Draco jako ostatni przekroczył próg gabinetu. Harry stał przed portretem profesora Dumbledore'a i, oparłszy palce o ramę, przyglądał się śpiącej na obrazie postaci z żałobą wypisaną na twarzy. Zatroskana profesor McGonagall trzymała się jego boku i przygryzała wargę, obserwując ciche spotkanie Pottera z dawnym mentorem. Draco poczuł, że coś w jego wnętrzu nakazuje mu podejść do Harry'ego, zatrzymać się za jego plecami, otoczyć go ramionami w pasie i przytulić pocieszająco. Potter początkowo zareagował sztywno, napięcie zaczęło jednak powoli znikać, wreszcie westchnął głośno i bez oporu zatonął w objęciach Dracona.
— Brakuje mi go — wyszeptał.
— Wiem — mruknął mu Draco do ucha po dłuższej chwili.
Właśnie mieli się odwrócić, kiedy portret chrząknął nagle, a Dumbledore otworzył wolno jedno zaspane oko i spojrzał na nich obu. Draco dostrzegł na jego twarzy rosnącą czujność i nie potrafił opanować chichotu, gdy były dyrektor mrugnął porozumiewawczo, zanim usadowił się wygodniej na krześle i na nowo zamknął powieki.
Dokładnie w tym momencie pojawiła się herbata. We czwórkę zasiedli przy biurku, w raczej mało swobodnej atmosferze, głównie dlatego, że dzielące ich kiedyś granice diametralnie zmieniły swój układ. Wypytawszy się o przebieg tegorocznych świąt w szkole, Draco rozpoczął monolog na temat swojego pierwszego dnia świąt z Harrym, zupełnie nie przejęty miną Snape'a. Było aż nazbyt jasne, że Severus z trudem rozpoznaje w nim dawnego Dracona, a kiedy ich wzrok się skrzyżował, Draco nonszalancko wzruszył ramionami i kontynuował opis portretu, który dostali od Narcyzy. Nie przegapił przy tym sekretnego spojrzenia, jakie rzucili sobie McGonagall i Snape. Miał wrażenie, że powaga i intensywność jego związku z Potterem mocno ich zaskoczyła, co uznał za miarę własnego sukcesu w stawaniu się swobodniejszym, lepszym człowiekiem.
Nie wspomniał o podarowanych Harry'emu różdżkach. Dla Pottera było to zbyt osobiste. Gdy Harry sam o nich napomknął, Draco poczuł się zaskoczony — wyszedł z błędnego założenia, że jego ukochany nie będzie miał ochoty dzielić się czymś tak prywatnym z kimś pokroju Severusa Snape'a. Zdawało się, że wszystko w gabinecie zamarło, kiedy Potter opowiadał o tym, czego doznał, trzymając różdżki w dłoniach, o tym, jak „czuł" swoich rodziców. Draco miał wrażenie, że Snape aż skręcał się z chęci zadania kilku pytań, ale zgodnie ze swoją upartą naturą nie zamierzał wykonać pierwszego ruchu. Tak więc Draco zrobił to za niego.
— Harry, powiedz Severusowi, jakie rzeczy widziałeś — poprosił i wychylił się do przodu, patrząc mu poważnie w oczy. Napięta cisza w pomieszczeniu zdradzała aż nazbyt jasno, że profesor nie wierzył, iż Potter zobaczył coś innego niż swoje podświadome fantazje na temat tego, jacy mogli być jego rodzice.
Harry potrzebował paru chwil, żeby pozbierać myśli, zanim się odezwał. Jego głos był stłumiony i pobrzmiewała w nim niemal dziecięca uczuciowość.
— Nie wiem czemu, ale najsilniejsze doznania łączyły się z mamą — zaczął ze zmarszczonymi brwiami, jakby denerwowało go, że nie potrafi dobrać właściwych słów, by trafnie ująć to, co miał do powiedzenia. — Od razu wiedziałem, która różdżka była czyją własnością — uzupełnił. Draco z zainteresowaniem przyglądał się, jak Potter grzebie w kieszeni i wydobywa z niej oba kawałki drewna, a potem patrzy na nie przez długi czas, przesuwając ich uchwyty w dłoni tak, że obracały się wokół siebie. — Ta należała do niej — mruknął i przełożył cieńszą różdżkę do drugiej ręki, a potem powiódł nią wolno w powietrzu, produkując krótki łańcuszek opalizujących banieczek. Draco obserwował, jak lśniące kule pękały jedna za drugą i nie mógł powstrzymać skojarzenia z niemowlęciem gaworzącym radośnie w kąpieli. — Czujesz to? — zapytał Harry łagodnie, patrząc tylko na Dracona. Draco skinął głową, ale prawdę mówiąc, nie był pewien, czy naprawdę poczuł jakiś zapach, czy tylko to sobie wmówił. — To mydło, którym mama mnie myła, jak byłem mały. A skąd miałbym o tym wiedzieć, Draco? — W tym pytaniu drgało coś bolesnego, przerażająco błagalnego, jakby Draco mógł udzielić mu odpowiedzi, których Harry potrzebował. Niestety, Draco mógł jedynie smutno pokręcić głową, niezadowolony i rozczarowany samym sobą. — Nawet nie pamiętam żadnych kąpieli. W ogóle ich nie pamiętam — dokończył Potter, wpatrzony w różdżkę, jakby zamiast niej miał przed sobą twarz matki.
Draco zaryzykował spojrzenie na Severusa i profesor McGonagall. Snape wyglądał na zakłopotanego i nieprzekonanego. Pobladła jak prześcieradło profesor McGonagall sprawiała wrażenie, że zaraz straci przytomność.
Nagle Harry wyprostował dłoń z różdżką i wykonał zamaszysty, posuwisty ruch. Jego twarz rozjaśnił cień uśmiechu, ale oczy miał nieprzytomne, zwrócone do wewnątrz, możliwe, że widziały teraz wyraźniej to, co działo się w jego umyśle, a nie w otaczającym go gabinecie.
— Taki ruch różdżką wykonywała, kiedy rzucała Boletus Auris* na mojego tatę i Syriusza — zaśmiał się Potter. Draco zauważył, że mina Snape'a nagle upodobniła się mocno do wyrazu twarzy McGonagall.
— Nigdy nie słyszałem o podobnym zaklęciu — powiedział Draco, usiłując zrozumieć, co się dzieje.
— No widzisz — zachichotał Harry. — Ja też nie!
Profesor McGonagall odchrząknęła.
— Grzybie ucho — wyjaśniła takim głosem, jakby zabrakło jej tchu. — Dość popularna wśród Gryfonów klątwa sprzed ponad dwudziestu lat. — Draco pomyślał, że dyrektorka wygląda naprawdę źle, jednak Harry zdawał się nie zauważać gęstej atmosfery panującej w gabinecie.
— Tak — uśmiechnął się. — Mama ją lubiła. A mój tato najwyraźniej był jej częstym celem! Mama zawsze powtarzała, że on i Syriusz, wzięci do kupy, nie mają razem nawet dwóch szarych komórek. — Pogrążył się w milczeniu i patrzył na Snape'a, jakby go nie rozpoznawał.
Kiedy Harry opowiadał o grzybim uroku, wargi profesora poruszyły się niemo, powtarzając formułkę Boletus Auris — Snape musiał znać to zaklęcie. Draco obserwował Pottera, który nie zdejmował wzroku z Severusa i poruszał lekko otwartymi ustami, układając je w niewypowiedziane słowa.
Snape znalazł jednak na nie odpowiedź.
— Nie myli się pan, panie Potter. Pańska matka rzeczywiście upodobała sobie tę szczególną klątwę, zwłaszcza kiedy mogła ją skierować, jak już pan powiedział, na pańskiego ojca oraz chrzestnego.
