Rozdział czternasty (B)

1.5K 61 8
                                    

Pierwszy dzień stycznia nadszedł jasny i słoneczny, zaskakująco łaskawy jak na tę porę roku. Zgodnie z przewidywaniami Dracona, Harry obudził się w niezbyt dobrym humorze, nękany łagodnym kacem, a jego mało przyjazne nastawienie do świata pogorszyło się jeszcze w zestawieniu z promiennym i rześkim nastrojem Dracona. Był to w końcu początek teoretycznie szczęśliwego roku, pierwszego z czekających ich wielu lat wspólnej idylli i Draco zamierzał rozkoszować się każdą jego sekundą.
Potter zamruczał słabo, kiedy na stoliku obok łóżka Draco postawił kubek herbaty wraz ze szklanką wody i porcją soli rehydracyjnych. Draco zachichotał cicho i pochylił się, żeby pocałować Pottera w spocone czoło, po czym pomaszerował do łazienki i napuścił wody do wanny.
Zanurzywszy się w kąpieli, z przyjemnością odpłynął myślami do momentu, w którym zdecydowali się wreszcie wyjść z Bordello i wrócić do domu. Jak zwykle, gdy za dużo wypił, Harry zamienił się w napaloną ośmiornicę, poważnym tonem zapewniając Dracona o swoim dozgonnym oddaniu. Przylgnął do niego jak magnes, bez opamiętania ściskał go za pośladki, podszczypywał sutki i dobierał się do każdej części jego ciała, którą miał w zasięgu rąk. Przytulał się do niego i patrzył wielkimi oczami słodkiego szczeniaczka, co totalnie kontrastowało z seksualnie drapieżnymi ruchami palców, które uparcie zakradały się pod ubranie Dracona. O tak, Pottera można było jeść łyżkami, kiedy znajdował się w takim stanie, choć, niestety, jego pieszczoty nie prowadziły do bardziej zaawansowanych poczynań.
Problem z Harrym, jak i z większością mężczyzn, polegał na tym, że owszem, pod wpływem alkoholu potrafił okazywać wielką czułość, ale poza potokiem wymamrotanych namiętnych obietnic nie można było spodziewać się po nim dużo więcej. Możliwe, że Potter uchodził za zbawcę czarodziejskiego świata, ale piwo działało na niego jak na każdego innego śmiertelnika. Co niezmiernie Dracona deprymowało, bo to, co Harry miał w takich chwilach między nogami, z całą pewnością wyglądało jak erekcja, tyle że wcale nią nie było. I tak Draco zakończył sylwestrową noc z pochrapującym miarowo Potterem u boku oraz dwudziestoma pięcioma centymetrami wiotkiego penisa spoczywającymi na jego udzie, zmuszony do samotnego zajęcia się własnym członkiem. Nie było się w zasadzie czym przejmować. Przeleje później tę małą historyjkę do fiolki i da ją obejrzeć Harry'emu w myślodsiewni. Najchętniej przed ich kolejnym wspólnym wyjściem na piwo.
Wciąż pławił się w rozkosznie gorącej kąpieli, kiedy nagle do łazienki wtoczył się sztywnym krokiem Potter. Opróżnił pęcherz z równowartości, jak się zdawało, co najmniej czterech ostatnich kufli piwa, które wypił wczorajszego wieczoru, a potem ostrożnie wszedł do wanny, usiłując możliwie najmniej ruszać głową. Jego mina skutecznie zniechęciła Dracona do zadawania jakichkolwiek pytań dotyczących samopoczucia. Ograniczył się więc do objęcia go ramionami i usiadł tak, żeby Harry mógł oprzeć się plecami o jego przód, a potem na powrót zanurzył się wraz z nim w wodzie. Pozostali w tej pozycji przez długi czas, całkowicie zadowoleni i spokojni, dopóki Potter nie sięgnął po podaną mu przez Dracona gąbkę i nie zaczął go myć.
Byli właśnie w trakcie lekkiego śniadania, kiedy w szybę kuchennego okna zastukała sowa. Draco wpuścił ptaka do środka, przejął przywiązaną do jego nóżki rolkę pergaminu i odnotował z ciekawością, że list pochodził od matki. Zapoznając się z jego treścią, doświadczył wielu sprzecznych emocji, co musiało odbić się na jego twarzy, ponieważ Harry zapytał bezzwłocznie, czy wszystko w porządku.
— Matka i Griffin postanowili się pobrać — oświadczył trudnym do zinterpretowania tonem.
— O — mruknął Potter. — Szybko im poszło.
Draco westchnął.
— Dokładnie to samo pomyślałem. — Odłożył pergamin i przetarł oczy. — Przynajmniej wiem, że nie żeni się z nią dla pieniędzy — zażartował niezbyt wesołym głosem.
Czuł się dziwnie. Naprawdę nie miał żadnych specjalnych zastrzeżeń wobec Griffina, który był porządnym, miłym człowiekiem, bardzo dobrze traktującym Narcyzę. Wiedział, że Griffin zrobi wszystko, żeby ją uszczęśliwić i zapewnić jej luksusowy styl życia, do jakiego przywykła. Doznał szoku, kiedy dotarło do niego, że jakaś jego część zareagowała na wieści zazdrością. Matce wolno było wziąć oficjalny ślub, uznawany i respektowany przez otoczenie, natomiast mało kto poważał długofalowe związki między osobami tej samej płci — co niekoniecznie wynikało z homofobii — i niezależnie od tego, jak monogamiczny byłby jego układ z Harrym, Draco doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, iż większość ludzi zakładała, że ich „styl życia" programowo zawierał niewierność, a opierał się na jakimś drugorzędnym rodzaju miłości, która była mniej warta niż uczucie łączące kobietę i mężczyznę. Zagotował się wewnętrznie na myśl o tej niesprawiedliwości. Dlaczego on i Harry nie mogli wstąpić w podobny związek jak pary hetero? Kto, do jasnej cholery, miał prawo ich osądzać? To wszystko było tak nienormalne i złe.
— ...porządku? — Dobiegł go głos Harry'ego, który zapewne mówił do niego już od jakiegoś czasu.
— Co powiedziałeś? — zapytał i zmarszczył brwi, niezadowolony z samego siebie, bo przestał uważać i pozwolił porwać się myślom.
— Chciałem wiedzieć, czy wszystko z tobą w porządku? — powtórzył Harry miękko, a nawet ostrożnie. — Wyglądasz na trochę... — uniósł rękę i machnął nią niepewnie —...wytrąconego z równowagi.
— Chyba jestem w szoku — odparł krótko, uspokajając Pottera.
— To zrozumiałe — potwierdził Harry i spojrzał na niego wzrokiem pełnym ciepła i pociechy.
— Cieszę się z jej szczęścia — Draco usłyszał własny głos. — Ale... — Urwał i nie mógł wykrztusić ani słowa więcej. Nie był jeszcze gotowy do podzielenia się tymi uczuciami z Potterem i możliwe, że tak pozostanie na zawsze. W pewnym sensie obwiniał Narcyzę, że przed kilkoma miesiącami zasiała w jego głowie ziarno myśli o ślubie. Przedtem ani razu się nad tym nie zastanawiał, przyzwyczajony, że coś podobnego nigdy nie będzie go dotyczyć, a przynajmniej nie w sensie związku z miłości.
— Hmm — mruknął Harry nerwowo. Draco zachęcił go ruchem głowy do kontynuowania. — Czy w takim razie Griffinowi przypadnie tytuł lorda Malfoya? — Aż się wzdrygnął, gdy te słowa opuściły jego usta, przypuszczalnie wiedząc, że nie był to najlepszy moment do zademonstrowania ignorancji w kwestii zwyczajów panujących wśród wyższych sfer.
Draco posłał mu uspokajający uśmiech i zbył jego obawy krótkim machnięciem ręki.
— Nie, ty głuptasie — powiedział. — To ona będzie musiała zrezygnować z prawa do tytułu. — Wzruszył ramionami, ale nie był to gest sygnalizujący zakłopotanie. — W chwili, w której wyjdzie za mąż, ja zostanę lordem Malfoyem. Noszenie tytułu będzie moim zadaniem. To element tradycji naszego rodu. — Draco oparł podbródek na dłoni i zapatrzył się w przestrzeń, wzdychając głośno.
— Co? — zapytał Harry, nadal nieco zmartwiony.
— Nic, po prostu się zastanawiałem, co w takim razie ten tytuł da tobie? — uśmiechnął się pod nosem. — Może zaczną cię nazywać „towarzyszem życia lorda Malfoya" albo jakoś podobnie.
Harry prychnął.
— No, z mojego punktu widzenia brzmi to lepiej niż lady Malfoy — zaśmiał się.
Draco zakrztusił się herbatą.
— Merlinie — wychichotał. — Gdyby ktoś usłyszał, jak pierdzisz po hinduskim żarciu na wynos, nigdy nie uznałby cię za damę.
Harry wyglądał na urażonego.
— Wcale nie pierdzę! — zaprotestował głośno.
— A i owszem, pierdzisz — upierał się Draco. — Nie musisz się wykręcać. Wiesz, kochankom lordów nie przystoi mijać się z prawdą ani naginać faktów.
Harry wydał odgłos człowieka znękanego i wyrzucił w górę ręce w udawanym wzburzeniu.
— Nie muszę tu siedzieć i tego słuchać — oznajmił, podkreślając swoje słowa teatralnym westchnieniem.
— Myślałem, że to raczej mnie przypadła w naszym układzie rola melodramatycznej cioty — stwierdził Draco ze śmiechem, a Harry mu zawtórował, z powrotem opadając na krzesło.
— Ustalili już datę? — zapytał Potter.
— Nie — odpowiedział Draco i przesunął rolkę pergaminu po stole, żeby Harry sam mógł przeczytać. — Ale przypuszczam, że zechcą się pobrać jakoś latem. Matka na pewno wolałaby urządzić coś pod gołym niebem, no wiesz, wielkie pokazowe przyjęcie na świeżym powietrzu.
Harry ziewnął szeroko i przebiegł wzrokiem wiadomość od Narcyzy.
— O której chciałbyś wyjść? — zmienił temat, oddając Draconowi list.
Draco spojrzał na wbudowany w kuchenkę zegar.
— Za godzinę? Pasuje ci?
— W porządku — odparł Harry, wstając i kierując się do zlewu, żeby włożyć do niego puste talerze. — Mam założyć coś specjalnego?
Draco czuł się lekko poruszony. Harry rzeczywiście zdawał się przejmować czekającą ich wizytą w galerii rodzinnych portretów Malfoyów.
— Cóż, na twoim miejscu nie decydowałbym się na nic z otwartym kroczem — doradził rzeczowym tonem. — Cioteczna babka Araminta to niezły perwers. Wkurzyłbym się, gdyby zaczęła z tobą flirtować, zwłaszcza na oczach mojego ojca.
— Naprawdę myślisz, że to dobry pomysł? — upewnił się zaniepokojony Potter.
Draco podniósł się z krzesła i zbliżył do Harry'ego.
— Ujmę to tak: Harry Potter, pogromca czarnoksiężników tego świata, boi się spotkania z moimi przodkami? Dobrze zrozumiałem?
— O nie, nie — zaprotestował Harry całkiem radośnie, otaczając Dracona ramieniem w pasie. — Boję się tylko twojego taty.
Draco ryknął śmiechem. Nie mógł nad sobą zapanować.
— Ale to nie ma żadnego sensu! — wydusił.
— Nie twierdzę, że ma — podkreślił Potter. — A teraz dalej, pospiesz się. O ile dobrze sobie przypominam, jestem ci coś winien za wczorajszą noc. Chciałbym ci to oddać, zanim się ubierzemy.
Draco z miejsca przestał się śmiać. Jego puls błyskawicznie przyspieszył na widok wyrazu twarzy Harry'ego.
— Jaki dług masz dokładnie na myśli? — zapytał bez tchu. Dłonie Pottera zaczęły już majstrować przy pasku od szlafroka. Na dole też zdecydowanie coś zdążyło się wydarzyć. Draco nie był już całkowicie miękki, kiedy poczuł na swoim przyrodzeniu ściskającą go kusząco rękę. Przesłonił oczy powiekami.
Harry popychał go ostrożnie do tyłu, dopóki Draco nie dotknął udami blatu stołu kuchennego. Jego tętno szalało. Pozwolił szlafrokowi opaść z ramion i obnażył ciało niemal zupełnie, nie licząc fałdy materiału zwiniętej wokół bioder.
— Odwróć się, Draco. — Słowa zostały wypowiedziane szeptem, niemniej brzmiały jak rozkaz. Zrobił, co mu kazano. Uwolniony szlafrok zsunął się na podłogę.
Dłonie Pottera były wszędzie: wodził nimi po piersi Dracona, wzdłuż boków, zataczał łaskoczące kółka na pośladkach. Draco stwardniał do końca i zaczął dotykać się sam, podwajając doznania. Cisza kuchni wypełniła się jękami.
Kiedy ręce Pottera naparły na niego silniej, Draco przechylił się nad stołem i wczepił się palcami w gładkie krawędzie blatu, a jego policzek i klatka piersiowa spoczęły ciężko na drewnianej powierzchni. Szuranie przesuwanego krzesła zdradziło mu, że Harry usiadł właśnie tuż za nim, co znaczyło, że...
— O boże... — wyjęczał. Potter nie marnował czasu. Draco poczuł silny uchwyt dłoni, które mocno rozciągnęły mu pośladki, a następnie złożony między nimi pocałunek. Prosto we właściwe miejsce. Wargi Harry'ego, ciepłe i wilgotne, dopasowały się do konturu ciała Dracona. Pocałunek przepełniała taka dawka uczucia, jakby Potter pocałował go w usta. Kolana Dracona zadygotały od wybuchu nagłego pożądania.
Gorący oddech Harry'ego owiewał mu skórę. Draco zaskomlał. Język kreślił delikatne, długie linie w górę i w dół, a potem skupił się na wrażliwym punkcie. Harry lizał go z nieskończoną ostrożnością, raz czubkiem, raz całą powierzchnią języka, wywołując w udręczonych nerwach Dracona najróżniejsze reakcje.
Rozległo się głośne mlaśnięcie i Draco usłyszał tak samo wyraźnie, jak poczuł, że Harry wcisnął się do środka. Obracał i wiercił językiem, zwilżał go śliną w tak doskonale drażniący sposób, że wręcz niemożliwy do zniesienia. Draco nie zdołał zapanować nad biodrami, wyrywającymi się ku twarzy Pottera, spragniony języka, rozczarowany, że ten nie był jeszcze większy, dłuższy.
Harry nadal lizał go tak, jakby całował, wilgotnymi, ruchliwymi wargami i usztywnionym językiem, a Draco myślał, że oszaleje. Stracił czucie w palcach, zaciśniętych na krawędzi stołu tak mocno, że ich uchwyt odcinał krążenie krwi. Czy można było wyobrazić coś tak idealnie zepsutego jak ten gorący wstęp? Wnętrzności Dracona gotowały się nie tylko z żądzy. Była też miłość, a trudno o coś bardziej odurzającego niż połączenie tych emocji.
Draco omal się nie załamał, kiedy Harry się wycofał. Miał wrażenie, że odebrano mu coś cennego. Każdy mięsień i nerw wibrował mu z napięcia w stanie najwyższej gotowości i u szczytu podniecenia. Tak mu się przynajmniej zdawało, dopóki Potter nie przytknął główki penisa do wejścia i nie wsunął jej do środka. Wtedy zrozumiał, że wszystko, czego doznał do tej pory, bladło w porównaniu z obecną reakcją jego ciała. Komu potrzeba usankcjonowanych prawnie związków, jeśli może mieć coś takiego?
Harry ledwo w niego wszedł, a Draco już czuł się wypełniony. Za nic w świecie nie potrafił się ruszyć. Miał wrażenie, że rozrywa się na pół w niewiarygodnie, boleśnie piękny sposób, kiedy Potter zanurzył się w nim o kolejne i jeszcze kolejne kilka centymetrów, powolutku. Obchodził się z nim jak z delikatną porcelanową laleczką, z uwielbieniem i nieskończoną ostrożnością.
— Jestem twój — usłyszał własne słowa, nie wiedząc nawet, że chciał coś powiedzieć. Jego głos był stłumiony i naładowany emocjami. Harry pogłaskał go łagodnie i uspokajająco po drżącym udzie i znów wsunął się głębiej.
— Pozwól mi cię kochać — wyszeptał cicho, ale Draco zrozumiał go wyraźnie nawet przez świst swojego przyspieszonego oddechu.
Nieubłaganie powolna penetracja odebrała mu zdolność mowy — potrafił jedynie odczuwać. Dopiero po jakimś czasie zdołał pozbierać się na tyle, by wymruczeć dwa krótkie słowa.
— Kochaj mnie.
Na co Harry odpowiedział czule:
— Tak, Draco. W każdy sposób.
A potem nie było już miejsca na składne myśli.
Zostały tylko dwa ciała, dwoje ludzi darzących się miłością i mających na to cały czas świata.

BIG DICK, COME QUICKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz