Wnętrze jaskini nie zachwyca różnorodnością. Idziemy i idziemy, a końca nie widać, zastanawiam się nawet, czy nie zabłądziliśmy, ale Bakugo wydaje się być pewny w swoich ruchach. Nawet na mnie nie patrzy, gdy wciąż przemierzamy skalne korytarze.
— Ile je... — zaczynam, ale ucisza mnie jego głośne syknięcie. Z daleka niesiony echem dobiega nas śpiew jakiejś kobiety. Czarodziejki.
— Tylko cicho, weźmiemy ją z zaskoczenia — mówi Bakugo, a ja wcale nie jestem pewien, czy to dobry pomysł, ale w końcu kiwam głową. Najwyżej zgodnie z bajkową tradycją pozamienia nas w żaby, ale... Ale to tylko sen.
Przez następne trzy minuty idziemy niemal na paluszkach, a ja jedynie wpatruję się w płaszcz Bakugo przed sobą, który w tym świetle wcale czerwony nie jest, i obawiam się, że w ogóle już nie będzie, bo ziemia w jaskini nie należy do najczystszych, a on przez swoją długość zbiera wszystkie brudy.
— Czarny kotek rybkę miał, oczka małe wydłubał... Kotku, kotku, eliksirek uwarz, kotku, kotku, oczka rybki usmaż, tralala... — Teraz słowa piosenki dobiegają nas wyraźnie i choć one same w sobie nie są zbyt ambitne, melodia pozostaje ładna i prosta. Przyłapuję się na powtarzaniu jej w głowie nawet wtedy, gdy czarodziejka przestaje śpiewać, a teraz słyszymy tylko cichy chlupot i pluski, gdy kobieta najwyraźniej robi eliksir, a gęsty dym wydobywający się z kotła przepełnia całe pomieszczenie, w którym się znajduje, i korytarz, na którym stoję razem z Bakugo. Nie widzę jego twarzy zbyt wyraźnie, ale na tyle, żeby wiedzieć, kiedy wreszcie kiwa głową, dając znak do wyruszenia.
Błyskawicznie wpadamy do środka, a ja zaraz muszę nieco się cofnąć, żeby objąć wzrokiem gabaryty w rzeczy samej całkiem sporego miedzianego kotła, przy którym na wysokim stołku stoi czarodziejka. Nie jest zbyt wysoka, ma okrągłe, rumiane policzki i brązowe włosy z dziwacznie przyciętą grzywką, która wystaje spod obszernego kaptura.
Znam ją.
— Uraraka? — mówię, zanim zdążam ugryźć się w język. Dziewczyna unosi brwi i chyba dopiero teraz nas zauważa, bo na jej twarzy błyskawicznie maluje się szok.
— Nie mam nic wartościowego! — piszczy głosem wyższym o oktawę niż gdy śpiewała, przez przypadek upuszczając chochlę, która z głośnym pluskiem wpada do zawartości kotła – kipiącego, gęstego, zielonego wywaru, która zostaje z niego wyparta przez jej gęstość i wylewa się niemal pod moje stopy. Bakugo w efekcie jest tym, który w niej stoi.
— Co to jest?! — krzyczy, prędko odskakując i posyłając Urarace wściekłe spojrzenie.
— Zupa ogórkowa!
— Tak?! To dlaczego gotujesz ją w czymś takim, co?!
— Bo wszystkie inne naczynia są brudne! — jęczy czarodziejka, chowając twarz w dłoniach, a mi robi się jej trochę żal. To nie może być dla niej zbyt łatwe, w końcu do jej kuchni tak po prostu wpadli jacyś dwaj uzbrojeni mężczyźni, w dodatku marnujący jej, um... zupę ogórkową...
— Niczego od ciebie nie chcemy! — wołam, podchodząc bliżej i uśmiechając się szeroko. Mam nadzieję, że mój łagodny ton nieco ją uspokoi. — Tylko, ee... przepowiedni dla przyszłego wodza rodu Bakugo!
Uraraka przypatruje mi się uważnie, po czym chyba decyduje się uwierzyć, bo wreszcie dość nieporadnie schodzi ze stołka. Czuję na sobie jej spojrzenie i jeszcze drugie, Bakugo, który chyba nie jest zachwycony tym, że to ja wszystko powiedziałem. Być może myśli, że to skaza na jego honorze, ale mam to gdzieś. Na własną rękę wywarł tylko złe pierwsze wrażenie, które ja, mam nadzieję, zatuszowałem.
CZYTASZ
Świadome Dni ||Kiribaku
FanfictionKrzyk. Przyjaciel w konwulsjach padający na ziemię. Krew. Śmierć. Czy to już zawsze będzie go prześladować? Kirishima Eijiro w pojedynkę zmaga się z ogromnym ciężarem. Musi odkryć tajemnicę swoich niesamowicie realistycznych, upiornych snów, które...