- Harry?
- Mhm? - mruknął Potter z roztargnieniem, ostrożnie polewając pieczeń z indyka przed ponownym wsunięciem jej do pieca.
- Możemy zatrzymać to lustro za łóżkiem?
Harry odwrócił się i wytarł ręce w ściereczkę.
- Zboczeniec - powiedział z uśmiechem.
- No dobra - pociągnął nosem Draco. - Pomyślałem po prostu, że to ci się spodobało, nic poza tym - wyjaśnił tonem sugerującym, że i tak nie wziął sobie odpowiedzi do serca.
Potter parsknął cicho i cisnął ściereczkę na blat.
- Tak, Draco, zatrzymamy to lustro. Prawdę mówiąc, tydzień temu zamówiłem prawdziwe, żebyśmy nie musieli zawracać sobie głowy zaklęciami zwierciadlanymi. Miałem nadzieję, że dostarczą je jeszcze przed świętami - powiedział ugodowo i zwichrzył Draconowi włosy, przechodząc obok jego krzesła po talerze stojące w jednej z szafek.
Draco uśmiechnął się pod nosem. Najwyraźniej obaj myśleli o niejednej mało typowej sprawie.
- Skończyłeś już? - zapytał rozdrażnionym tonem. - Chcę wreszcie zajrzeć do mojej skarpety*.
- Skarpety? - powtórzył Harry głosem zdradzającym chęć pobawienia się w kotka i myszkę. - A co każe ci sądzić, że w ogóle coś w niej znajdziesz? - Odwrócił się od swoich talerzy, oparł tyłem o szafkę i splótł ramiona na piersi z miną wyrażającą powstrzymywane rozbawienie.
- To, że tak gorliwie uprawiasz świąteczny kicz - poinformował go Draco rzeczowo. A potem, lekko zazdrośnie, dodał: - Poza tym tak się składa, że widziałem ją, porządnie wypchaną, w szafie, gdy poszedłem przynieść ci coś do ubrania. - Skubnął koszulkę, którą nosił Potter i wykrzywił się do niego przemądrzale.
- Zachowujesz się jak duże dziecko - roześmiał się Harry i potrząsnął głową nad zachowaniem Dracona, który skrzętnie ukrywał swoje zaangażowanie w sprawy związane z Bożym Narodzeniem. - W porządku, chodź. Zobaczmy, co przyniósł ci Święty Mikołaj, dobrze? - Odepchnął się od szafki i wyciągnął do Dracona rękę, którą ten radośnie pochwycił. Skończyło się tak, że to Draco wlókł Harry'ego za sobą, podekscytowany wizją dobrania się do swojego pierwszego prawdziwego świątecznego prezentu. No dobrze. Może niecałkiem pierwszego, takowy bowiem pojawił się jakieś pół godziny wcześniej w postaci ciepłych, wilgotnych ust, które łagodnie wyrwały go ze snu. A gdy już otworzył oczy w ten bożonarodzeniowy poranek, ujrzał wielki, schowany pod kołdrą kształt, który wydawał bardzo podniecające dźwięki, idealnie pasujące do leniwych ruchów ust, języka i zębów wokół wyraźnie zainteresowanego penisa.
Kiedy Draco ochłonął po orgazmie, Harry powoli przesunął się po jego ciele w górę, aż spod kołdry wyłoniła się jego zarumieniona i zadowolona, rozjaśniona nieco odurzonym uśmiechem twarz. Pocałował Dracona, a on wyczuł na jego ustach swój smak. Przez głowę przemknęła mu krótka myśl, czy przez resztę życia właśnie tak będą inaugurować święta? Czy stanie się to ich rytuałem powitania Bożego Narodzenia? Tak, to wyglądało na dobry plan. Ich własny sposób na rozpoczęcie tych szczególnych dni i jednocześnie kolejny przejaw ich miłości.
Draco wdrapał się na łóżko i patrzył, jak Harry wyjmuje z szafy skarpetę.
- Oooch! Ale wielka! - zachichotał, kiedy Potter położył ją obok niego i opadł na pościel z miną pełną ciepła i czułości. - Zawsze marzyłem o wypchanych, grubych skarpetach - zwierzył się Harry'emu gorącym głosem, sugerującym całą masę ukrytych znaczeń.
- Buee! - wykrzyknął Potter, łapiąc się za gardło i skręcając spazmatycznie na łóżku. - Co za obrzydliwa myśl!
Draco patrzył na jego zaczerwienioną ze śmiechu, wykrzywioną udawanym wstrętem twarz.
- No co? - zapytał, totalnie zdumiony.
Potter odwrócił się wreszcie do niego, już niemal zupełnie spokojny, ale wciąż z tym samym grymasem wokół ust.
- Gdy tylko powiedziałeś „wypchana, gruba skarpeta", od razu skojarzyłem sobie coś potwornego: Molly Weasley. Proszę, już nigdy nie wymawiaj przy mnie tych słów. A przynajmniej nie tym tonem.
- Zakład, że Artur Weasley byłby tym uradowany? - mruknął Draco, złapał skarpetę i zaczął ją zawzięcie obmacywać. - Chcesz dostać swoją? - zapytał ostrożnie, bo dobrze wiedział, co Harry sądzi o jego dziecinnym podejściu do kwestii świątecznych podarunków, a tym bardziej do konieczności osobnego zawijania w ozdobny papier wszystkiego, co miało wypełnić skarpetę.
- Masz dla mnie prezenty? - zdziwił się Potter niezmiernie, a kiedy Draco przytaknął, wykrzyknął: - Naprawdę? Fantastycznie! - Przeturlał się do niego i przywarł do jego ust w mokrym i mocnym pocałunku. - Nie musiałeś - powiedział, choć jego mina wyraźnie świadczyła o tym, że zabiegi Dracona były warte zachodu.
Draco wydobył z szuflady skarpetę dla Harry'ego, a potem usiedli naprzeciwko siebie, podobni do dwóch rywali rozpoczynających wyścig.
- Trzy... dwa... jeden... start! - zawołał Potter i obaj sięgnęli po paczuszki na samej górze, niecierpliwie rozrywając papier i równie szybko radząc sobie z resztą skarpety. Roześmieli się gromko, gdy okazało się, że obdarowali się nawzajem wyrobami Freda i George'a; każdy z nich trzymał w dłoniach parę drobiazgów z Magicznych Dowcipów Weasleyów. Były tam też inne rzeczy, takie jak samonapełniające się pióro, para spinek do mankietów w kształcie zniczy oraz, co dziwne, dwa niemal identyczne zestawy sekszabawek zawierające klamerki do ściskania sutków. Oba, jak wyszło na jaw, były przewidziane dla Dracona, choć jeden z nich natychmiast został oddany Harry'emu, który nie protestował, najwyraźniej godząc się użyć go na własnym ciele, gdy najdzie go podobny kaprys.
Kiedy wszystkie prezenty zostały rozpakowane, a łóżko pokryła warstwa rozerwanego papieru - o wiele grubsza, niż można było się spodziewać po ilości paczuszek - wyciągnęli do siebie ramiona i przytulili się mocno. Draco głaskał w zamyśleniu świeżo przystrzyżoną czuprynę Harry'ego, przeczesywał delikatnie palcami krótkie kosmyki nad jego karkiem i rysował nieregularne wzory na skórze głowy, przyprawiając kochanka o lekki dygot.
- Ależ mi dobrze - westchnął. Niemal pragnął, żeby nie musieli wstawać i przez cały dzień odgrywać roli gospodarzy.
- Mhm - odmruknął Harry i ukrył twarz w ciepłym zagłębieniu szyi Dracona. - Może tu zostaniemy?
- Jestem pewien, że matka byłaby zachwycona perspektywą zjedzenia z nami śniadania w sypialni - zadrwił Draco łagodnie.
Harry odsunął się niechętnie.
- Niedługo powinna się tu zjawić - powiedział. - Muszę pokroić wędzonego łososia. - Zaczął się podnosić, ale zatrzymał się bez oporu, gdy Draco złapał go za przegub dłoni.
- Najpierw chcę dać ci jeszcze jeden prezent - oświadczył, patrząc Potterowi w oczy i dziwiąc się samemu sobie, że dotąd nie zatonął w nich bezpowrotnie.
- Myślałem, że już mi go dałeś - uśmiechnął się Harry, jasno nawiązując do gorliwej odpowiedzi Dracona na okazane mu poranne względy. Draco skrzywił się z udaną irytacją, nie zdecydował się jednak skomentować.
Potter przyglądał mu się pytająco, kiedy zaklęciem przywoływał pakunek spod choinki stojącej w sąsiednim pokoju. Paczka poszybowała prosto do wyciągniętej ręki Dracona.
- Wesołych świąt, Harry - powiedział pełnym uczucia głosem.
Potter obdarzył go tak otwartym, szczerym uśmiechem, że jego serce na chwilę zgubiło rytm. Również rozkosznie uśmiechnięty, obserwował w milczeniu, jak Harry odrywa ozdobną taśmę i rozwija czerwony, foliowany papier.
- Wielki Boże! - Harry'emu z wrażenia zabrakło tchu. - Prawdziwy czarodziejski aparat fotograficzny! - Draco zachichotał i podciągnął kolana pod brodę, patrząc, jak Potter zmaga się z pudełkiem, wydobywa z niego urządzenie, obraca je w rękach i ogląda ze wszystkich stron.
- Pomyślałem, że możemy robić własne rodzinne zdjęcia, jeśli będziemy mieć swój aparat - wytłumaczył, nieco zażenowany nieskrępowaną radością Harry'ego. Wydawało mu się wręcz oszustwem, że aż tak go ucieszył podobnym drobiazgiem.
- To idealny prezent! - śmiał się Harry. - Nie mogę uwierzyć, że pamiętałeś!
Och, Harry, westchnął Draco w duchu. Gdybyś tylko wiedział. Zapamiętuję każde słowo, które wypowiadasz.
- W mojej szufladzie znajdziesz całą masę filmów do tego aparatu. Nie miałem pojęcia, ile zdjęć będziesz chciał dziś nastrzelać.
- Mnóstwo - odparł Potter wesoło i zeskoczył z łóżka, by wydobyć ze wskazanego miejsca magiczną kliszę. Kiedy już włożył ją do aparatu, wycelował w Dracona i powiedział: - Uśmiech!
Draco wolał zrobić coś lepszego. Złożył usta jak do pocałunku i przesłał Potterowi buziaka, na co ten, zachwycony, roześmiał się i nacisnął spust migawki.
- No dobrze, chodźmy - zarządził wreszcie Draco. - Matka będzie tu lada chwila.
Wyszedł pierwszy z sypialni, uśmiechając się do samego siebie. Za plecami słyszał radosne dźwięki wydawane przez Harry'ego, który bez opamiętania fotografował Merlin jeden wie co.
Draco przywitał Narcyzę przy oficjalnym kominku w holu wejściowym. Była ubrana o wiele mniej formalnie niż zwykle, gdy wybierała się poza dom na oficjalny obiad, a gdy Draco wymieniał z nią serdeczny uścisk i pocałunek w policzek, dotarło do niego, że po prostu starała się jak najlepiej dopasować strojem do Weasleyów. Powiedział jej więc ciepłym tonem, że wygląda pięknie, ona zaś wybuchnęła swoim dźwięcznym, dziewczęcym śmiechem, po czym oddaliła się w poszukiwaniu Harry'ego. Draco obserwował ich powitanie: miał wrażenie, że jego matka traktowała Pottera prawie jak adoptowanego syna. Wzięła go mocno w objęcia i również pocałowała w policzek, na co Harry zarumienił się wprawdzie, ale z całą powagą zrewanżował tym samym. Draco z przyjemnością stwierdził, że Potter darzy ją niekłamaną sympatią.
Na późne śniadanie Harry zaserwował im przepysznego wędzonego łososia i jajecznicę, co wcale nie przeszkodziło mu w nieustannym robieniu zdjęć. Zużył niemal całą rolkę filmu na same fotografie Dracona i jego matki, z wyjątkiem tych kilku klatek, które wykorzystała Narcyza - udało jej się uwiecznić Harry'ego i Dracona siedzących obok siebie przy stole, żartujących i roześmianych.
Całą wieczność zajęło im otwieranie prezentów, bo, jak się okazało, szaleństwo ich kupowania najwyraźniej dotknęło wszystkich po równo. No i oczywiście rozwijanie każdego z osobna musiało zostać utrwalone na zdjęciu. Stos barwnych paczek miał ponad pół metra. Rozprawili się z nim stopniowo, na przemian sięgając po prezenty, i obserwowali się wzajemnie z uwagą i szerokimi uśmiechami na twarzach. Podarunków było zbyt wiele, by je wymieniać z osobna, niemniej ich niewiarygodna różnorodność zasługiwała na wzmiankę. Ulubionym prezentem Narcyzy zdawała się być koszula nocna z Armatami z Chudley w niewyobrażalnie jaskrawym odcieniu pomarańczy. Popłakała się nad nią ze śmiechu. Pomysł tego zakupu pochodził od Harry'ego. Draco nie był do końca przekonany o jego trafności. Teraz wzruszył ramionami, przyznając w duchu, że się mylił, na co Potter odpowiedział bezczelnym mrugnięciem.
Oczywiście, najlepszy prezent dla matki Draco zachował na koniec. Gdy go otworzyła, w jej szeroko otwartych ze zdziwienia oczach pojawiły się łzy autentycznego wzruszenia. Przez dobrą minutę siedziała w ciszy, patrząc na podłużne, obciągnięte aksamitem pudełko, z ustami ułożonymi w małe „o".
Narcyza rzadko nosiła się na czerwono, co Draco zawsze uważał za wielkie nieporozumienie, bo ze swoją karnacją i blond włosami w szkarłacie prezentowała się olśniewająco. Z tą właśnie myślą zamówił dla niej przepiękny komplet złożony z naszyjnika oraz kolczyków. Kolię wykonano z trzech prostych rzędów bladokremowych pereł, ale jej centralnym punktem był lśniący głęboką, krwistą czerwienią rubin w kształcie łzy. Kolczyki, jego mniejsze kopie, mieniły się tą samą cudowną barwą. Kiedy Draco wspomniał o swoim pomyśle Harry'emu, ten z miejsca zgodził się z jego wyborem, zwłaszcza że pieniądze nie miały żadnego znaczenia w obliczu wszystkiego, co matka dla niego zrobiła i na pewno jeszcze zrobi.
Długo trwało, zanim Draco zrozumiał, że Narcyza płacze nad prezentem - działo się to tak cicho, że początkowo niczego nie zauważył. Naturalnie, umiejętność bezgłośnego płaczu nie była jej obca po tych wszystkich latach u boku Lucjusza. Przelotne wspomnienie ojca przywołało mu raptownie na myśl ostatni raz, kiedy widział ją zalaną łzami. Rzecz miała miejsce w salonie ich rezydencji, w dzień między egzekucją Lucjusza a jego pogrzebem. Do tej pory ani razu nie rozmawiali o tym, co było powodem tamtego płaczu, żałoba czy też ulga.
- Nigdy nie miałam własnych - szepnęła matka. Jej głos był tak cichy, że Draco i Harry musieli się zbliżyć, by go dosłyszeć. - Tyle klejnotów w spadku, ale żaden z nich nie został zrobiony specjalnie dla mnie. - Draco nie spuszczał wzroku z jej zasmuconej twarzy, pochylonej nad błyszczącymi rubinami. Narcyza zmarszczyła nagle czoło i spojrzała mu prosto w oczy. - Zachowasz je, dobrze? - zapytała, a raczej zażądała. - Nie sprzedawaj naszych klejnotów, Draco. Możliwe, że któregoś dnia pojawi się kolejny Malfoy, który będzie mógł je odziedziczyć.
Chyba nie słyszał jeszcze w swoim życiu równie smutnej rzeczy. Narcyza musiała być naprawdę zdesperowana. Nie istniał cień szansy na przedłużenie linii ich rodu i wszyscy troje doskonale o tym wiedzieli.
- Oczywiście, że je zatrzymam - uspokoił ją, a Narcyza przysunęła się do niego na kanapie i ścisnęła go z całej siły. Trzymał ją w ramionach i czuł ból. Jej ból. Ponad jej ramieniem widział Harry'ego i jego minę, pełną zrozumienia, którego nie umiał zinterpretować. To musiało mieć związek z rodziną, z historią, jak przypuszczał, ale może Potterowi chodziło również o coś więcej. Nie potrafił odgadnąć.
Narcyza potrzebowała paru minut, żeby ochłonąć, po czym podziękowała im wylewnie i przesunęła w ich kierunku bardzo dużą, płaską paczkę. Jak ich poinformowała, był to prezent dla nich obu, więc wspólnie wzięli się za rozpakowywanie, dzielnie odpierając pokusę natychmiastowego rozdarcia papieru.
W środku był obraz. A raczej portret. Przedstawiał ich obu, ubranych w ulubione garnitury i stojących razem przed głównym wejściem do rezydencji Malfoyów. Gdy papier został całkowicie usunięty, namalowane podobizny powitały ich entuzjastycznym machaniem. Draco oniemiał z wrażenia, Harry najwyraźniej zareagował tak samo. Uklękli obok siebie na podłodze, chłonąc każdy starannie przedstawiony szczegół i podziwiając formę oraz zdobienia złoconej ramy. Harry z obrazu odwrócił się, cmoknął stojącego koło niego Dracona w policzek i wziął go w objęcia. Wyglądali na szczęśliwych, a ich ruchy przepełniała swoboda i naturalność. Draco uśmiechnął się, kiedy prawdziwy Potter powtórzył gest malowidła, a potem pocałował go w usta, szczerze, choć z rezerwą ze względu na obecność matki.
- Narcyzo, jest cudowny - odezwał się Harry cicho. - Bardzo, bardzo ci dziękuję.
Draco spojrzał na matkę i uśmiechnął się tak ciepło, że w jej oczach ponownie zamigotały łzy wzruszenia. Wiedział, że malowidło znaczyło więcej, niż mogło się wydawać na pierwszy rzut oka. Scena na tle ich dworu świadczyła o jej pełnej akceptacji Pottera jako partnera syna. Ukazanie ich przed rodzinnym domem było niczym błogosławieństwo dla ich związku. Któregoś dnia, kiedy czas Narcyzy minie, rezydencja przejdzie w ich ręce.
- Nie musiałaś przecież... - zaczął, wiedząc, że żadne słowa podziękowania nie oddadzą jego wdzięczności. - Jak udało ci się...?
Narcyza westchnęła z zadowoleniem.
- Obawiam się, że musiałam posunąć się do podstępu, by zrealizować swój zamiar - odpowiedziała po chwili. - Kazałam autorowi obrazu śledzić was przez parę miesięcy. Musiał malować was na żywo, by uchwycić specyfikę ruchów, jak widzicie.
- Bardzo sprytnie - wtrącił Draco z lekką ironią.
Uśmiechnęła się bez cienia zażenowania.
- Mhm. Wiem - odparła. - Prawdę mówiąc, to nie jest jedyny obraz, jaki stworzył. Początkowo namalował mniejszy, przedstawiający tylko wasze twarze i ramiona. Powiesiłam go wczoraj wieczorem w galerii.
- Jestem pewien, że poszło ci świetnie - zachichotał Draco sarkastycznie.
- No cóż, Lucjusz miał coś do powiedzenia na ten temat, jak sobie możesz wyobrazić - westchnęła tonem zdradzającym rozbawienie. - Powiesiłam go dokładnie naprzeciwko jego portretu. Dostał pokazowego ataku szału!
- Mamo! - Draco zatchnął się z przerażenia. - Nie uważasz, że rozsądniej byłoby przybliżyć mu najpierw kwestię mojej orientacji seksualnej? Spodziewam się, że widok Harry'ego i mnie razem zabił go ponownie.
Narcyza machnęła lekceważąco ręką.
- Ach, bzdura! Temu staremu ponurakowi dobrze zrobi, gdy zobaczy cię szczęśliwego - powiedziała szelmowsko. - Wystarczająco namartwił się za życia, więc przynajmniej po śmierci mógłby zmienić swoje nastawienie. Ale powinieneś był go widzieć, jak przedziera się przez wszystkie obrazy, żeby dostać się do waszego portretu i pokazać, co o tym myśli. Dobry, kochany pra-pra-pradziadek Percival - uśmiechnęła się pod nosem. - Zatrzymał ojca swoim słynnym morderczym spojrzeniem.
Draco parsknął. Myśl o rozwścieczonej, szalejącej podobiźnie Lucjusza, która wyrzuca z siebie potok homofobicznych wulgaryzmów, była całkiem zabawna. Musi koniecznie pamiętać o odwiedzeniu galerii, kiedy następnym razem zjawi się w rezydencji. Nie był w niej już od lat. Uporczywie unikał nieuchronnej konfrontacji z portretem ojca i gorzkiego rozczarowania, jakiego z całą pewnością należało się spodziewać po ich rozmowie.
- Powiesimy go nad kominkiem? - zapytał Harry, wyrywając Dracona z zamyślenia. - Jeśli się pospieszymy, zdążymy zrobić to przed przybyciem Weasleyów. Mam jeszcze pół godziny, zanim będę musiał wsadzić ziemniaki do piekarnika.
Dokładnie tyle czasu zajęło im zawieszenie portretu. Narcyza stała z tyłu, niezbyt pomocnie nadzorując całą akcję. Od czasu do czasu mruczała:
- Trochę bardziej w lewo... Nie, nie... Lepiej w prawo. Albo nie, znów w lewo...
W końcu nawet Harry niemal stracił cierpliwość. Zdołali jednak uporać się z zadaniem, po czym pospiesznie uprzątnęli rozrzucony dokoła papier. A potem zaczęli schodzić się goście.
CZYTASZ
BIG DICK, COME QUICK
Hayran KurguNie moje, ja tylko udostępniam link: http://drarry.pl/forum/viewtopic.php?f=8&t=509