Zapadła ciężka cisza. Severus próbował wymknąć się spod badawczego wzroku Harry'ego, profesor McGonagall wracała do równowagi, a Draco przyglądał się całej trójce, czujnie rejestrując każdy szczegół jej zachowania. Na koniec milczenie — i napięcie — przerwał znów głos Snape'a.
— Co powie pan na temat różdżki ojca? — zapytał swobodnie, choć Draco wyłapał w jego tonie coś więcej. Harry przełożył wspomnianą różdżkę do swojej prowadzącej dłoni i sprawdził, jak w niej leżała. Było jasne, że ponownie daje się porwać majakowi obcej pamięci.
Nagle Potter przemówił.
— Nie byli dla pana zbyt uprzejmi tamtej nocy pod wierzbą bijącą, prawda? — Harry nie odrywał oczu od Snape'a, a Draco mógłby przysiąc, że Severus drgnął silnie na powracające z całą mocą wspomnienie.
Harry i Draco rozmawiali o tamtej sprawie, kiedy Potter próbował wytłumaczyć coś z historii trudnych stosunków łączących go z profesorem. Przebieg wydarzeń, który przedstawił, pochodził z relacji Remusa Lupina, jednak, sądząc po minach Harry'ego oraz Severusa, ta noc kryła w sobie więcej, niż dotąd sądzili.
— Co pan ujrzał? — ponaglił Snape. Było widać, że chce i jednocześnie nie chce tego wiedzieć.
— Zdaje się, że wszystko — odmruknął Harry. — Podjął pan właściwą decyzję — powiedział, a Draco w zdumieniu spostrzegł, że oblicze Severusa wykrzywia wyraz ledwo skrywanej złości.
— Był pan w stanie to zobaczyć? — wysyczał Snape, a Draco pomyślał, że jeszcze nigdy nie wyglądał tak groźnie.
Harry tylko potaknął.
— Obaj wiemy, jak działa ta szczególna klątwa — powiedział enigmatycznie i Draco stwierdził, że nie ma pojęcia, o co chodzi. — Gdyby Remus nie znajdował się w wilczej postaci, zraniłby go pan bardzo poważnie, tak jak ja zraniłem Dracona.
Umysł Dracona z wysiłkiem składał rozsypane kawałki łamigłówki we w miarę sensowną całość, a jedyne zaklęcie, jakie mógł przypasować do tego rozmazanego obrazu, brzmiało Sectumsempra. Musiał myśleć głośno, bo nagłe usłyszał własne słowa, skierowane do Snape'a:
— Rzucił pan Sectumsemprę na Remusa Lupina?
Severus przejechał dłonią po włosach i westchnął ciężko. Z całą pewnością nie było to wspomnienie, które chciał przeżywać na nowo.
— Musiał — pospieszył z pomocą Harry. Draco zawisł oczami na jego ustach, przekonany, że cała reszta robi to samo. — Syriusz zwabił profesora Snape'a pod drzewo, doskonale wiedząc, że była pełnia i że Remus zobaczy w nim nie człowieka, ale kolację. Mój tata odkrył, co się stało i był wściekły na Syriusza. Popędził pod wierzbę, a kiedy nadbiegał, zobaczył, że profesor Snape cofa się od potajemnego przejścia w pniu, zapewne na widok Remusa, może nawet przechodzącego właśnie w tej chwili przemianę. Remus nie pamięta, co stało się później, ale wiem, że wyszedł z przejścia już w postaci wilkołaka i rzucił się na Snape'a. Tata podbiegł i próbował pomóc, a wtedy zobaczył, jak profesor kilkakrotnie rzucił Sectumsemprę, żeby powstrzymać Remusa. Zaklęcie nawet go nie drasnęło. — Harry wyglądał na naprawdę zmartwionego. Blask w jego oczach przygasł i Draco wyczuł, że buzuje w nim gniew na czyn swojego chrzestnego. — Tata posłał w jego stronę kilka innych uroków, żeby go rozproszyć, ale żaden z nich nie zadziałał. Odciągnął więc Snape'a na bok i przybrał swoją animagiczną postać, chcąc w ten sposób odwrócić uwagę Remusa — kontynuował. Zwróciwszy się prosto do Snape'a, powiedział: — Po wszystkim zawsze się zastanawiał, czemu nie zdradził pan nikomu, że był niezarejestrowanym animagiem. Przecież pan go nienawidził, a to wystarczyłoby, żeby został wydalony ze szkoły.
— Byłoby to raczej marne podziękowanie za ratunek, niezależnie od stopnia mojej pogardy — westchnął Snape, wyraźnie przytłoczony sytuacją. — Gdyby Black się opamiętał i tam pojawił, wtedy bez wątpienia powiedziałbym o tym komu trzeba.
Harry przysunął się tak blisko, że siedział na samym brzegu krzesła. Draco słyszał teraz pobrzmiewające w jego głosie podniecenie.
— Ale po szkole? Czyż Voldemort nie znalazłby sposobu na wykorzystanie takiej informacji? Tata spodziewał się, że stanie się coś podobnego, do czego nigdy nie doszło. Aż do samego końca.
Severus upił wreszcie łyk herbaty, ale sprawiał przy tym wrażenie, że zrobił to raczej z chęci zyskania na czasie niż z pragnienia. Draco z niecierpliwości omal nie wybił mu filiżanki z dłoni, żądając odpowiedzi, powstrzymał się jednak, skoro Harry również potrafił zdobyć się na cierpliwość.
W końcu profesor Snape zdecydował się otworzyć usta i odezwać. Mówił przez długi czas, a wszyscy, nie przerywając mu, z uwagą przysłuchiwali się jego słowom.
— Gdy było się blisko Czarnego Pana, należało się szybko nauczyć, że trzeba mieć w zanadrzu cenną wiedzę — zaczął. — Była ona jedyną walutą, za którą otrzymywało się bezpieczeństwo przed jego nieco... gwałtowniejszymi wybuchami. Nigdy nie było wiadomo, kiedy taka ochrona może się przydać. — Snape pogłaskał w zamyśleniu podbródek, po czym ciągnął dalej. — Gdy przyjąłem Mroczny Znak, na służbie Czarnego Pana pozostawało wystarczająco wielu śmierciożerców, by miał dostęp do ich najróżniejszych „talentów", tak więc informacje, które posiadałem dzięki obserwacji pańskiego ojca i jego towarzyszy, pozostały w tajemnicy. Nauczyłem się trafnie przewidywać zmiany w humorze Czarnego Pana i dzięki temu byłem w stanie zapobiegać niepożądanym obrotom sytuacji, rzucając pozornie przypadkowe uwagi, co wkrótce zapewniło mi pozycję wiarygodnego źródła informacji.
Draco wpatrywał się w Severusa, który odwrócił wzrok ku oknu, by uniknąć spojrzeń swoich słuchaczy.
— Strach, co odkryłem aż nazbyt szybko, jest niewiarygodną motywacją — kontynuował Snape. — Bardzo wcześnie zrozumiałem, że popełniłem fatalny błąd. Oczywiście było już o wiele za późno, żeby cokolwiek naprawić. — Potarł lewe przedramię, co Draco uznał za nieświadomy gest, który bez wątpienia przeraziłby Severusa, gdyby tylko zdał sobie z niego sprawę. Profesor spojrzał na Harry'ego czarnymi i nieruchomymi niczym u rekina oczami. — Młodzieńczy gniew skłonił mnie do tego, bym szukał towarzystwa potężniejszych od siebie. Ludzi będących w stanie zdruzgotać tych, których nienawidziłem, bez litości i wyrzutów sumienia. Kiedy przyszło mi przekonać się o swojej katastrofalnej pomyłce, winiłem Blacka za dylemat, przed jakim stanąłem, podobnie jak przez wszystkie lata szkolne winiłem go za sprawy pozostające poza moją kontrolą. Black był jedyną osobą, którą prawdziwie gardziłem — wycedził Snape. — Jego impertynencja, brak lojalności... To, że w taki sposób odwrócił się od swojej szacownej rodziny, przekraczało moje pojęcie. Dzięki swemu pochodzeniu doskonale spełniłby się w domu Slytherina, wolał jednak demonstracyjnie obnosić się ze swoimi gryfońskimi powiązaniami, izolując się coraz bardziej od reszty rodu i nie okazując respektu rzeczom znajdującym się w zasięgu jego ręki. Rzeczom, dla których ja byłbym w stanie zabić, a on w swojej bezbrzeżnej arogancji je odtrącał.
Draco dostrzegł gniew Snape'a, nie potrafił jednak poukładać sobie wszystkiego do końca. Wiedział, że Severus nienawidził Syriusza Blacka, ale zawsze myślał, że jego największym rywalem był ojciec Harry'ego. Ze słów profesora wynikało coś innego. Czyżby w ich historii kryły się niezbadane warstwy? I czy ktoś je kiedykolwiek odkryje?
Harry w żaden sposób nie zareagował na to wyznanie. Po prostu siedział i chłonął w siebie wszystko, być może na swój sposób doszukując się prawdy w usłyszanych słowach.
— Nienawidziłem pańskiego ojca niemal instynktownie — powiedział profesor beznamiętnie. — Próbowałem się z nim zaprzyjaźnić na pierwszym roku, ale odwrócił się do mnie plecami. Wybrał Blacka.
Niesamowite, pomyślał Draco. Dokładnie jak ja, Harry i Ron Weasley.
— Nikt nie pozwala chętnie się terroryzować — mruknął Snape, a jego głos na moment przybrał zraniony ton. — Pański ojciec wraz z przyjaciółmi przez siedem lat zamieniał moje życie w piekło. Kiedy nadarzyła się okazja, by się odegrać, skorzystałem z niej. Nie jestem dumny ze swoich poczynań, ale nie muszę za nic przepraszać.
Ta jedna jedyna uwaga powiedziała Draconowi wyraźniej niż wszystko inne, że wrogość między Harrym a Severusem Snape'em nigdy nie wygaśnie do końca. Profesor nadal czuł urazę do Syriusza Blacka i ojca Pottera, za co można by go obwinić w równym stopniu co i ich. Jednak stwierdzenie, że Harry nie doczeka się przeprosin za to, iż Snape przez lata traktował go niczym chłopca do bicia, w dodatku za rzeczy, na które Potter absolutnie nie miał wpływu, sprawiało, że mogli stać się co najwyżej pasywnymi wrogami. Dracona lekko przygnębił ten wniosek, zdecydował jednak, że przemyśli wszystko innym razem.
Atmosfera w gabinecie zdawała się ulegać jakiejś zmianie. Draco zauważył, że zarówno Harry, jak i Severus opadają plecami na oparcia swoich krzeseł i wiedział, że szczytowy moment napięcia minął. Przynajmniej obyło się bez rozlewu krwi lub połamanych kończyn, pomyślał. Tak, mogło skończyć się gorzej, zważywszy na okoliczności.
Draco musiał się zastanowić nad wieloma rzeczami. Ani przez chwilę nie wątpił w zapewnienie Harry'ego, że „widzi" swoich rodziców dzięki ich różdżkom, zresztą dowody na to były rzeczywiście jednoznaczne. Czuł radość z tego, że odegrał rolę, nawet małą, w przywróceniu Harry'emu rodziny, dobrze wiedząc, jak wielką będzie mu to pociechą.
Cisza w pomieszczeniu powoli stała się przytłaczająca i Draco nie mógł już dłużej wytrzymać. Musiał coś zrobić. Pochylił się więc, wyciągnął rękę w kierunku zastawionej tacy i zapytał pogodnym tonem:
— Może po kanapce?
CZYTASZ
BIG DICK, COME QUICK
FanficNie moje, ja tylko udostępniam link: http://drarry.pl/forum/viewtopic.php?f=8&t=509