Rozdział szesnasty (A)

1.1K 49 4
                                    

Rozsądnie byłoby spodziewać się, że Draco i Harry spędzą resztę niedzielnego popołudnia oraz wieczoru na przenoszeniu rzeczy z mieszkania do rezydencji. Teoretycznie? Owszem. Praktycznie? Skąd. Obaj zbyt intensywnie zajęli się polerowaniem biurka Lucjusza tyłkiem Dracona, żeby dać dojść do głosu rozsądkowi. W niepamięć poszła też sprawa drzewa genealogicznego Potterów, o którym Draco przypomniał sobie dopiero, gdy wyczerpany zsunął się z mahoniowego blatu, by podnieść spodnie z podłogi.
Narcyza i Griffin zjawili się niedużo później. We czwórkę zjedli kolację, dyskutując o planach matrymonialnych Dracona i Harry'ego. Matka aż się popłakała. Popłakała! Była tak wzruszona, że nie miała siły wstać z krzesła i wziąć Dracona w objęcia. Przywołała go tylko do siebie skinieniem dłoni, a on usłuchał, klękając obok jej krzesła i pozwalając jej wypłakać swoje szczęście na jego ramieniu. Gdy matka moczyła mu łzami koszulę, spojrzał ponad jej ramieniem na Griffina, na którego twarzy malowało się czyste uczucie. Mężczyzna odczekał trochę, a potem podał Draconowi serwetkę, którą ten wcisnął matce do ręki, czym zmusił ją do wyprostowania się i otarcia oczu. Wymiana uścisków z Harrym miała równie mokry koniec, a kiedy wreszcie przemieścili się Siecią Fiuu do jego mieszkania, woląc nie pozostawać we dworze, Draco z rezygnacją odkrył pozostałości wzruszenia matki na delikatnym jedwabiu swojej koszuli. Harry roześmiał się tylko i przytulił go na pociechę, dodatkowo wzmocnioną obietnicą kupna dwóch nowych koszul.

***

Przez kilka kolejnych wieczorów pakowali stopniowo rzeczy Harry'ego i przenosili je do sypialni Dracona w rezydencji. Miały tam pozostać do chwili, w której pojawią się dekoratorzy i architekci wnętrz, by rozpocząć prace nad pokojami wybranymi przez nich na stałe. Apartamenty były wspaniałe. Należały kiedyś do babki Dracona ze strony ojca i z tego właśnie powodu nie zostały zajęte przez jego rodziców.
Ich przyszła siedziba składała się z olbrzymiego salonu o wielkim, sięgającym od podłogi do sufitu oknie, wychodzącym na francuski ogród na tyłach dworu. Przed oczami wyobraźni Dracona przesunął się gustowny zestaw kanap i foteli ustawionych tak, by móc patrzeć prosto na zewnątrz. Niemal widział, jak razem z Harrym siedzą tu przy śniadaniu, czytając gazety i ciesząc oko panoramą za oknem, zmieniającą się wraz z porami roku. Sypialnia również oferowała spektakularne widoki za szybą, ale prawdziwym gwoździem programu był stiuk pokrywający sufit: mniej lub bardziej plastyczne płaskorzeźby splątanych pnączy winorośli wśród wielkich, rozkwitłych w pełni kwiatów. Wyglądało to przepięknie, a romantyczną atmosferę podkreślało szerokie, staromodne łoże wsparte na czterech kolumnach. Apartament uzupełniały dwie garderoby i dwie łazienki, choć Draco wątpił, czy jedna z nich będzie w najbliższej przyszłości często używana. Obaj czuli się ze sobą tak dobrze, że pozostawało bardzo niewiele intymnych czynności, przy których woleli jeszcze zachować całkowitą prywatność.
Do czwartkowego wieczoru Harry, pod czujnym okiem Dracona, zdążył poznać wszystkie skrzaty domowe. Uzyskał przy tym maksymalną ilość punktów za swoje zachowanie, które nie zmusiło ich do ucieczki z krzykiem, gdzie pieprz rośnie.
Draco ogarnął tęsknym wzrokiem sypialnię, która służyła mu przez całe życie, uśmiechając się do siebie na widok porozrzucanych tu i ówdzie rzeczy Pottera. Nie mógł się już doczekać nowiusieńkich pokoi, gdzie będą mogli stworzyć swoją niepowtarzalną mieszankę stylów — ich własną, prywatną sygnaturę. Zamknął za sobą cicho drzwi sypialni i niespiesznie zszedł krętymi schodami na spotkanie z Harrym na dole, w holu, skąd chcieli jeszcze raz wrócić Siecią Fiuu do mieszkania. Planowali zacząć nowe, podzielone między tymi dwoma siedzibami życie od najbliższego weekendu i chociaż Draco spędził u Pottera tak wiele sobót i niedziel, tym razem nie poczuje się tak, jakby był tylko gościem. Będzie tam u siebie, w domu.
Gdy leżeli już w łóżku, dotykając się palcami rąk, Harry wyszeptał:
— Boisz się?
— Oczywiście, że nie — powiedział Draco i przekręcił się na bok, przywierając do niego piersią i zarzucając nogę na jego uda. — Za jednym zamachem podwoiłem swoją kolekcję spinek do mankietów, więc czym mam się przejmować?
Harry roześmiał się cicho i cmoknął go w czoło.
— Jeszcze nigdy z nikim nie mieszkałem — przyznał. — To znaczy, oprócz szkoły, ale to się raczej nie liczy.
— A czy w takim razie ty się boisz? — spytał Draco ostrożnie i przesunął dłonią po jego piersi, pieszcząc skórę opuszką kciuka.
Harry westchnął.
— Tego, że cię rozczaruję? Tak.
— Przestań — wymruczał Draco prosto w jego policzek. Igiełki zarostu połaskotały go lekko w wargi. — Ufam ci całkowicie, Harry. — Była to absolutna prawda. — Powierzyłbym ci moją matkę, a nic w moim życiu nie było tak ważne jak ona.
Harry zamilkł i Draco zaczął się martwić, czy nie powiedział czegoś niewłaściwego, wywierając na Pottera zupełnie nową presję. W końcu Harry szepnął:
— Kocham twoją mamę. Traktuje mnie tak, jakbym był jej dzieckiem.
Znów zapadła długa cisza. Draco wiedział, że Potter pogrążył się w zadumie, której przyczyną mogło być sto różnych rzeczy.
— Na szczęście nim nie jesteś, Merlinowi niech będą dzięki — prychnął, próbując lekko zażartować. — Nie wydaje mi się, żeby nawet najbardziej tolerancyjne społeczeństwo dopuszczało małżeństwa między braćmi.
Poczuł ulgę i satysfakcję, gdy Harry zaśmiał się krótko, a atmosfera wróciła do normy. Pocałowali się na dobranoc, a Draco wymruczał kilka tradycyjnych „kocham cię" w delikatną skórę na karku Pottera. Wszystko miało ułożyć się jak najlepiej.

BIG DICK, COME QUICKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz