.
— Nigdy mnie nie opuszczaj — szepnął, na co Harry zmarszczył brwi.
— Nie mam zamiaru — odparł i pochylił się po pocałunek. Obaj jęknęli, gdy ich usta się spotkały, słodkie nie tylko od smaku ciastek. Czas stracił znaczenie wobec wagi chwili i Draco wiedział, że będzie ją pamiętał bardzo, bardzo długo.
— Podoba mi się brzmienie Harry Malfoy — powiedział, odgarniając kosmyk włosów z twarzy ukochanego.
— Mhm — zgodził się Harry. — Muszę przyznać, że lepiej niż Draco Potter.
— Jeżeli przyjmiesz moje nazwisko, wszyscy pomyślą, że jesteś moją żoną — ostrzegł Draco.
Harry roześmiał się donośnie i zdecydowanym ruchem wsunął dłonie pod jego sweter, pieszcząc mu plecy.
— No cóż, skoro przeważnie to ja gotuję i zajmuję się domem... — skomentował z niezmąconym spokojem.
— ...co prowadzi nas prosto do następnej kwestii niepodlegającej dyskusji — wpadł mu w słowo Draco i przysunął się bliżej, odbierając mu po drodze kawę i ciasteczko, by bez przeszkód przytulić się do jego piersi. — Będziesz musiał nauczyć się, jak postępować ze skrzatami, Harry — stwierdził stanowczo, dając do zrozumienia, że wszelkie kłótnie na ten temat nie mają sensu. — Nie możesz jednocześnie pracować i prowadzić domu tak dużego jak nasza rezydencja. Poza tym Pippina, Saffy i Ruby będą kręcić swoimi przydługimi nochalami tak mocno, że aż je sobie zwichną, gdy tylko zaczniesz mieszać się do ich obowiązków.
— Ale Zgredek...
— Zgredek nie ma tu nic do rzeczy! — znów przerwał Draco i ułożył głowę na ramieniu Harry'ego tak, by mogli na siebie spojrzeć. — Dobrze wiesz, że nie jest taki jak inne skrzaty, nie próbuj więc udawać głupiego, Harry Jamesie Potterze.
— Hej. To do mnie przemówiło! — zachichotał Potter, a po chwili westchnął głośno i mocno Dracona uścisnął. — Dobrze. Zgoda co do skrzatów domowych.
— Mówiłem poważnie, Harry — podkreślił Draco. — Będziesz musiał zrezygnować przynajmniej z części gotowania i, na litość boską, nawet niech ci do głowy nie przyjdzie płacić im pensji albo udzielać urlopów, jasne?
— Jasne, jasne... — wymamrotał Potter tonem osoby pokonanej.
— A niech mnie, chyba podoba mi się ta rozmowa — zażartował Draco. — Jak na razie, wszystko idzie po mojej myśli.
— Dobra, to może zmienić się w każdej chwili — zaśmiał się Harry. — Mam parę spraw, które chciałem z tobą omówić. Wydaje mi się jednak, że są z gatunku tych podlegających dyskusji.
— Ach — mruknął Draco, czując lekką obawę, ale znacznie mniejszą niż ta, której doświadczył wcześniej. Po uprzednim starciu atmosfera była teraz nieco oczyszczona i żaden problem nie wydawał się być przeszkodą nie do pokonania. — Zamierzasz napomknąć o nauczaniu eliksirów w Hogwarcie i robieniu dzieci?
Harry zamilkł kompletnie. Draco poczuł krótkie ukłucie niepokoju.
— Wiedziałeś, co chcę powiedzieć? — wyszeptał Potter z zaskoczeniem.
— Masz na myśli wolne miejsce nauczyciela obrony przed czarną magią? Albo twoje wrodzone instynkty rodzicielskie? — zapytał Draco, nagle zupełnie nieprzejęty tym, dokąd może zawieść ich ta rozmowa.
— No tak... — zająknął się Harry i wciągnął głęboko powietrze, próbując odzyskać spokój. — Wydawało mi się, że zauważyłeś, że chciałbym mieć dzieci, ale nie miałem pojęcia, że wiedziałeś o propozycji Minerwy. Powiedziała ci o tym?
Biedny Harry. Cały aż się trząsł ze zdenerwowania! To dziwne, ale im wyraźniejsza była jego trema, tym spokojniejszy stawał się Draco. Pewnie działał tu jakiś dziwny rodzaj odruchu opiekuńczego, pomyślał.
— Prawdę mówiąc, Severus zasugerował, że jesteś stworzony do tego zadania — odparł i obrócił głowę, patrząc na bardzo zdziwioną twarz Pottera. — Zapytałem go, dlaczego sam nie objął tego stanowiska. Odpowiedział, że jest podpisane twoim nazwiskiem. — Draco wzruszył ramionami, widząc, że właśnie poinformował Pottera o czymś, z czego ten nie zdawał sobie sprawy.
— Cholera! — wykrzyknął Harry i ostro przesunął ręką po włosach. — Cholera. — Jego spojrzenie przyćmiła niepewność i Draco powiódł grzbietem palców po jego policzku w geście wsparcia i pocieszenia.
— Nie mogę sobie wyobrazić, że ktokolwiek inny będzie uczył dzieci obrony przed czarną magią, Harry — oznajmił mu z absolutną szczerością. — Jesteś w tym doskonały.
— Tak myślisz? — spytał Potter, najwyraźniej nieprzekonany co do własnych umiejętności. Draco energicznie przytaknął i uśmiechnął się radośnie. — Przysięgam, że ani razu nie pomyślałem o nauczaniu od tamtego spotkania w szkole w drugi dzień świąt — zapewnił Harry tak gorąco, jakby błagał, żeby Draco mu uwierzył. — Ale wtedy, w nowej wieży... To miejsce miało w sobie coś takiego... Nie jestem w stanie dokładnie powiedzieć, ale czułem się tam dobrze. Mogłem wyobrazić sobie, jak stoję przed klasą i opowiadam podekscytowanym dzieciom wszystko o boginach i druzgotkach i pomagam im w przywoływaniu pierwszego patronusa.
Harry pogrążył się w błogich rozmyślaniach. Draco zrozumiał, że jego ukochany znajdzie kiedyś sposób, by zamienić swoje marzenia w rzeczywistość. Możliwe nawet, że Harry i Severus zakopią topór wojenny, jeśli połączy ich codzienna bliska współpraca.
— Powinieneś przyjąć tę propozycję — odezwał się. — Jest dla ciebie idealna.
— W takim razie to zrobię — odpowiedział Harry, a całe jego zdenerwowanie rozpłynęło się bez śladu, zastąpione cichą, pogodną pewnością siebie. Dlatego też Draco nie mógł być bardziej zaskoczony, gdy moment później usłyszał: — Ale jeszcze nie teraz.
— Co masz na myśli? — zapytał, usiłując domyślić się sensu jego słów.
Harry ujął go za obie ręce i pocałował lekko tuż za uchem.
— Chcę tej pracy, Draco, ale najpierw chcę zaznać życia z tobą. To mój priorytet. Jeżeli nie masz nic przeciwko temu, powiem Minerwie, że nie zamierzam przyjąć jej oferty w najbliższym czasie. Może za jakieś dziesięć, piętnaście lat — wzruszył ramionami. — Przypuszczalnie nawet jeszcze później. Nie jestem pewien.
— To nie moja decyzja, Harry — zaoponował Draco. — Wydaje mi się jednak, że to bardzo długi czas jak na realizację czegoś, czym chciałbyś się zająć z całym przekonaniem. Czemu chcesz czekać aż tyle?
— Uhm — mruknął Harry, wyraźnie zażenowany. — Jak już mówiłem, mam nadzieję, że najpierw nacieszę się życiem z tobą, zanim zdecyduję się na dojazdy między Wiltshire i Szkocją. To nie najkrótsza droga, nawet przez sieć Fiuu. Myślę, że co najmniej dwadzieścia minut. Aportacja na tym dystansie raczej odpada. Rozerwałoby nas na kawałki — dodał, unikając jego wzroku.
Draco pogrążył się w myślach. Trawił słowa, samolubnie wdzięczny losowi za perspektywę wielu wspólnych lat, zanim każdy z nich zajmie się na nowo własnym życiem. Problem istniał ponad wszelką wątpliwość. Draco nie mógł zajmować się dworem z drugiego końca Wielkiej Brytanii i nie było żadnego sposobu na zmniejszenie odległości dzielącej Hogwart od jego domu.
— Powiedz mi więc, co chciałbyś robić w ciągu tych dziesięciu lub piętnastu lat — poprosił w końcu, a zmiana wyrazu twarzy Pottera zdradziła mu w jednej chwili, że przeszli właśnie do sedna dyskusji. Przynajmniej zdąży się przygotować, choć nie miał na to więcej niż kilka sekund.
— Chciałbym założyć rodzinę — wymamrotał Harry, a jego policzki oblały się szkarłatem. Gorąca fala zażenowania nie oszczędziła nawet jego szyi, pozostawiając na niej agresywne, czerwone plamy. — Wiem, że nie chcesz mieć dzieci — dodał ostrożnie. — Ale gdy teraz nad tym pomyślę, to kwestia przedłużenia waszego rodu kwalifikuje się raczej jako niepodlegająca dyskusji.
— Nie jestem jedynym, który kończy linię swojego rodu, Harry — przypomniał mu Draco z lekkim uśmiechem. — Jeżeli uda nam się kiedyś wziąć ślub, nazwisko Potterów wygaśnie. Poświęcenie czegoś tak znaczącego to nie bagatela, jak dobrze wiesz. W dodatku nie próbowałeś mnie nawet namawiać, żebym zrezygnował ze swojego nazwiska.
Harry pochylił się powoli i złożył na jego wargach czuły, długi pocałunek. Serce Dracona wezbrało radością i czystą rozkoszą, płynącą z tego prostego gestu intymności.
— Po pierwsze — powiedział Harry, obejmując jego policzek — mój ród nie jest utytułowany. Malfoyowie są częścią historii czarodziejskiej Wielkiej Brytanii w o wiele większym stopniu niż Potterowie, przynajmniej przed pojawieniem się Voldemorta.
— Nie zgodziłbym się z tobą do końca, ale kontynuuj — wtrącił Draco i zmienił lekko pozycję, by móc swobodnie patrzeć na Harry'ego. Sięgnął po następne ciastko i włożył je do ust w oczekiwaniu na ciąg dalszy.
— Po drugie — podjął Potter — jestem szczerze przekonany, że czarodziejski świat tylko wtedy będzie zdolny rozliczyć się ze strasznymi momentami własnej historii, kiedy żywy ślad po głównych sprawcach wydarzeń zaginie.
— Ale Malfoyowie... — wydusił Draco, myśląc o tym, że żadne inne nazwisko nie kojarzyło się tak bardzo z Voldemortem jak jego własne.
— Nie Malfoyowie, Draco — wytknął Harry — ale Lucjusz. Spójrz na galerię portretów swoich przodków, jeżeli potrzeba ci zapewnienia. Owszem, możliwe, że byli w mniejszym czy większym stopniu czystokrwistymi rasistami, ale żaden z nich nie pochwalał wyboru strony, której poprzysiągł lojalność twój ojciec. Wszyscy wiedzą, że ty i twoja matka zostaliście zmuszeni do współpracy z Voldemortem. Teraz, gdy Lucjusz odszedł, wasze nazwisko znów jest bez skazy.
— Bez skazy jest nazwisko Potter — upierał się Draco. — Nie tylko ze względu na ciebie, ale dzięki temu, co dla większego dobra zrobili twoi rodzice. Na tym świecie zawsze powinien być jakiś Potter, Harry. Musimy wszystko dokładnie przemyśleć, zanim odbierzemy ci taką możliwość.
— Nie — powiedział Harry, zdecydowanie potrząsając głową. — Co innego znoszenie presji bycia bohaterem, a co innego nieustanne zaspokajanie oczekiwań społeczeństwa, że nie zabraknie im Potterów, do których będą mogli się zwrócić w razie kolejnej potrzeby. To nie w porządku. Każde dziecko noszące moje nazwisko i z moją krwią w żyłach będzie skazane na życie pod wieczną presją absurdalnych oczekiwań, ponieważ w otaczającym nas świecie ludzie zawsze będą szukać kogoś, kto zamiast nich weźmie na siebie odpowiedzialność. Nie chcę, żeby moje... nasze dziecko cierpiało z powodu swojego nazwiska. Jeśli więc będzie nosić twoje, dostanie przynajmniej szansę na, powiedzmy, dość uprzywilejowane, ale poza tym normalne, życie.
Draco opadł z powrotem na miękkie poduszki kanapy. Trudno było dyskutować, kiedy Harry stawiał sprawę w ten sposób. Nigdy nie zastanawiał się nawet nad konsekwencjami, które Potter najwyraźniej dokładnie przemyślał — a przemyślał dlatego, że rozważał założenie rodziny. Teraz, gdy siedzieli tutaj, rozmawiając o wspólnej przyszłości, Draco stwierdził, że nie będzie w stanie odmówić. Westchnął głośno, ale nie z frustracji. Raczej z niechętną zgodą.
— Jesteś tak przekonujący, że mógłbyś sprzedawać wodę trytonom — zachichotał, na co Harry przylgnął do jego boku, próbując wkręcić mu głowę pod pachę. Przez kilka minut przytulali się intensywnie do siebie, w końcu Draco wymruczał: — Chyba zaczęliśmy lekko zbaczać z tematu. Mówiłeś o rodzinie.
— Och. No tak. — Harry, jak się zdawało, nie wiedział, co powiedzieć. Cisza, która nastąpiła, zapowiadała się na bardzo długą i rzeczywiście taka była. Wreszcie Potter zdecydował się przerwać ją z widocznym ociąganiem. — Czy mógłbyś w jakiś sposób wyobrazić sobie dzieci w swoim życiu? — A kiedy Draco nie odpowiedział od razu, uzupełnił: — Nie musiałbyś robić wiele w tym kierunku. Wziąłbym wszystko na siebie.
Draco prychnął, zdegustowany.
— Merlinie drogi, Harry! Jeżeli się na to zdecydujemy, co na pewno nastąpi w którymś momencie, nasze dziecko będzie miało dwóch rodziców, nie jednego. Nie mam zbyt wielkich nadziei na bycie dobrym ojcem, ale jestem gotów się postarać. Z twoją pomocą.
Uff. Wcale nie było to aż tak trudne, jak Draco myślał. Z nagłą jasnością uświadomił sobie, że naprawdę wierzy, iż mógłby sprostać temu zadaniu, o ile tylko Potter wskaże mu właściwy kierunek.
— Nie pożałujesz tego — powiedział Harry i odwrócił ich role, tak że teraz sam siedział Draconowi na kolanach. Posunął się nawet krok dalej, popychając go na plecy i przykrywając własnym ciałem. — A tak w ogóle to uważam, że będziesz znakomitym tatą, gdy tylko uwierzysz, że jesteś do tego zdolny. — Harry zasypał jego twarz gradem drobnych pocałunków, a Draco zaczął się zastanawiać, jak udało mu się spędzić tyle lat życia bez niego. Byli dla siebie po prostu stworzeni. — Masz w sobie tyle miłości, Draco. Rozpuściłbyś nasze dzieci jak dziadowskie bicze.
— Dzieci?! — Draco aż zatrząsł się z przerażenia. — A niby kiedy zgodziłem się na więcej niż jedno? — Usta Harry'ego natychmiast uciszyły jego protesty, a Draco ochoczo poddał się temu atakowi.
Kiedy zaś ciepłe dłonie Pottera wpełzły pod jego ubranie, Draco zaczął się wiercić i wyginać, ułatwiając im dostęp do swojego ciała.
— Chodź, poćwiczymy robienie dzieci — wyszeptał Harry gorączkowo w jego ucho, co wystarczyło, żeby Draco wydał z siebie pomruk zgody.

BIG DICK, COME QUICKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz