22| OLŚNIENIE

201 41 21
                                    

  Piątego dnia zaczynam rozpoznawać krajobraz. Tu drzewa przybierają dziwne, powykręcane kształty, niebo pokrywają gęste chmury, a kolory w charakterystyczny sposób bledną, zlewają się, szarzeją. Całe to miejsce dobitnie narzuca atmosferę niepokoju, która oczywiście udziela się i naszej trójce, choć tylko Midoriya daje to po sobie poznać; rozgląda się na boki nerwowo. Ja też się denerwuję, zwłaszcza dlatego, że wiem, co zaraz się stanie. Katsuki znowu umrze, nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

  Nie chcę, tak bardzo nie chcę przy tym być.

  — Bakugo, słuchaj... — zaczyna Midoriya, gdy przedzieramy się przez gęstwinę. Z oczywistych powodów nie ma tu ścieżki. Czarodziejka raczej woli pozostać w ukryciu. —Może lepiej będzie, gdy pójdziesz tam sam?

  Marszczę brwi, patrząc na niego z niezrozumieniem. Po co? Może myśli, że jeśli nie zobaczę śmierci przyjaciela, zostanę w tym świecie? Może naprawdę tak jest i Midoriya uważa, że w takim wypadku lepiej będzie po prostu mnie tu przetrzymać? Tyle że ja wcale nie chcę żyć w świecie bez Katsukiego! Wszystko stanie się szare, po po prostu... puste. Pozbawione sensu.

  — To po cholerę się za mną włóczycie, skoro nawet nie chcecie z nią gadać, ha?! — warczy Bakugo, łypiąc na nas groźnie przez ramię. Midoriya zachowuje kamienną twarz.

  — Chcemy. Wejdziemy po tobie. Być może takie sesje wymagają prywatności. — mówi spokojnie, choć dzięki mnie już wcześniej dowiedział się, jak dokładnie takie spotkanie przebiega. Wymagał dokładnych szczegółów, pytał nawet o zapach zupy ogórkowej. Moja odpowiedź (,,No... jak zupa. Kwaśnie...? Trochę jakby... śmierdziała, ale tak... pozytywnie.") niezbyt go zadowoliła.

  Bakugo milczy przez chwilę, wciąż nie zwalniając kroku, po czym w końcu decyduje:

  — Ta, lepiej, żebyście mi tego nie spieprzyli. Zostajecie.

  — Świetnie — kwituje Midoriya, a dosłownie minutę później stajemy na znajomej polanie.

  Przed oczami momentalnie robi mi się czerwono. Ten płaszcz Katsukiego... Ten cholerny płaszcz, plamy krwi... to tu zginął pierwszy raz. To tu wszystko się zaczęło. Mam ochotę spalić to miejsce, ale udaje mi się okiełznać nagłą wściekłość, głównie dlatego, że wciąż jestem bardzo ciekaw tego, co chce powiedzieć mi Midoriya. Niewątpliwie właśnie to jest powód jego decyzji, by odseparować się od Katsukiego.

  — Dasz radę — uśmiecham się, gdy ten podchodzi do ukrytego w cieniu wejścia do jaskini. — Na pewno dostaniesz super przepowiednię. — O ile zupełnie nieprzydatną informację o potomku można uznać za ,,super". Będzie wściekły... jeśli dożyje.

  — Oczywiście, że dam — prycha, ale widzę, że nieco się odpręża. Po chwili pewnym krokiem wkracza w mroczną czeluść, którą już niedługo pokryje czerwień jego krwi.

  Czekamy chwilę, a gdy jesteśmy pewni, że zostaliśmy sami, pytam:

  — Wymyśliłeś coś?

  Kiwa głową z poważną miną. Poprawia zielone loki, tak żeby nie opadały mu na oczy o tym samym, choć może nieco głębszym kolorze. Kołysze się na piętach. Wciąż się denerwuje.

  — Przede wszystkim przy następnej Próbie musisz koniecznie znowu o wszystkim mi powiedzieć. Mamy mało czasu, sam nie dasz rady...

  — Powiem. Coś jeszcze? — Być może brzmię na nieco zdesperowanego, ale to zwykłe złudzenie, bo tak naprawdę jestem bardzo zdesperowany. Po rozstaniu z Katsukim jest jeszcze gorzej. Powinienem tam być, powinienem go chronić...

  — Musisz się zapytać Bakugo w swoim świecie o tę datę. Dwudziesty ósmy listopada. Czemu akurat ona?

  Nie mam pojęcia, więc tylko kiwam głową. Równie dobrze może być losowa, ale jeśli to ważna wskazówka, głupotą byłoby tak po prostu ją ominąć. Zresztą zapytać nie zaszkodzi.

Świadome Dni ||KiribakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz